cytaty z książki "Sklep potrzeb kulturalnych - po remoncie"
katalog cytatów
[+ dodaj cytat]
Marysia napisała wypracowanie o księdzu Ściegiennym, że reprezentował nurt plebejsko-rewolucyjny w walce o wyzwolenie narodowe. Przeczytała i usiadła, ponieważ uznała, że spełniła, czego od niej żądano. – Marysiu, wstań i wyjaśnij, co to znaczy – poprosiła pani Olędzka, więc Marysia wstała i wyjaśniła, że wypracowanie na pewno jest dobre, bo przepisane z kalendarza, można się nie obawiać. Pani na to, że Marysia sama powinna napisać wypracowanie. Marysia, że przecie sama pisała. Pani, że nie napisała, tylko przepisała. Marysia, podenerwowana: Ne dy włośnie! Samak przepisała. Pani: siadaj, dwója. Marysia: Dwója, to dwója, niekze ta.
Skoro nieustraszony Jędrzej Dziadoń dowiedział się, że jego Bronka chwyta za skrzypce i gra nie gorzej od wybitnych prymistów, ogromnie się zmartwił. Próbował zaradzić złu domowym sposobem, to znaczy bił Bronkę, zabronił dotykać skrzypiec, dawał ciężką robotę. Nic nie pomagało. Po raz pierwszy w życiu bezradny, zwierzył się ze swego zmartwienia Zamoyskiemu, bo mu ufał.
I wtedy stała się rzecz najbardziej zdumiewająca w całym życiu Dziadonia. Zamoyski, którego finansowa skrupulatność, niekiedy nazywana skąpstwem, a zarazem szczodrość były szeroko znane, wezwał Bronkę, posłuchał jej grania, po czym sprowadził dla niej z Wiednia koncertowe skrzypce wysokiej klasy, a Dziadonia postraszył, że wyrzuci go z posady, jeśli będzie dziewczynce dokuczał. Tak opowiadano.
...mówią że gra Wanda Wiłkomirska, laureatka drugiego międzynarodowego konkursu imienia Henryka Wieniawskiego. Julcio mruczy:
– Hej, panowie som panowie. Konkursy robiom, nagrody bierom, a Dziadońki ku sobie nie pytali, bo by ik hań syćkik ozdupcéła.
Bo jeśli ktoś ma honor, to ma go przede wszystkim wtedy, gdy mu się to nie opłaca. Jędrzej Opacian Kubin, spinkarz z Ratułowa, gdy skończył siedemdziesiąt pięć lat (było to za późnego Gomułki), dostał pismo: Obywatel Opacian Kubin Andrzej, Ratułów. W związku z nadaniem Obywatelowi Złotego Krzyża Zasługi prosimy o przybycie w dniu… do Ministerstwa Kultury i Sztuki, Warszawa, Krakowskie Przedmieście numer, pokój numer, celem uroczystej dekoracji. Pożądany strój regionalny. Ministerstwo zwraca koszty przejazdu II kl. pociągu pośpiesznego. Pieczęć, podpis nieczytelny. Kubin wyrwał kartkę z zeszytu wnuka, siadł i odpisał: Niek bedzie pofolony Jezus Kristus! Kie jo fcem komusi dać podarek, to mu go niesem, a nie odkazujem, coby ku mnie przyseł. Kubin. W ministerstwie nie wiedzieli co z tym zrobić, wysłali odznaczenie do Nowego Targu. Stamtąd wezwali Kubina nowym pisemkiem. Odpisał: Niek będzie pofolony Jezus Kristus! Nie pojehałek ku panowi, nie pojadym ku pahołkowi. Kubin. Więc przyjechała do Ratułowa czarna wołga z powiatu, dekoracja odbyła się w izdebce. Było tam rozgrzebane łóżko, niezamiecione klepisko, pod oknem kowadełko, stół, narzędzia. Kubin przyjął medal, dźwignął klapę w podłodze, zszedł do piwnicy po litworówkę, poczęstował gościa. Gość wypił, usiadł na łóżku i wygłosił pogadankę na temat kulturalnego zachowania, że władzę wypada szanować, ale władza ludowa nie jest mściwa, wprost przeciwnie, wyrozumiała i Kubinowi wybacza, ponieważ rozumie, że artysta miał trudne dzieciństwo i nie nabrał ogłady. Kubin słuchał z wielką powagą, a na pożegnanie powiedział: – Panie. Barz wom dziękujem za medal i za to, coście prziseł zaźryć ku mnie. Ale nie zaboccie na drugi roz powycierać butów, bo nie mom rad błota w izbie. Sprzątanie mie straśnie mierzi. Boze wos prowodź.
Wobec cywilizacji XX wieku Dziadek zgłaszał liczne i bardzo poważne zastrzeżenia. – Dziadowie nie mieli, a zyli – zwykł był mawiać o autobusach, elektryczności, samolotach i innych wynalazkach. Na przykład: Dziadowie nie mieli radiów nijakik, a przecie muzyke mieli i tys głupio godoli, kielo trza. Albo: Rower, co to za wynalazek. Ino rzyć sie wiezie, a nogi i tak musom robić.
Szczytem idiotyzmu naszych czasów, zdaniem Dziadka, są panowie. Siedzieć w mieście i zarabiać w jakiejś śmierdzącej norze przez jedenaście miesięcy w roku po to tylko, by dwunasty miesiąc spędzić w górach i cieszyć się światem, a potem dobrowolnie wracać do miasta i znowu cały rok siedzieć w śmierdzącej norze, to jedna wielka głupota. Bogaty pon siedzi w mieście jak we więzieniu, jak w grobie, raz do roku przepustka w prawdziwe życie, martwi się, czy go będzie stać na wczasy, a biedny Dziadek ma wczasy całoroczne. Więc, gdyby Dziadek był bogaty, byłby straśnie biydny. Ale, kwała Bogu, zupełnie się na to nie zanosi.
Zrobiłem jej zdjęcie, podarowałem odbitkę. Obejrzała, podziękowała, pochwaliła.
– Doś pikna baba, kieby ino nie ta gymba.
Zaprosiłem ją na kilka dni do Warszawy. Ależ miałem frajdę, patrząc na moje miasto oczyma starej góralki i słuchając jej wnikliwych uwag.
Weszliśmy do Pałacu Kultury.
– Jak się pani podoba, pani Broniu?
– Bars piknie, bars piknie. Ale – jakoz wom pedzieć – kieby nie było telo piknie, ino kapecke mniej, bełoby pikniej.
Bars dobrze, a jak niedobrze, to tys dobrze. A kie mie wypuscali, zawiedli mie do nacelnika. – Zaufaliśmy wam, Orłowski, zwalniamy was przedterminowo, dajemy wam szansę. Czy zrozumieliście swój błąd, Orłowski? – Ej, zrozumiołek, dobrze zrozumiołek. Jus nigda nie bedym sadził korpieli, bok wos ino korpiele i korpiele zor. – Nacelnik oździawił kufe i spytoł, co to korpiele. Tok mu pedzioł: dy przecie brukiew. Sprógujcie, bo dzisiok tys pewnie dajom.
Kiek béł mały chłopiec, moja matusia godała: Ej, Józku, Józku z tobie to bedzie abo dziod, abo pon. I sprowdziéło sie.
Brońcia, góralka z Zębu wspominała, że kiedy jako młodziutka dziewczyna pasała w dolinie Jaworzynki, tuż nad Kuźnicami i Józek się do niej zalecał, to była ogromnie ciekawa, czy o nią mu chodzi, czy o kierpce, bo miała nowe kierpce na nogach. Józek ściągnął je Brońci i upiekł nad ogniskiem. Gdy mi o tym opowiadała, była starą kobietą, ale uśmiechała się jak młoda dziewczyna, mówiąc, że gdyby wtedy zależało mu na niej, nie na kierpcach, mama by się nie dowiedziała i nie byłoby awantury.