Książka opowiada o losach autora od zrzucenia w Beskidzie Wyspowym (w listopadzie 1944r.- błąd na okładce) po wyjście z krakowskiego więzienia w 1946r. Czytając o losach cichociemnego, który działał w moich rodzinnych stronach widzę oczyma wyobraźni jak wędruje między Szczyrzycem, Górą Jana i Jodłownikiem. Podziwiam wszystkich, którzy chcieli mu pomóc, nie tylko w działalności związanej z radiostacją, ale także w zwykłych czynnościach związanych z codziennym życiem. Książka jest świadectwem odwagi białych górali ze Szczawy i lachów szczyrzyckich oraz oczywiście innych działaczy Armii Krajowej. Trzeba umieć podobnie jak autor spojrzeć na Ciecień i mieć świadomość, ,że tu także działo się coś ważnego dla losów kraju. Że ktoś narażał swoje życie dla kraju i przypłacił to więzieniem, aby walczyć przeciwko wrogowi, najpierw niemieckiemu, potem radzieckiemu. Bo oddanie broni to nie oddanie pamięci.
Polecam przede wszystkim mieszkańcom Beskidu Wyspowego.
Mam mieszane uczucia po tej książce. Jako wielbicielka Brandstaettera znalazłam w niej garść ciekawych informacji i nałożyłam jakby kolejną kliszę na postać pisarza więc było warto. Czytało się jednak chwilami ciężko, nie podobało mi się podejście autora, który wydawał mi się zarozumiały, jakby zakompleksiony. Miałam przykre wrażenie jakby to były opublikowane notatki ESbeka.