cytaty z książek autora "Jan Brzechwa"
Z ludźmi jest tak jak z zegarkami! Najważniejsze jest to, co mają w środku.
Nazywam się Adam Niezgódka, mam dwanaście lat i już od pół roku jestem w Akademii pana Kleksa.
Nigdzie przemijanie czasu nie rysuje się tak wyraźnie, jak na twarzach kobiet, które przestaliśmy kochać.
Czemu milczysz i bledniesz? Czyjaż wina w tym, czyjaż,
Że mnie bardziej milczeniem niż słowami zabijasz?
Zachwycony jej powabem
hipopotam błagał żabę:
zostań żoną moją, co tam,
jestem wprawdzie hipopotam,
kilogramów ważę z tysiąc,
ale za to mógłbym przysiąc,
że wzór męża znajdziesz we mnie
i że ze mną żyć przyjemnie.
Nie poznam cię z milczenia, jak nie znam cię z imienia,
Milczenie bywa wieczne, a imię czas odmienia.
Byłaś niewierna mnie i sobie,
Gdy przebywałaś na nizinach.
Nie mówisz nic, nie pytasz, nie szukasz mnie ustami...
To pewnie twe milczenie stanęło między nami...
Coś ty za jedna? Kto ciebie stworzył?
I kto cię całą sercem ogarnie?
Włożymy nogę w strzemię wyobraźni,
proch dni osiodłamy
i w ślad
za wizją, co lśni tak wyraźnie,
pójdziemy promieniować w przestwór z siebie samych.
Ode dna dusz!
Żarem,
zarzewiem,
żelazem,
światłem,
smaż,
pal,
rżnij,
krusz!
Czy ty nie masz lęku ni obaw,
Że moim życiem zapragniesz żyć?
Lepiej sercem moim się pobaw
I czym prędzej ode mnie idź.
Przede mną drzwi zamykasz i serce, i powiekę,
Bym patrząc w twoje oczy nie dostrzegł ciemnej próżni,
Co złymi zamysłami rozdziela nas i różni.
Coś ty za jedna? Kto ciebie stworzył?
I kto cię całą sercem ogarnie?
Wszystkie słowa mówię nadaremnie,
Tak jakbyś je słyszała poza mną i beze mnie.
Lękała mnie własną bezdenność,
Wód bezsenność i fal bezimienność,
I bezsilna niewysłowność drżeń
Ożywiających powierzchnię.
Powracam niewołany każdego wieczoru
Do miejsca, które twoja nieobecność zmienia,
I taki sam jak dotąd, choć inny z pozoru,
Imieniem innym wzywa twojego imienia.
Klonom równy milczeniem-poznaje tę klony-
Zgaduję dosłyszalność pozornej niemocy,
I tylko cień ich, bardziej niż mój wyzwolony,
Przerasta zakres wiary i zakres tęsknoty.
Może nawet nie jest łaskawa
I na pozór może jest chłodna,
Lecz jej godny chłód i postawa
Poruszyły mi serce do dna.
Taką trudno jest otumanić,
Do niej zawsze pójdę z ochotą,
A ty nawet nie zdołasz zranić
Zakłamaną swoją pieszczotą.
Świszcze w wichrze, w srebrzystym wichrze
Wir jedwabny, śnieżna ulewa.
Słyszę w sobie głosy najcichsze,
Jeszczem takich myśli nie miewał.
Zwęża się czarna
dal planetarna
w głebię studzienną- (...
Wiem, że jesteś nawałnicą, wiem, że będziesz mną [miotała
Ku zagładzie wiekuistej, w którą morze wtajemnicza;
Jesteś tą, co mnie wyniesie nienawiścią swego ciała
Na obszary najburzliwsze, na najdalsze bezgranicza.
Że skończyło się już wszystko, gdzieś za nami [przed nami,
Że tak wiszę pod sufitem między dwiema wiecznosciami.
Umarłem przez ciebie,
Chociaż właśnie dla ciebie tak pragnąłem żyć.
Bo ja, choć lichszy jestem niż najlichszy atom,
Żyć nie mogę bez ciebie ni umrzeć bez ciebie!
Na wieczność odsączyłaś krew od mego serca,
Co wszystko Ci za wszystkich pragnęło przebaczyć;
Nie tyś je uśmierciła, bo cud nie uśmierca,
Jeno los, co mi nie dał znów ciebie zobaczyć.
Dopiero teraz, ukochana,
możemy spojrzeć sobie w oczy
Jak w dwa zwierciadła przeciwległe
Zamykające nieskończoność.
Krążymy obok siebie -
drobnoustroje
wielkiego, niezrozumiałego
wszechświata.