cytaty z książki "Kiedy znów będę mały"
katalog cytatów
[+ dodaj cytat]
No, trudno: nie wiem, nie rozumiem, nie mogę. Dlaczego muszę rozumieć? Dlaczego koniecznie, że nie uważam? Czy dzieciom mniej zdolnym już się nie należy ani trochę miejsca na tym świecie?
Dlaczego tak jest? Dlaczego tak często bez winy krzywda nam się dzieje? Dlaczego wolno dziecko niesprawiedliwie ukarać i uważa się to za drobiazg i nie odpowiada się za to przed nikim?
Dorosłemu nikt nie powie: "wynoś się", a dziecku często się tak mówi. Zawsze jak dorosły się krząta, to dziecko się plącze, dorosły żartuje, a dziecko błaznuje, dorosły płacze a dziecko maże się i beczy, dorosły jest ruchliwy, dziecko wiercipięta, dorosły smutny, a dziecko skrzywione, dorosły roztargniony, dziecko gawron, fujara. Dorosły się zamyślił, dziecko zagapiło. dorosły robi coś powoli, a dziecko się guzdrze. Niby żartobliwy język, a przecież niedelikatny. Pędrak, brzdąc, malec – nawet kiedy się nie gniewają, kiedy chcą być dobrzy.
Jeżeli nie widzą, to nic, a jak zobaczą to zawsze: "zapnij guzik, dlaczego masz buty zabłocone, czy odrobiłeś lekcje, pokaż uszy, obetnij paznokcie". I to nas uczy po trochu unikać, kryć się – nawet jeżeli nic złego nie zrobiliśmy. A kiedy przypadkiem spojrzą, czekamy zaraz na jakąś uwagę.
Teraz już rozumiem, że u dzieci, jak się coś jedno nie uda, to się zaraz nawali i to, i to, i to. Od razu człowiek traci wiarę w siebie. A powinno być tak, że jak jeden skrzyczy, drugi powinien pochwalić, zachęcić, pocieszyć. I czy trzeba krzyczeć? Bo ja wiem: może trzeba, może nie.
Dorosły ma swoje pieniądze i co potrzebne kupi. dziecko jak z łaski dostaje. Ma czekać, aż rodzice będą w dobrym humorze, bo przykre słowo powiedzą. Dziecko powinno mieć stałą pensję miesięczną, żeby wiedziało, co ma, żeby się nauczyło wydawać, żeby mu starczyło. A ty albo nic nie masz, albo od razu dużo. To uczy hazardu i żebraniny. Bo umyślnie się będzie przymilał, żeby coś dostać.
Czemu dorośli nie szanują naszych dziecięcych łez? Bo im się zdaje, że często, o wszystko, o byle co płaczemy. Nie. Małe dzieci krzyczą, bo to ich jedyna obrona: narobi krzyku, to się ktoś znajdzie, co zwróci uwagę i przyjdzie z pomocą. Albo z rozpaczy już krzyczy. A my płaczemy rzadko i nie o to, co najważniejsze. Jeżeli bardzo zaboli, to się jedna łza pokaże, i koniec.
Są niby dwa różne życia: ich – poważne i godna szacunku; nasze – niby na żart. Że mniejsi i słabsi, więc jakby zabawka tylko. Stąd lekceważenie. Dzieci – to przyszli ludzie. Więc dopiero będą, więc jakby ich jeszcze nie było. A przecież jesteśmy, żyjemy, czujemy, cierpimy. Lata nasze dziecinne – są to lata naprawdę życia.
Dobra jest szkoła. Pozwala człowiekowi myśleć długo o różnych rzeczach. Jednego się dowiem na geografii, drugiego na przyrodzie, na historii – i nie spodziewasz się nawet, jak się wszystko to w myśleniu przydaje.
Powiadacie: – nuży nas obcowanie z dziećmi. Macie słuszność. mówicie: – bo musimy się zniżać do ich pojęć. Zniżać, pochylać, naginać, kurczyć. Mylicie się. Nie to nas męczy. Ale że musimy się wspinać do ich uczuć. Wspinać, wyciągać, na palcach stawać, sięgać. Żeby ich nie urazić.
Jeśli wiem, że nie mam słuszności, przeproszę, ale później kiedy. Już sobie wybiorę taką chwilę, że będzie można. Bo inaczej wychodzi tylko kłamstwo i fałsz.
Natchnienie – to jakby rozmowa człowieka z Bogiem. I nikt nie ma prawa się wtrącać. Bo wtedy muszę być sam, żeby nie widzieć, nie słyszeć.
Niewygodnie być małym. Ciągle trzeba głowę zadzierać do góry. Wszystko się dzieje gdzieś wysoko, nad tobą. Czuję się człowiek jakby mniej ważny, poniżony, słaby jakiś i zagubiony. Może dlatego lubimy stać przy dorosłych, kiedy oni siedzą: wtedy możemy widzieć ich oczy.
Dzieci potrzebne są na świecie i właśnie takie, jakie są.
Dzieciom się zdaje, że dorosłemu matka niepotrzebna, że tylko dziecko może być sierotą. Już tak jest, że im starsi, tym rzadziej mają rodziców. Ale i dorosły ileż ma chwili takich, kiedy zatęskni za matką, za ojcem, gdy mu się zdaje, że tylko rodzice mogliby wysłuchać, zrozumieć, poradzić i pomóc, a jeśli trzeba – przebaczyć i pożałować. Więc i dorosły czuje się sierotą.
Dziecko powinno być swobodne, kiedy się na nie patrzę. A jeśli chcę coś powiedzieć, to nie, że mi się przypadkiem nawinęło, ale że naprawdę chcę mu coś powiedzieć.
Widocznie i dzieciom i dorosłym dzieje się nie najlepiej. Ci mają swoje troski i smutki, ci swoje.
Przyjemniej zrobić samemu i mieć dla siebie. Od nikogo się nie jest zależnym. Ale dzieci rzadko coś mają naprawdę. Ubranie niby moje, a rodzice kupili. Za książki i zeszyty odpowiada się i w domu, i w szkole. Każdy ogląda i ma prawo się wtrącić. Nauczycielce wolno książkę zwinąć w trąbkę, a niech ktoś z nas spróbuje. Zaraz powiedzą, że nie szanujemy. Bo u dzieci wszystko musi być wzorowe.
Przecież my lepiej wiemy, co nam dolega, przecież my więcej czasu mamy, żeby patrzeć i myśleć o sobie, przecież my lepiej siebie znamy, więcej razem jesteśmy. Jedno dziecko wiele może nie wiedzieć, a w gromadzie zawsze się ktoś znajdzie, co lepiej rozumie. My jesteśmy rzeczoznawcy naszego życia i naszych spraw.