cytaty z książki "Tajemnice Rokicińskiej Manufaktury"
katalog cytatów
[+ dodaj cytat]
Otóż pewien biedny Żyd w Rzeszowie starał się o stanowisko sługi bożniczego. Ponieważ okazało się, że nie posiada sztuki pisania - stanowiska nie otrzymał. Żyd, nie mogąc znaleźć w Rzeszowie żadnego zajęcia, sprzedał swe graty i wyjechał do Ameryki. Tu mu się poszczęściło. Najpierw prowadził drobny handelek, potem handel hurtowy, przeprowadził kilka udanych transakcji giełdowych, wreszcie doszedł do olbrzymiej fortuny. Zaabsorbowany robieniem pieniędzy, nie miał czasu nauczyć się pisać. Wszystkie listy, czeki, zobowiązania podpisywał zań szwagier. W międzyczasie ożenił się. Pewnego dnia jednak szwagier zachorował, a tu sekretarz przynosi mu czeki do podpisania. Po chwili wahania, poleca, by sekretarz podpisał je jego nazwiskiem. "Czy pana prezesa boli ręka?" - pyta sekretarz, a ten mu odpowiada: "nie, po prostu nie umiem pisać". Wówczas sekretarz, patrząc nań z uwielbieniem, woła: "boże, jakim pan byłby wielkim finansistą, gdyby pan umiał pisać". A na to milioner: "Nie, panie, gdybym umiał pisać, byłbym sługą bożniczym w Rzeszowie i zarabiałbym dziesięć dolarów miesięcznie".
Cóż bowiem z tego, że człowiek ma prawo stworzenia rodziny, gdy nie ma środków na zbudowanie ogniska rodzinnego, cóż z tego, że ma prawo płodzenia dzieci, jeśli wie, że istoty te z góry skazane są na gehennę nędzy, cóż z tego wreszcie, że ma wolność osobistą, jeśli brak pracy przykuwa go do miejsca.
Dyrektor spojrzał nań z niedowierzaniem.
- Jak to, całe życie chcesz nic nie robić?
- Chcieć, chciałbym, ale ojciec będzie żądał, bym mu pomagał.
- Ale jak mu będziesz pomagał, jeżeli nie będziesz umiał?!
- Właśnie, gdybym wiele umiał, to by za wiele żądano ode mnie.
Walka pracy z kapitałem doprowadzić musi do zwycięstwa świata pracy. My jesteśmy tymi, którzy rewolucjonizują masy jak najlepsi agitatorzy socjalistyczni. Cóż z tego, że możemy dzięki niskim płacom taniej produkować, kiedy nawet tych tańszych towarów nie ma komu sprzedać.
- [...] Chcę się tylko napić dobrej czarnej kawy.
- Więc dokąd?
- Oczywista do "Esplanady".
Gdy życie jego, jego przyszłość, jego szczęście stało się zależne od kaprysu jednego czy dwóch ludzi, którzy mogli decydować o jego losach tylko dlatego, że mieli pieniądze, to uważał, że ma prawo ukraść. Bo czymże byli Hakonowie jak nie złodziejami? Kradli trud i wysiłek dziesiątek tysięcy ludzi. Dorabiali się na pocie i krwi tych, których widmo głodu wprzęgło w straszliwe jarzmo maszyny.
Uważał, że bogactwo jego ojca dźwigają go na jakieś wyżyny, że jest więcej wart od każdego, który nie może poszczycić się ojcem milionerem.