cytaty z książek autora "Alan Gibbons"
[...] żeby zrobić coś dobrego, potrzeba bardzo dużo ludzi. Za to jeden, góra dwóch wystarczy, by uczynić potworne zło.
- Kiedyś wypełniała nam świat - powiedziała mama z oburzeniem. - Nie może ot, tak, zniknąć tylko dlatego, że jej serce przestało bić!
Trzy siły toczą ze sobą wojnę: dobrzy ludzie, źli ludzie i policja.
Wszyscy zakochiwali się w Rosie. A potem ktoś uznał, że jej nienawidzi.
Czułam się tak, jakbym moim zdradzieckim milczeniem wciąż od nowa zabijała Rosie.
Niektórzy z moich przyjaciół już o tym wiedzą, ale teraz powiem to przed wszystkimi. W tym tygodniu wyjawiłem rodzicom, że jestem gejem. Jestem dumny z tego, jaki jestem, tak samo jak wy powinniście odczuwać dumę z tego, jacy jesteście. Chcę powiedzieć, że wszyscy tutaj, w Shackleton, dziewczyny i chłopaki, biali i czarni, geje i hetero mają takie samo prawo do szacunku. Sprzeciw wobec uprzedzeń i dyskryminacji nie jest atakiem na wolność słowa. To nieprawda, że polityczna poprawność posunęła się stanowczo za daleko. To niezbędna ochrona praw wszystkich obywateli, bez względu na kolor skóry, płeć, i orientację seksualną.
Wspomnienia są jak ostrza. Sny są narzędziami tortur. Myśli opadają człowieka jak chmara os, pozostawiając piekące ukłucia na ciele. Kiedy tracisz siostrę, nie jest to bynajmniej koniec, lecz zaledwie początek rozumienia jej osobowości. Poznajesz ją coraz lepiej, bardziej jej potrzebujesz, ale jej nie ma. Ta nieobecność jest najgłębszą raną.
Wszystko może sprawić, że znowu pojawi się w drzwiach: zdjęcie z wakacji, zapach, smak, pamiątka zbierająca kurz na regale lub zapomniana w walizce.
W każdej społeczności są geje. I masz rację, że nie jest to już tak wielki problem jak dawniej, mało tego, ta kwestia w ogóle nie powinna budzić kontrowersji, ale nadal wielu ludzi żywi uprzedzenia w stosunku do osób LGBT[...].
Moze na tym właśnie polega dorastanie. To ten moment kiedy słyszysz, jak Bob Marley przekonuje cię, że wszystko będzie dobrze, ale ty wiesz, że to tylko słowa piosenki.
Czuł w nozdrzach tamto ciepłe, przesycone wonią kwiatów powietrze i widział zbliżającą się parę - wysokiego, smukłego mężczyznę, dwudziestodwulatka, i jego o dwa lata młodszą dziewczynę. Była śliczna i milcząca.
Była dziewczyną, która zginęła.
Każdy, kto wchodził do domu, musiał się z tym zmierzyć. Musiał czuć na sobie badawczy wzrok Rosie, gdy wspinał się po schodach. Przyglądałam się szelmowskiemu uśmiechowi, delikatnym rysom, kształtnemu nosowi, prześlicznie zaplecionym włosom. Widziałam to zdjęcie co dzień rano przed wyjściem do szkoły i po południu, gdy wracałam. Była to pierwsza informacja przekazywana przez dom: Rosie kiedyś tu mieszkała. Jeszcze niedawno dom wibrował jej rytmem, brzmiał echem jej szczerości i humoru, ale to się skończyło. Rosie nie wybiegnie już do college'u. Nie zawoła, że właśnie wróciła. Portret mówił każdemu, kto tylko chciał wiedzieć, że jej obecność rozświetlała to miejsce, lecz jej śmiech nigdy więcej nie będzie tutaj słyszany. Rosie odeszła, a ci, którzy pozostali, odczuwali jej brak niczym nękający ból.
Patrzyłam za nim. Lekko zwieszone ramiona, pochylenie pleców powiedziały mi, że on wie. Zrozumiałam, że upiory dręczą go tak samo jak mnie.
Czy żądałam za dużo, chcąc być wolna i pogodzona ze światem? Chcąć być po prostu sobą?
Za bardzo ją kocham, by znaleźć sobie inną kobietę, lecz nie na tyle mocno, żeby do niej wrócić.
- Nadal się przyjaźnimy? - zapytałam.
Jess uśmiechnęła się do mnie.
- Do końca życia.