cytaty z książki "Werniks"
katalog cytatów
[+ dodaj cytat]
Każdy portret musi być nowym człowiekiem. Nową istotą, która powstaje ze zmieszania się drugiego człowieka ze mną. Jest to małżeństwo, chwilowe, ale spełnione, portret zaś jest naszym dzieckiem, narodzinami, drugim wspólnym spełnieniem.
Gdyby ktoś mógł obserwować mnie przy pracy, oszalałby z całą pewnością. Wydawało by mu się, że patrzy na krawca, który pracuje starannie, ma do dyspozycji najlepszy materiał i nici i szyje płaszcz, który ma jeden rękaw dłuższy od drugiego albo brakuje mu w ogóle otworu na głowę.
Gdy nadchodzi starość, stajemy się dla dzieci zawadą, jednym z niepotrzebnych rupieci, choć je kochamy, choć one nas kochają.
Lustra też kłamią. Kłamstwo odbija się w kłamstwie, tworząc coś, w co gotowi jesteśmy uwierzyć.
Artystyczne zaparcie, skoncentrowane gówno z nienapisanych książek, nie namalowanych obrazów to najbardziej niszcząca substancja znana ludziom.
Zagubione ciała. Kochające dusze. Zrywamy się stąd, wracamy na ląd, gdzie żyjącym bije dzwon.
Kiedy maluję kogoś innego, jesteśmy bardzo blisko siebie, model, ja, sztalugi, tworzymy trójkąt, dotykamy się kolanami, zaplątani w siebie, przytuleni do sztalug. Potrzebujemy zbliżyć się, w przeciwnym razie mogę tylko patrzeć. A samo patrzenie podobne jest do obliczania, mierzenia czy opisywania, a może, co jest jeszcze gorsze, do szacowania.
Zaglądanie we własne wnętrze jest najtrudniejszą, a zarazem najbardziej satysfakcjonującą rzeczą, do jakiej zdolny jest człowiek.
Lekceważymy ignorancję tolerujemy nietolerancję. Przestańmy mleć ozorem po próżnicy.
Czas to grząskie błocko. Przecieka przez palce. I wsysa jak bagno.
Pudełka w pudełkach. Stawiamy mury naprzeciwko murów. Otwieramy się jedynie, zamykając innych w naszych więzieniach.
Chyba wszyscy pożądamy tego, co niemożliwe, to część ludzkiej natury.
Jest to swego rodzaju osmoza, ludzie pozostają przeze mnie przefiltrowani. Nigdy nie zdarza mi się malować i patrzeć równocześnie. Maluję jak we śnie, absorbując moich modeli, jestem przez nich absorbowany. Stają się krwią, komórkami, związkami chemicznymi, elektrycznością w moim mózgu. Przechodzą przeze mnie, mieszają się ze mną, moimi kationami i anionami, moimi łańcuchami węglowodanów, chemicznymi bankami pamięci. Przez chwilę wszystko wrze dziko, a potem spływa po moich nerwach, wzdłuż ramienia do koniuszków palców i dalej do pędzla. Z pędzla wylewają się kolory i światło kierowane przez mój mózg, moje ciało, moją psychikę, przed moimi oczami, a wzrok mam zamglony przez modela, kogoś, nie mnie; wspomaga, przemienia mnie, symbiotycznie, trochę kanibalizmu z odrobiną rzymskiego pogaństwa.