Krystyna Mazurówna (ur. 20 stycznia 1939 we Lwowie) tancerka i choreografka. Córka znanego matematyka profesora Stanisława Mazura, współtwórcy lwowskiej szkoły matematycznej. Z wykształcenia tancerka klasyczna, z pasji - nowoczesna. W PRL-u szokowała śmiałością artystyczną - eksperymentami choreograficznymi, przełamywaniem muzycznych konwencji. Laureatka wielu nagród, partnerka słynnych baletowych gwiazd: Witolda Grucy, Stanisława Szymańskiego i Gerarda Wilka. Od 1968 roku na emigracji w Paryżu. Tam była solistką w teatrze tańca Casino de Paris, tańczyła z Josephine Baker, założyła też własny zespół Ballet Mazurowna. Od 20 lat pisze felietony do nowojorskiego tygodnika polonijnego „Kurier Plus”. Jest jurorką w programie telewizyjnym „Tylko taniec. Got to Dance”. Ma trójkę dzieci. Wszyscy to artyści: Kasper Toeplitz (ze związku z Krzysztofem Toeplitzem) jest kompozytorem, Baltazar Bluteau - inżynierem dźwięku, a Ernestine Bluteau – pianistką.http://pl.wikipedia.org/wiki/Krystyna_Mazurówna
Nie robię już skakanych szpagatów kankanowych, ale zwykłe szpagaty jeszcze mogę zasuwać. Ruch to coś, co na zawsze ma się w sobie. Ja go mam...
Nie robię już skakanych szpagatów kankanowych, ale zwykłe szpagaty jeszcze mogę zasuwać. Ruch to coś, co na zawsze ma się w sobie. Ja go mam i na pewno nie opuści mnie on do końca.
Fascynująca biografia kobiety żywiołu. Zaskakujące wybory życiowe, niespodziewane zwroty akcji, spotkania z intelektualnymi elitami Warszawy i najlepsi mężczyźni. W opowieści nie brakuje też tej gorszej strony życia: porażek, przemocy, trudności.
Jak dla mnie za bardzo rozbudowana była część dotycząca dzieciństwa, za mało było dorosłości. Odtwarzanie dialogów z dzieciństwa było nieco grafomańskie, ale Mazurówna wybroniła się z tego pisząc, że ona właśnie ten kicz i grafomanię lubi.
Podałam sobie na talerzu, głównie osobiste wynurzenia Pani Krystyny, interesujące być może tylko dla jej fanów.
Jak chociażby jej początki nauki gotowania, gdzie potrafiła zrobić jedynie gulasz i serwowala go swojemu francuskiemu, nowemu mężowi codziennie. Przy czym dominuje niepotrzebna skrupulatnosc słowna, dotycząca przyrządzania tejże potrawy. Dla mnie książka ta, jest jak gar pełen wszystkiego. Spytany, nie będziesz umiał określić, co tak naprawdę jadłeś. I ja mam tak samo. Nie umiem określić książki, w której aż kipi od momentami infantylnego misz-maszu.
To tyle jesli chodzi o kulinarny aspekt, który w książce pojawia się nader często.
Podobno napisana w zabawny sposób hmm...nie wiem jak to się stało ale...ani razu śmiechem nie parsknelam, mało tego, na mojej twarzy nawet nie pojawił się uśmiech, za to grymas zniecierpliwienia, owszem.
Później relacja z liftingu, stan beznadziejnego zakochania i wiele innych opowiastek, które w sumie nie wiem czy jakiemukolwiek czytelnikowi sprawiają radość, a już napewno nic nie wnoszą.
Anegdoty o Polakach, a raczej historie ich pobytu za granicą. Ot, ktoś przyjechał, ktoś u nich mieszkał, inny tylko przenocowal, w związku z czym, jakieś przygody z tego mimo woli wynikały.
Takie to wszystko mialkie. Chyba moje ambicje czytelnicze są zdecydowanie na wyższym poziomie, dlatego też nota bezwzględnie niższa.