cytaty z książki "Dolina Muminków w listopadzie"
katalog cytatów
[+ dodaj cytat]
Paszczak obudził się powoli i gdy tylko stwierdził, że jest sobą, zapragnął być kimś innym, kimś kogo nie znał. Czuł się jeszcze bardziej zmęczony niż wtedy, kiedy kładł się spać, a tu tymczasem nastał już nowy dzień, który będzie trwał aż do wieczora, a potem przyjdzie następny i jeszcze następny i ten znów będzie taki sam, jak wszystkie dni w życiu Paszczaka.
Schował się więc pod kołdrę i zagrzebał nos w poduszkę, potem przesunął się brzuchem na brzeg łóżka, gdzie było chłodne prześcieradło, a potem rozłożył się na całym łóżku, wyciągając ręce i nogi i wciąż czekał na przyjemny sen, który nie nadchodził. Wreszcie zwinął się w kłębek i zrobił się malutki, ale i to nie pomogło. Starał się być Paszczakiem, którego wszyscy lubią, i starał się być Paszczakiem, którego nikt nie lubi. Lecz co z tego, kiedy i tak ciągle był tylko Paszczakiem, który wszystko robi, jak może najlepiej, ale nic mu naprawdę dobrze nie wychodzi.
Nie wyruszył od razu. Wiedział z doświadczenia, jak ważne jest umieć odkładać to, za czym się tęskni.
Nie przejmuj się, nie ma tu nic gorszego niż my sami.
Któregoś wczesnego ranka w Dolinie Muminków Włóczykij obudził się w swoim namiocie i poczuł, że nadeszła jesień i czas ruszać w drogę.
Taki wymarsz zawsze jest nagły.
W jednej chwili wszystko się zmienia, temu, kto odchodzi, zależy na każdej minucie, szybko wyciąga namiotowe śledzie i gasi żar, zanim ktokolwiek przyjdzie przeszkadzać i wypytywać, i zaczyna biec, w biegu zarzucając plecak, i wreszcie jest już w drodze, raptem spokojny niczym wędrujące drzewo, na którym nie rusza się ani jeden liść. Tam gdzie stał namiot, świeci pusty prostokąt trawy.
Później, kiedy zrobi się dzień, zbudzą się przyjaciele i powiedzą:„Odszedł, widać jesień się zbliża.
Dawno już pozbyła się wszystkich swoich krewnych i uciążliwych znajomych i miała mnóstwo czasu, żeby zajmować się swoim domem i swoją samotnością, żeby spadać całkiem samotnie z własnego dachu.
Spokojne przechodzenie jesieni w zimę wcale nie jest przykrym okresem. Zabezpiecza się wtedy różne rzeczy, gromadzi się i chowa jak największą ilość zapasów. Przyjemnie jest zebrać wszystko, co się ma, tuż przy sobie, możliwie najbliżej, zmagazynować swoje ciepło i myśli i skryć się w głębokiej dziurze, w samiutkim środku, tam gdzie bezpiecznie, gdzie można bronić tego, co ważne i cenne, i swoje własne.
Nie ma nic przyjemniejszego i nic prostszego, jak czuć się wygodnie. Mimbla nie przejmowała się tymi, których spotykała i których potem nie pamiętała, nigdy nie próbowała mieszać się w ich sprawy. Przypatrywała się im i ich kłopotom z rozbawionym zdziwieniem.[...] Na dworze padał deszcz. Za kilka godzin będzie akurat na tyle głodna, żeby zjeść przygotowaną przez Filifionkę kolację, i może będzie miała ochotę porozmawiać sobie z kimś. Na razie nie musiała nic robić, mogła pogrążyć się w otaczające ją ciepło, cały świat był jedna wielką, miękką kołdrą okrywającą Mimblę, wszystko inne pozostawało na zewnątrz. Mimbli nigdy nic się nie śniło, spała wtedy, kiedy miała ochotę, i budziła się wtedy, kiedy było warto.
Można leżeć na moście i patrzeć, jak przepływa pod nim woda. Albo biegać i brodzić w czerwonych botach po mokradłach. Albo zwinąć się w kłębek i przysłuchiwać się, jak deszcz pada na dach. Bardzo jest łatwo miło spędzać czas.
W zimie człowiek robi się strasznie stary.
Są tacy, co zostają w domu i są tacy, co odchodzą. Zawsze tak było. Każdy może sam wybrać, ale musi to zrobić, póki jeszcze czas, i w żadnym razie nie rozmyślić się.
Wtedy w ostatnim domu ktoś uchylił drzwi i bardzo stary głos zawołał:
- Dokąd idziesz?
- Nie wiem - odpowiedział Włóczykij.
Drzwi zamknęły się i Włóczykij wszedł w las. Miał przed sobą sto mil ciszy.
... milczał tylko i wszystko wiedział lepiej od innych. Cokolwiek mówił, brzmiało dobrze i słusznie, ale potem, kiedy się znów było samemu, nie rozumiało się, co miał na myśli, a nieśmiałość nie pozwalała wrócić i zapytać.
Ktoś pyta, co ma robić i co będzie, i że to jest okropne, a ty odpowiadasz, że będzie śnieg albo wiatr, albo coś w tym rodzaju, albo chcesz jeszcze cukru...
Czas płynął, a deszcz nie przestawał padać. Żadnej jeszcze jesieni tyle nie padało. Doliny wzdłuż wybrzeża nasiąkły wodą, która spływała z gór i pagórków, i ziemia butwiała zamiast wysychać. Lato wydawało się nagle tak dalekie, jakby go nigdy nie było, drogi od dom do domu wydłużyły się i każdy siedział schowany u siebie.
Homek szedł wolno przez ogród, w stronę dużej sadzawki, i myślał: „Nie chcę mieć przyjaciół, którzy są mili, choć wcale mnie specjalnie nie lubią, ani też nikogo, kto jest miły tylko dlatego, żeby nie być niemiłym".
..życie jest jak rzeka. Niektórzy żeglowali na niej powoli, inni szybko, jeszcze inni przewracali się razem z łodzią.
Była późna jesień. Włóczykij szedł dalej na południe, lecz co jakiś czas rozstawiał namiot i pozwalał dniom mijać, jak chcą, chodził sobie i przyglądał się różnym rzeczom, nic nie myśląc i nic nie pamiętając, i dużo spał. Zachowywał ostrożność, ale niczym się właściwie nie interesował i nie obchodziło go, dokąd idzie - chciał tylko iść dalej.
Są tacy, co zostają w domu, i tacy, co odchodzą. Zawsze tak było. Każdy może sam wybrać, ale musi to zrobić, póki jeszcze czas, i w żadnym razie nie rozmyślić się.
Z biegiem lat nagromadziło mu się na podłodze mnóstwo rzeczy. Tyle tego zawsze jest, czego nie warto podnosić, i tyle powodów, żeby nie podnosić.
Była już późna jesień i wieczory robiły się bardzo ciemne. Filifionka nigdy nie lubiła nocy. Nie ma nic gorszego, jak patrzeć w całkowitą ciemność, to tak, jakby się szło prosto w nieskończoność nie mając nikogo przy sobie.
Można leżeć na moście i patrzeć, jak przepływa pod nim woda. Albo biegać i brodzić w czerwonych botach po mokradłach. Albo zwinąć się w kłębek i przysłuchiwać się, jak deszcz pada na dach. Bardzo jest łatwo miło spędzać czas.
Spokojne przechodzenie jesieni w zimę wcale nie jest przykrym okresem. Zabezpiecza się wtedy różne rzeczy, gromadzi się i chowa jak największą ilość zapasów. Przyjemnie jest zebrać wszystko, co się ma, tuż przy sobie, możliwie najbliżej, zmagazynować swoje ciepło i myśli i skryć się w głębokiej dziurze, w samiuśkim środku, tam gdzie bezpiecznie, gdzie można bronić tego, co ważne i cenne, i swoje własne. A potem niech sobie sztormy, ziąb i ciemności przychodzą, kiedy chcą. Niech się tłuką o ściany szukając po omacku wejścia, i tak go nie znajdą, bo wszystko jest zamknięte, a w środku siedzi ten, kto był przezorny, siedzi i śmieje się, zadowolony z ciepła i samotności.
Nikt mu nie przeszkadzał, nikt mu nie mówił, kim jest.
Ale w każdym razie przyjemnie jest spotkać kogoś, kto wie, co to za uczucie być starym.
Na te rzeczy trzeba się decydować, póki się jest w odpowiednim nastroju, i najlepiej szybko, zanim nastrój minie.
Nie ma nic gorszego, jak patrzeć w całkowitą ciemność, to tak jakby się szło prosto w nieskończoność, nie mając nikogo przy sobie.
W sierpniu, gdzieś w Dolinie Muminków, wpadło mu w ucho pięć taktów, które niewątpliwie mogły się stać wspaniałym początkiem melodii. Zjawiały się w sposób całkiem zwyczajny, jak to bywa z dźwiękami, gdy się je zostawi w spokoju. Teraz nadszedł czas, żeby je wydobyć i żeby powstała z nich piosenka o deszczu.
Nikt go nie widział, kiedy odchodził. Bez walizki, bez parasola i bez pożegnania się z kimkolwiek z sąsiadów.
Trzeba zapominać o wszystkim, co nieprzyjemne.