cytaty z książki "Koniec świata, jaki znaliśmy. Klimat, przyszłość i szanse demokracji"
katalog cytatów
[+ dodaj cytat]
Demokracja, jeśli ma się zmierzyć z poważnymi problemami przyszłości, nie może ominąć pytania, jak ma wyglądać społeczeństwo za 10 czy 25 lat. Bez konkretnie-utopijnego wyobrażenia świata przyszłości nie da się w ogóle ustalić kryteriów, według których należałoby definiować dzisiejsze priorytety. Kształtowanie teraźniejszości jest funkcją tego, jaka ma być przyszłość, tu nie wystarczy już pozbawione fantazji credo naszych czasów: "Tak jak teraz, tylko lepiej!". Właśnie w obecnym kryzysie widać fatalne skutki sytuacji, w której wspólnota polityczna nie kieruje się żadną wizją przyszłości i nie wie, jakiego modelu życia chcą jej obywatele.
(...) gdy wszyscy muszą współdziałać, wielu zachowuje się jak pasażerowie na gapę. To przede wszystkim ten znany z życia codziennego problem pasażera na gapę nie został dotąd rozwiązany. Pojawił się on dlatego, że środowisko (w tym wypadku atmosfera i oceany) postrzegane było jako własność wspólna, z której wszyscy, zwłaszcza państwa przemysłowe, w dużym stopniu korzystali, nie troszcząc się o jego przetrwanie jako dobra publicznego. Nawet gdyby jakieś hipotetyczne państwo gorących zwolenników redukcji dwutlenku węgla chciało zapewnić poszanowanie interesu wspólnego, to nie mogłoby ono nikomu zabronić czerpania z tego korzyści, przez co jadący na gapę korzystaliby ze zmniejszenia emisji, nie ponosząc jego kosztów.
Korzyść wynikową" odnosi się z rezultatu działań politycznych - z ustaw, podwyżek emerytur, niskiej stopy inflacji i innych dostrzegalnych dla obywateli skutków polityki. Poza tym istnieje jednak także "korzyść procesualna", tj. chęć posiadania wpływu na te skutki i radość z posiadania tego wpływu. Jest to niezwykle ważne źródło ożywiające demokrację, gdyż "służy subiektywnemu poczuciu zadowolenia, którego ludzie doznają niezależnie od wyniku samych procesów decyzyjnych". Coś podobnego przeżywa się w pracy, gdy człowiek zostanie w sposób właściwy i koleżeński potraktowany przez przełożonych, na stadionie, gdy obejrzy mecz zgodny z regułami fair play, albo gdy przyjdzie mu do głowy jakiś dobry pomysł.
Koniecznością wyrzeczeń szermuje się zwykle, gdy ktoś przekonuje do zmiany zachowań. Z drugiej strony takie argumenty dość łatwo obalić. Wystarczy wskazać, że obecnie również wyrzekamy się wielu rzeczy, na przykład braku hałasu, gdy mieszka się w pobliżu uczęszczanych dróg lub korytarzy powietrznych, którymi samoloty schodzą do lądowania (...). Ludzie godzą się, świadomie albo nieświadomie, na wyrzeczenia różnych rozmiarów, ponieważ nie mają lepszej pozycji przetargowej. Ulegają przymusowi, który zgodnie z modelem racjonalnego wyboru biorą za zdrowy rozsądek, choćby dlatego, że w ostatecznym rozrachunku bardziej opłaca się im mieć niezdrową pracę niż nie mieć żadnej, głośne mieszkanie zaś jest lepsze niż ciche, na które nie ma się pieniędzy.
Choć nakłady na komunikację społeczną są coraz większe, to elitom w coraz mniejszym stopniu udaje się wytłumaczyć ludziom, co robią i dlaczego. Władza ludu jest w "demokracji medialnej" uzależniona od medialnego, przede wszystkim zaś wizualnego przekazu. Polityka konkuruje tu jednak z ofertą samych mediów i formami prezentacji, które bez wątpienia mają większą wartość rozrywkową. Także obecny kryzys generuje typowe obrazki - karykaturalne rytuały uścisków dłoni i przejść po czerwonym dywanie, którym podporządkować musi się nawet kanclerz Merkel. Koresponduje z tym wrażenie, że siedząc przed telewizorem, bierze się w tym wszystkim udział - ludzie rzadko wiedzieli więcej, ale dzisiaj częściej niż kiedykolwiek nie ruszają się w ogóle z kanapy. "Wrażenie partycypacji" jest w każdym razie silniejsze niż faktyczna partycypacja, a tę nierównowagę wzmacnia jeszcze wrażenie wszechkompetencji, które płynie z wystąpień polityków. W tej sytuacji telegenicznym populistom głównie z prawa, ale i z lewa, udaje się "prezentować się jako siła działająca poza obrębem zamkniętego świata elit politycznych, siła, która rozmawia z ludźmi i przemawia w ich imieniu, i potrafi dać poczucie tożsamości bezkształtnej masie w środku społeczeństwa".
Żydzi europejscy ulegli fatalnemu w skutkach złudzeniu, że naziści są takimi samymi antysemitami jak ci, których znali od stuleci. Wydziały antyterrorystyczne w USA przewidywały zamachy bombowe wszelkiego rodzaju, ale już nie porwanie samolotu i użycie go w sposób skuteczniejszy od jakiejkolwiek bomby. Posiadanie doświadczenia jest pomocne, kiedy mamy do czynienia z powtarzalnymi zdarzeniami - doświadczenie prowadzi jednak na manowce, kiedy chodzi o trafną ocenę wydarzeń bez precedensu.
Domniemany podmiot tych niemożliwości to trzeci wątek. "Człowiek" nie chce przecież z niczego zrezygnować, twierdzą telewizyjni eksperci, kiedy ktoś mówi o dobrym życiu. "Ludzi" nie należy straszyć, twierdzi pani kanclerz, kiedy wspomina się o możliwości niepokojów społecznych wskutek kryzysu gospodarczego. "Ludzie" nie dojrzeli do partycypacji demokratycznej, polegającej na czymś więcej niż tylko postawieniu krzyżyka na kartce wyborczej. Obywatele, czyli polityczne podmioty życia społecznego, zmienili się w "ludzi", w biologiczną kategorię istot, którym należy politykę komunikować i tłumaczyć, gdyż nie rozumieją one, co rządzi "polityką" i "gospodarką".
Oto, co socjolożka Jutta Allmendinger wyczytała w "tonach literatury socjologicznej": "Ludzie nie wybiegają myślą dziesięć czy piętnaście lat naprzód. Weźmy prawdopodobny kryzys energetyczny albo globalne ocieplenie. [...] Ludzie konsumują niepokojące wiadomości z takim samym zapałem, z jakim kupują słodycze. Ale sami nie angażują się na rzecz reform, które werbalnie jak najbardziej popierają". Zdaniem Allmendinger dotyczy to nawet niesprawiedliwości społecznej, odczuwanej na własnej skórze: "Ludzie dostrzegają, że społeczeństwo nie jest sprawiedliwe, ale zawsze znajdują jeszcze wielu ludzi, którzy w hierarchii dziobania znajdują się niżej od nich. To ich uspokaja".
Istotnie, często wystarczy tylko niewielka zmiana perspektywy albo, jak w tym wypadku, zmiana układu odniesienia, a rzeczywistość zaczyna wyglądać inaczej. Może to uchodzić za warunek podstawowy każdej udanej próby zrozumienia rzeczywistości: kto cały czas patrzy w ten sam sposób, staje się zakładnikiem stosunków, które go kształtują. Jeśli szuka się punktu obserwacji na metapoziomie, z którego samemu można ogarnąć całą przestrzeń, wtedy oczom ukazuje się inny obraz i otwierają się możliwości myślenia bez ograniczeń i tabu.
W tej sprawie działać mogą nie tylko parlamentarzyści, grupy nacisku z mandatem wyborczym lub bez czy organizacje pozarządowe, ale i - jako swego rodzaju "trzeci sektor" - zorganizowane lokalnie podmioty społeczeństwa obywatelskiego. (...) Jego działalność wydaje się niepolityczna, a jego siła negocjacyjna znikoma. Ale to właśnie zmienione style życia i zachowania konsumenckie są podstawą skutecznego ustawodawstwa w dziedzinie polityki ochrony środowiska i skutecznej administracji. Powodują one, że debata publiczna i doniesienia mediów stają się konkretne, inspirują przedsiębiorców i edukują w kwestiach dotyczących naszego życia codziennego.
Nowe technologie nie dały ludziom nic więcej niż "poczucie partycypacji", znane z demokracji telewizyjnej, w której obywatele dowiadują się wszystkiego i we wszystkim uczestniczą, nie ruszając się z kanapy i pozwalając różnym Berlusconim robić to, co im się żywnie podoba. "Nowe media" są manipulatorskie jak "stare", a nawet je pod tym względem przewyższają, gdyż informacje nie podlegają w nich żadnej weryfikacji - kto zagwarantuje, że wiadomości krążące w internecie są prawdziwe?