cytaty z książki "Proces"
katalog cytatów
[+ dodaj cytat]
Smutne zapatrywanie [...]. Z kłamstwa robi się istotę porządku świata.
Pan chce widzieć sens, a dopuszcza się największego bezsensu. To doprawdy może przyprawić o rozpacz.
Tylko nie utknąć w połowie drogi. To było nie tylko w interesach, ale wszędzie i zawsze najgłupsze ze wszystkiego.
Ale na gardle jego spoczęły ręce jednego z panów, gdy drugi tymczasem wepchnął mu nóż w serce i dwa razy w nim obórcił. Gasnącymi oczyma widział jeszcze K., jak panowie blisko, przed jego twarzą, policzek przy policzku, śledzili ostateczne rozstrzygnięcie. "Jak pies!" - powiedział do siebie. Było tak, jak gdyby wstyd miał go przeżyć.
Jak pięknie to było przedstawić się najpierw i tak dopiero dać się poznać.
Sąd niczego od ciebie nie chce. Przyjmuje cię, gdy przychodzisz, wypuszcza, gdy odchodzisz.
Zawsze pragnąłem dwudziestoma rękami naraz chwytać świat, i to nawet dla niesłusznego celu. To było mylne; czy mam teraz pokazać, że nawet jednoroczny proces nie zdołał mnie niczego nauczyć? Czy mam odejść jak człowiek niepojętny? Czy mam pozwolić, by mówiono o mnie, że na początku procesu chciałem go ukończyć, a teraz, na jego końcu znowu go zacząć? Nie chcę, by tak mówiono. Jestem wdzięczny za to, że dano mi na tę drogę tych półniemych, nierozumiejących panów i że mnie samemu pozostawiono, abym powiedział sobie o tym, co nieuchronne
Tu nie mógł nikt inny otrzymać wstępu, gdyż to wejście było przeznaczone tylko dla ciebie. Odchodzę teraz i zamykam je.
Nie chcę i nie potrzebuję też żadnej innej podzięki, jak tylko, byś mnie kochał.
- Ciebie kochać? - pomyślał K. w pierwszej chwili, dopiero potem wpadło mu do głowy: - No tak, kocham ją.
Dla podejrzanego lepszy jest ruch niż spokój, bo ten, kto spoczywa, może każdej chwili, nie wiedząc o tym, znajdować się na szali wagi i być ważonym wraz ze swoimi grzechami.
Wówczas krzyknął ksiądz do K.:
- Czyż nie widzisz nic na dwa kroki od siebie?-
Krzyknął to w gniewie, ale równocześnie jak ktoś, kto widzi czyjś upadek, a ponieważ sam się przestraszył, nieostrożnie, mimo woli podnosi krzyk.
... sprawiedliwość musi spoczywać, inaczej chwieje się waga i sprawiedliwy wyrok staje się niemożliwy.
Nie trzeba wszystkiego uważać za prawdę, trzeba to tylko uznać za konieczne.
Smutne zapatrywanie [...]. Z kłamstwa robi się istotę porządku świata.
Kobiety mają wielką moc. Gdybym mógł kilka kobiet, które znam, do tego skłonić, by dla mnie wspólnie coś zrobiły, musiałbym dopiąć swego. Zwłaszcza w tym sądzie, który składa się prawie tylko z samych kobieciarzy. Pokaż z daleka kobietę sędziemu śledczemu, a obali on stół trybunału i oskarżonego, byle tylko do niej na czas zdążyć.
Uważasz, że to co przyjaciele robią dla ciebie, za coś, co się samo przez się rozumie. Zresztą twoi przyjaciele, przynajmniej ja, robimy to chętnie. Nie chcę i nie potrzebuję innej podzięki, jak tylko, byś mnie kochał.
Jeśli się ma dobre pod tym względem oko, rzeczywiście widzi się, jak piękni bywają często oskarżeni. [...] Oskarżeni są właśnie najpiękniejsi.
Ciebie kochać? - pomyślał K. w pierwszej chwili, dopiero potem wpadło mu to do głowy: - No tak, kocham ją.
- Moja niewinność nie upraszcza sprawy - rzekł. Musiał mimo wszystko uśmiechnąć się i potrząsał powoli głową. - Chodzi tu o różne subtelności, w które sąd wnika. W końcu jednak wywleka skądś, gdzie pierwotnie nic nie było, jakąś wielką winę.
Proces wszedł w stadium, gdy nie można już udzielić żadnej pomocy, gdy opracowują go niedostępne trybunały, gdy nawet oskarżony staje się już dla adwokata niedosięgły. Przychodzi się wówczas pewnego dnia do domu i znajduje się na stole te wszystkie liczne wnioski, które się z taką gorliwością i nadzieją opracowywało: odesłano je, gdyż nie można ich przenieść w nowe stadium procesu, są już bezwartościowymi szpargałami. Przy tym proces nie musi być już koniecznie przegrany, wcale nie, przynajmniej nie ma żadnej mocnej podstawy dla takiego przypuszczenia, po prostu nie wie się już nic o procesie i niczego się już o nim nie będzie wiedziało.
Adwokaci - a nawet najmniejszy ma przynajmniej częściowo wgląd w panujące tu stosunki - są jak najdalsi od myśli, aby wprowadzić w sądzie jakieś ulepszenia lub o nie walczyć, gdy tymczasem - i to jest bardzo znamienne - prawie każdy oskarżony, nawet ludzie całkiem ograniczeni, zaraz na wstępie procesu zaczynają myśleć o projektach reformy i często marnują na to czas i siły, które o wiele lepiej mogliby inaczej zużytkować. Jedynie właściwą rzeczą jest pogodzić się z istniejącymi stosunkami.
O moim niebezpieczeństwie nie mówmy już, boję się niebezpieczeństwa tylko tam, gdzie go się chcę bać.
- Ale to drugie uwolnienie znowu nie jest ostateczne - rzekł K. i pokręcił głową z niezadowoleniem.
- Oczywiście, że nie - rzekł malarz - po drugim uwolnieniu następuje trzecie, po trzecim uwolnieniu ewentualnie czwarte i tak dalej. To leży już w pojęciu pozornego uwolnienia.
Chodzi o zupełne wyeliminowanie obrony, obwiniony powinien być zdany we wszystkim na siebie samego.
W jednym z listów kuzyn opisywał obrazowo, jak stara kobieta, która wcześniej ledwo się wlokła, stawia teraz zamaszyste kroki, kiedy ją co niedziela prowadzi do kościoła. A jemu K. mógł wierzyć, bo kuzyn, skłonny zazwyczaj do czarnowidztwa, wyolbrzymiał w swoich sprawozdaniach raczej niedobre wiadomości, niż dobre.
... jakiego rodzaju uwolnienia pan pragnie. Istnieją trzy możliwości, mianowicie:prawdziwe uwolnienie, pozorne uwolnienie i przewleczenie".
"Obie metody mają to wspóle - rzekł - że zapobiegają skazaniu oskarżonego. - Ale zapobiegają też prawdziwemu uwolnieniu - rzekł K. cicho, jakby się wstydził, że doszedł do tej prawdy. - Pan trafił w sedno rzeczy - rzekł malarz prędko".
- (...) nie oczekuję i nie potrzebuję twojej wdzięczności, byleś mnie kochał. „Ciebie kochać? - pomyślał w pierwszej chwili K. i dopiero potem przemknęło mu przez głowę: - No tak, kocham ją".