Byłem kapo Stefan Krukowski 7,4
ocenił(a) na 66 lata temu Stanisław Grzesiuk w znakomitym „Pięć lat kacetu” wielokrotnie wspomina o swoim najlepszym przyjacielu z obozu – Stefanie Krukowskim. Jakiś czas temu dowiedziałem się, że Krukowski także napisał trzy książki, w których wspomina swoje pobyty w obozach koncentracyjnych. Najbardziej zaciekawiła mnie jedna z nich, a mianowicie „Byłem kapo”. Po długich poszukiwaniach, w końcu udało mi się zakupić tę pozycję na Allegro i natychmiast zabrałem się do jej czytania.
Stefan Krukowski urodził się 31 sierpnia 1918 roku na Podolu. W 1938 roku zdał maturę w gimnazjum im. Adama Mickiewicza i wstąpił do Szkoły Podchorążych Rezerwy Piechoty w Grodnie, którą ukończył w 1939 roku. Brał udział w kampanii wrześniowej, jako plutonowy podchorąży. Walczył w okolicach Lwowa i trafił do niewoli sowieckiej. Transportowany do jednego z obozów internowania zbiegł z transportu. Na początku 1940 roku z łapanki, jako zakładnik trafił na Pawiak. Z Pawiaka pierwszym warszawskim transportem więźniów w dniu 2 maja 1940 roku przewieziono go do obozu Sachsenhausen, a po kilku tygodniach do Mauthausen. W obozie spędził pięć lat, aż do wyzwolenia go przez armię amerykańska. Po wyzwoleniu obozu nie wrócił zaraz do Polski. Poślubił Danutę, również więźniarkę Mauthausen. Zawodowo pracował jako biegły księgowy. Cierpiał na pylicę i dyskopatię na skutek urazów a najgorszym problemem okazała się głęboka nerwica poobozowa. Terapią zaordynowaną przez lekarza było przelanie na papier wszystkich obozowych koszmarów i podzielenie się nimi z innymi. Tak powstała seria książek „ Byłem kapo”, „Nad pięknym modrym Dunajem” i „Bieg z przeszkodami”. Stefan Krukowski zmarł w Warszawie 29 lipca 1980 roku.
Nie ukrywam, że miałem bardzo duże oczekiwania, co do tej lektury. Uwielbiam Grzesiuka, „Pięć lat kacetu” to jedna z moich ulubionych książek, dlatego byłem bardzo ciekawy jak o tych samych wydarzeniach opowie ktoś, kto był w tym samym czasie w obozie. Tymczasem samego autora „Boso, ale w ostrogach” we wspomnieniach Krukowskiego jest bardzo mało. Na początku „Byłem kapo” autor opisuje jedno wydarzenie, które miało bardzo duży wpływ na jego dalsze losy, w którym udział brał także Grzesiuk. Poza tym, wspomina go jeszcze tylko dwa razy i to w mało znaczących fragmentach.
Co do samej lektury, to jest ona napisana w inny sposób niż „Pięć lat kacetu”. Po pierwsze Krukowski skupił się praktycznie tylko na okresie, gdy był już prominentem. Pierwsze cztery lata swoich pobytów w obozach, czyli okres bycia muzułmanem, pobyt w karnej kompanii i pracę w kamieniołomach, opisuje bardzo pobieżnie. Po drugie „Byłem kapo” to książka dużo bardziej poważna. Nie ma w niej praktycznie wcale zabawnych historii, a język, jakim się posługuje autor, nie ma nic wspólnego z grzesiukowym poczuciem humoru. To, co łączy obu głównych bohaterów to spryt, odwaga i cwaniactwo w pozytywnym tego słowa znaczeniu. Obaj bardzo szybko zauważyli, że aby przetrwać w obozie, trzeba nauczyć się organizować dodatkowe jedzenie i ubranie. I o ile Grzesiuk do samego końca swojego pobytu musiał kombinować, tak Krukowski z racji swojego stanowiska (był kapo magazynu mundurowego SS) miał pod koniec o wiele łatwiej.
Raziła mnie mocno w książce swego rodzaju doskonałość autora. Od mniej więcej dwóch trzecich lektury, autor, w co którymś zdaniu podkreśla, jaki był ważny, jak wiele od niego zależało. Niemców, których miał nad sobą opisuje, jako skończonych idiotów, których wodził za nos jak tylko chciał. W pewnym momencie miałem wrażenie, że czytam o komendancie obozu Mauthausen. Trudno jest mi ocenić, czy Krukowski zbyt mocno przecenia swoją rolę w obozie, ale sposób, w jaki o tym pisze, mocno wpływa na końcową ocenę tych wspomnień.
Bardzo ciekawym dodatkiem jest kilka zdjęć umieszczonych w książce, jednak w moim wydaniu z 1963 roku są one tak słabej jakości, że praktycznie mogłoby ich nie być.
„Byłem kapo” dość mocno mnie rozczarowała. Grzesiuk bije na głowę Krukowskiego stylem, w jakim opisał swoje wspomnienia, oraz tym, że przez całą książkę opisuje swój pobyt z perspektywy zwykłego więźnia, na każdym kroku narażonego na śmierć. Pomimo to uważam, że każdy wielbiciel „Pięciu lat kacetu” powinien przeczytać tę lekturę, jednak do dzieła autora „Na marginesie życia” jest jej bardzo daleko. Mimo to polecam.
Opinia pochodzi z mojego bloga: www.oczytany.eu