cytaty z książek autora "Bruno Jasieński"
Nie bój się wrogów -
w najgorszym razie mogą Cię zabić.
Nie bój się przyjaciół -
w najgorszym razie mogą Cię zdradzić.
Strzeż się obojętnych -
nie zabijają i nie zdradzają, ale za ich milczącą zgodą,
mord i zdrada istnieją na świecie
Wrzód faszystowski zniknie z oblicza ziemi dopiero wówczas, kiedy zostanie rozbita zmowa obojętnych, kiedy tysiące ludzi przestaną okazywać pomoc katom samym faktem swej neutralności
Wówczas, jak błyskawica, olśniło nagle Pierra proste objawienie: w bramach domów, w kubłach na śmiecie, znaleźć można bez wątpienia odpadki jedzeń!
Posłusznie zawrócił i powlókł się na poszukiwanie innej bramy. Jak się jednak przekonał, w społeczeństwie demokratycznym objawienie przestało być przywilejem jednostek, stając się dobytkiem zbiorowym.
Ani dom mi dom bez ciebie
ani wieś mi – nie wieś,
jeno mi się w oczy popatrz
i przez ramię przewieś.
Była to jedna z tych natur, jednocześnie prostych i skomplikowanych, spotykanych najczęściej na najniższym szczeblu drabiny społecznej, w których nieustanny, bezpośredni kontakt z zamkniętym światem przedmiotów rozwinął, niepostrzeżenie dla otoczenia, niedostępny dla innych, szósty zmysł — zmysł na zawsze obcej, milczącej materii — właściwy często ludziom obracającym się długo wśród głuchoniemych.
Żyjąc, jak w sferze dnia codziennego, w świecie prawie irrealnym, w przezroczystym świecie szkła, fantastycznych, niepojętych aparatów, René umiał odgadywać niepowtarzalną indywidualność przedmiotów, wyczuwać ją nawet w przedmiotach identycznych, wytwarzanych seriami, wydających się nam jednakowymi, podobnie jak dzikiemu Murzynowi z Senegalu wydawać się muszą jednakowymi twarze wszystkich Europejczyków.
Piastując je co dzień pieczołowicie, odkurzając je i polerując, René z trwogą czuł w rękach ich kruchy żywot, zależny od jednego nieostrożnego ruchu swoich zgrubiałych palców. Ustało się w nim groźne instynktowne poczucie odpowiedzialności za byt tego całego iluzorycznego światka istot bezbronnych i tajemniczych, zdanych na łaskę jego niewyszkolonych rąk.
Ilekroć zdarzało mu się rozbić któryś z powierzonych mu przyrządów, cierpiał nad tym więcej niż nad śmiercią jakiejkolwiek z istot żyjących. [...]
— Niech sobie okaleczą człowieka — człowieka mi nie żal! Człowiek może się bronić. Co innego — rzecz. Kto krzywdzi rzecz, jest łotrem. Rzecz jest bezbronna.
Poczucie wewnętrznej odpowiedzialności za życie setek tych kruchych istot przeważało szalę jego ludzkich sentymentów.
W chwilach wielkich kataklizmów i rewolucji ludzie typu René zdolni są do największych bohaterstw i poświęceń dla uratowania zagrożonej maszyny, spoglądając równocześnie obojętnie na rozlewaną w ich oczach krew ludzką.
Chcesz? – będziemy dziś przy gwiazdach tańczyć nago…
Daj mi dotknąć swoich miękkich ust – atłasów…
…Polecimy na Bleriocie do Chicago
Jeść o zmierzchu słodki kompot z ananasów.
Idę młody, genialny, niosę BUT W BUTONIERCE,
Tym co za mną nie zdążą echopowiem: – Adieu!
[„But w butonierce”].
Na ten dzień – pokłon jutru od dzisiaj
trzepoczącą się we krwi jak karp
na glinianej przynoszę wam misie
tę złą pieśń – mój największy skarb.
Nie można żałować wszystkich. Tak nie można byłoby żyć. Trzeba żałować tych, którzy są bliżsi.
Tylko białe posągi, strojne w swoją kamienność,
Stoją zawsze „na miejscu”, niewzruszenie correct.
Zmarnowałem podeszwy w całodziennych spieszeniach,
Teraz jestem słoneczny, siebie pewny i rad.
Idę młody, genialny, trzymam ręce w kieszeniach,
Stawiam kroki milowe, zamaszyste, jak świat.
[„But w butonierce”].
Kiedy w sierpniu roku 1921 w Zakopanem wracałem z wieczoru, na którym czytałem swoje najlepsze wiersze, odprowadzany przez słuchaczów przez całą długość Krupówek (od Morskiego Oka do Trzaski) gradem kamieni, dostatecznie dużych, aby rozpłatać głowę przeciętnego, a nawet nieprzeciętnego śmiertelnika (niestety było zbyt ciemno), myślałem o tym, że opinia elity publiczności naszej, wyrażona doraźnie po tym wieczorze, była dla mnie na ogół… zbyt pochlebną. Ukamieniowanie w r. 1921 nie wchodziło bynajmniej w zakres moich ambicji. Byłem po prostu zażenowany, jak zbyt chwalony autor.
Na klawiszach usiadły pokrzywione bemole,
Przeraźliwie się nudzą i ziewają Uaaaa…
Rozebrana Gioconda stoi w majtkach na stole
I napiera się głośno cacao-choix.
[„Rzygające posągi”].
I zatańczą nonsensy po ulicach, jak ongi,
Jednej nocy pijanej od szampana i warg.
Kiedy w krzakach widziałem RZYGAJĄCE POSĄGI
Przez dwunastu lokajów niesiony przez park.
[„Rzygające posągi”].
Świat, jak źle skonstruowana maszyna, więcej niszczy, niż produkuje.
Chwile życia są kruche i słodkie (...).
[„Trupy z kawiorem”].
Biała nuda usiadła w kucki na czarnym dywanie i podaje mi fajkę nabitą antypiryną.
[„Intermezzo”].
Nie zatrzymam się nigdzie na rozstajach, na wiorstach,
Bo mnie niesie coś wiecznie, motorycznie i przed.
One jeszcze nie wiedzą, że, gdy nastał Jasieński,
Bezpowrotnie umarli i Tetmajer i Staff.