rozwiń zwiń

Ciemny tunel przeznaczenia. „Labirynt” Przemysława Bystrzyckiego

LubimyCzytać LubimyCzytać
07.11.2023

Niepozorny stos pożółkłych kartek. Archiwa pisarskie skrywają ich wiele, a wśród nich odnaleźć można materiały biograficzne, dzienniki, korespondencję, pamiątki, a także teksty literackie i dokumentację pracy twórczej: bruliony, notatniki, konspekty… Materia, znajdująca się poza czytelniczym obiegiem (albo funkcjonująca w prywatnym kręgu autora, choć i to nie jest oczywiste), a stanowiąca kapitalne źródło wiedzy o twórcy, pisarskich zwyczajach, inspiracjach, procesie tworzenia. Dom Literatury jest oddziałem Biblioteki Raczyńskich w Poznaniu, powołanym specjalnie w tym celu – aby gromadzić, opracowywać i badać archiwa pisarzy związanych z Poznaniem i Wielkopolską. W ostatnim czasie szczególną uwagę zwróciliśmy na przekazaną do naszej instytucji spuściznę literacką Przemysława Bystrzyckiego (1923–2004), szukając pomysłu na przypomnienie biografii i dorobku pisarza, publicysty, krytyka literackiego i teatralnego, zesłańca, spadochroniarza cichociemnego (pseud. „Grzbiet”), który w tym roku obchodziłby stulecie urodzin.

Ciemny tunel przeznaczenia. „Labirynt” Przemysława Bystrzyckiego

Niełatwa to materia – rękopisy i maszynopisy Bystrzyckiego. Ich palimpsestowa struktura – naklejane na arkusz tekstu karteczki z uzupełnieniami, liczne skreślenia, nadpisania – zdradza intensywny, momentami gorączkowy proces twórczy. Bystrzycki nie pozostawił plików ani wydruków komputerowych; nieznana była mu opcja delete, skutecznie destylująca tekst ze znamion autorskich zmagań z materią językową – oferująca gotowy produkt.

Aktywność pisarska Bystrzyckiego początek swój bierze w latach 50. ubiegłego stulecia. Jest autorem 23 powieści, tomów opowiadań i książek wspomnieniowych. Pisał niemal do końca swoich dni – najpóźniejszy maszynopis nieukończonej, niezatytułowanej powieści pozostawionej w archiwum nosi datę zaledwie kilka dni poprzedzającą śmierć pisarza.

Nie ten jednak tekst zwrócił uwagę edytorów, a napisany znacznie wcześniej „Labirynt”. Jest to powieść, która powstawała w latach 1983–1985. Brulionowy autograf odkrywa przed czytelnikami dwie wersje podtytułu: „Elegia żałobna” oraz „Tren”. Powieść ma też marginalnie odnotowany tytuł wariantywny: „Tunel”.

Podróż w głąb pamięci i historii

Z gąszczu brulionowych dopisków i doklejek wyłania się materia fabularna sytuująca czytelnika w rozpoznawalnej topografii – Poznań, lata 50. minionego stulecia, Garbary, synagoga zamieniona na miejską pływalnię, kręgielnia na Szelągu, palmiarnia. Mało tego, materia powieściowa zasadza się na biografii Bystrzyckiego (jego ówczesny adres zamieszkania, sytuacja rodzinna) – nie będzie błędem uznanie bohatera za alter ego pisarza.

Bohater – Nobody – wyrusza samotnie w mroczne miasto – „ciemny tunel przeznaczenia”. Wie, że ma cel – ale go nie zna; rytm jego wędrówki wyznacza pulsująca w boku, bezkrwawa rana, niewiadomego pochodzenia. Jego nocna eskapada, przybierająca znamiona koszmarnego snu, pełna tajemniczych postaci – przewodników (karzeł z komunistycznego afisza, stwory z bestiariusza, Lady Godiva ze szkockiej legendy, smętni mocarze w kręgielni), szybko okazuje się czymś więcej niż wędrówką po labiryncie miasta – to podróż w głąb pamięci i historii, dla odkrycia faktów ukrywanych przez opresyjną władzę.

Ofiary zbrodni czasów stalinowskich stopniowo ujawniają się bohaterowi – otrzymują imiona, nazwiska i twarze. Działacze podziemia antykomunistycznego, towarzysze broni Bystrzyckiego – cichociemni żołnierze Armii Krajowej, szkoleni w Wielkiej Brytanii do walki dywersyjnej w okupowanej Polsce. Konspiratorzy, partyzanci i komandosi zarazem. Działając w myśl hasła „Wywalcz jej [Polski] wolność lub zgiń”, po zrzucie do kraju musieli stanąć do walki z hitlerowskim, a potem czerwonym okupantem. Byli obiektami bezwzględnych polowań ze strony NKWD i UB. Zamordowani (na ogół strzałem w tył głowy) w katowniach na Mokotowie i w Zamku Lubelskim w latach 1944–1953, a następnie wyeliminowani ze zbiorowej pamięci. A raczej – obarczeni piętnem zdrajców stanu. 

Widzę ich twarze. Czaykowski jest łysawy, ma przycięte wąsiki, uchodził za żołnierza bez trwogi; młodzieńczy wygląd Dekutowskiego podkreśla czupryna, ciemna, obfita, opadająca na czoło, ma oczy połyskujące filuternymi ognikami; Górskiego znamionuje powaga, rysy ściągnięte jakby przed podjęciem trudnej decyzji; Kontrym niesie w sobie doświadczenie, pełną świadomość celów, robocie nadawał znamiona własnej dojrzałości; Kułakowski podgląda spod przymrużonych powiek, zażenowany własną urodą, pragnąłby ukryć w sobie albo zetrzeć z twarzy filmowy powab; Rossiński patrzy na mnie z dystansem, oddzielony od reszty, wyzywający, nieuległy. Siódmy jest Szczepański; cichy, o twarzy jakby smutnej – może dlatego, bo wyraża przeczucie własnego losu. Ósmy Winter; ma w twarzy gotowość, jest jakby przysposobiony na wszystko, przy ukrytym w rysach spokoju; mógł przewidzieć swój los? – i to od razu w czerwcu, w Poznaniu. O dziewiątym nic nie potrafię powiedzieć. Pozostaje pytanie: kto zna miejsce ich pochówku. Groby, prawda, dla żyjących są tylko wspomnieniem. A może w tym rzecz: aby były wspomnieniem...

To dziewięciu cichociemnych (zważmy, jak wymowne jest pozostawienie dziewiątego bezimiennym), o których dobre imię Przemysław Bystrzycki prowadził rzetelną i wytrwałą batalię, a na jej marginesie powstał „Labirynt”. Powieść nie dziwi w dorobku autora „Znaku cichociemnych” (wyd. 1983), który otwarcie przyznawał, że służba w elitarnej jednostce ukształtowała jego tożsamość i narzuciła bezwzględny nakaz pozostawienia świadectwa czasom, w których przyszło działać jemu i jego towarzyszom broni. By dać świadectwo czasom i ludzkim losom, trzeba – jak powiada Narrator – wytrwale śledzić tor pocisku.

Materia, która nie mogła znaleźć się w oficjalnej publicystyce i książce wspomnieniowej Bystrzyckiego, pomieściła się w powstającej równolegle powieści. Czytelnicy Bystrzyckiego bez trudu odnajdą analogię z wcześniej, choć także pośmiertnie, opublikowaną książką autora – „Echami Kandałakszy” (2009), która z kolei stanowi summę niepokojów, refleksji i poszukiwań pisarza związanych z losem jego ojca, Tadeusza Bystrzyckiego – ofiary zbrodni katyńskiej. Kolejnego obszaru historii, skutecznie przez lata „wyciętego” z tkanki zbiorowej pamięci. 

Bystrzycki miał szczęśliwą rękę do tytułów. Oddziałują na wyobraźnię, intrygują, niepokoją swoją dźwięczną obcością. Przywołajmy choćby „Wiatr Kuszmurunu” czy „Echa Kandałakszy”. Znamionuje je konotacja przestrzenna: bezkres stepu, sowieckiego imperium, przestrzeń wroga i zniewalająca jednostkę – „nieludzka ziemia” (ogarniający wszystko, stepowy wiatr przywołuje tytuł innej epopei polskiego losu – „Zasypie wszystko, zawieje…” W. Odojewskiego, skądinąd spowinowaconego z Bystrzyckim).

Odwrotu nie będzie

W tym kręgu semantycznym sytuuje się także „Labirynt”, jednakże jako rewers nieograniczonej dali. Kulturowy i powieściowy labirynt to miejsce obce, osaczające, niosące zagrożenie, przerażająca przestrzeń, w której zakamarkach czai się zło. Ciemność, wilgoć, mgła, ciasnota – więzienie. Podróż po labiryncie, jakkolwiek zdefiniowanym, nie jest nigdy niewinną eskapadą. Wchodząc w ów paradoksalny, klaustrofobiczny bezmiar razem z bohaterem – autorem – narratorem (status narratora tej powieści jest bardzo niejednoznaczny), trzeba mieć świadomość, że odwrotu nie będzie.

To wyzwanie dla czytelnika. Nie oznacza to jednak: „żegnaj się z nadzieją”, bo wszak czy błądzenie – wysiłek ku odnalezieniu światła – nie jest aktem samym w sobie godnym podjęcia? Droga przez powieściowy labirynt to przedzieranie się przez meandry kłamstwa i manipulacji systemu politycznego; to odkrywanie mrocznej i bolesnej prawdy o jednostkach i dziejach; to wreszcie przedzieranie się w gąszczu symboli naszej kultury – w poszukiwaniu najbardziej adekwatnego języka do opowieści o tym, co wypowiedzieć trudno. Figura labiryntu oraz topos wędrówki jako podstawowej sytuacji egzystencjalnej człowieka okazały się dla pisarza formułą najwłaściwszą. Zważmy ponadto, że samotna wędrówka w ciemność nocy, zmaganie się z losem w pojedynkę – to naczelna zasada etosu cichociemnego. 

Dlatego i czytelnik, wędrujący z Narratorem po labiryncie, nie ma ułatwionego zadania. Czy znajdą drogę wyjścia z labiryntu? Czy opuszczą go bez bolesnej rany? Jak zauważył w rekomendacji wydawniczej Andrzej Sikorski, jeden z pierwszych odbiorców tej powieści, przez wiele lat obcujący z prozą Bystrzyckiego – kto przebrnie przez labirynt zrodzony w wyobraźni pisarza, ten ocali cząstkę siebie. Przecież w kręgu znaczeniowym labiryntu znajduje się także rytuał przejścia i odrodzenie. W samym jądrze tej mitycznej przestrzeni ukryty przecież został potwór – lub skarb. 

Zacząłem powoli rozumieć, że sprawa ich nie musi być sprawą przegraną. Cokolwiek dałoby się o tym rzec, jak Lady Godiva sięgnęli po wawrzyn osobistej klęski dla nieosobistego zwycięstwa. Jej wawrzyn klęski, powiada anglosaska legenda, nałożył własny jej mąż, książę Leofrik; zaproponował konną jazdę nago po ulicach miasta. W wypadku siedmiu-dziewięciu wawrzyn został zaproponowany, powiedzmy: narzucony przez los; lecz ten los wybrali sami, nieprzymuszeni przecież. Pragnącemu w opowieści tej elegii żałobnej uniknąć powtórzeń, należy podkreślić z mocą ten dobrowolny wybór – akt własnej woli. Może dlatego przebiją ściankę ulotnej chwili, wejdą w płynący strumień czasu, dadzą siebie nieść tym strumieniem. Będą stale rozjaśniali nasz mrok. Wydobywani z tunelu i dla nas, i dla przyszłych – staną się jasnym punktem. 

Edycję dofinansowano ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego pochodzących z Funduszu Promocji Kultury – państwowego funduszu celowego.

Książka możliwa do zamówienia pod adresem: zbiory.specjalne@bracz.edu.pl. Publikacje Biblioteki Raczyńskich znajdziecie pod tym adresem.

Alicja Przybyszewska (Dom Literatury Biblioteki Raczyńskich)

Artykuł sponsorowany


komentarze [1]

Sortuj:
Niezalogowany
Aby napisać wiadomość zaloguj się
LubimyCzytać 07.11.2023 11:00
Administrator

Zapraszamy do dyskusji.

Czytelnicy oznaczyli ten post jako spam Zobacz ten post