Sully. W poszukiwaniu tego, co naprawdę ma znaczenie Jeffrey Zaslow 7,5
![Sully. W poszukiwaniu tego, co naprawdę ma znaczenie](https://s.lubimyczytac.pl/upload/books/3906000/3906242/520990-352x500.jpg)
ocenił(a) na 97 lata temu Sully Sullenberger, główny bohater (jak później okaże się, w dosłownym znaczeniu tego słowa) książki o tym samym tytule, był normalnym, zdrowym i niczym szczególnie niewyróżniającym się chłopcem. Owszem, jego osobę charakteryzowała od najmłodszych lat determinacja, pełne zaangażowanie w swoją pasję, którą skrupulatnie, krok po rok realizował, doświadczał na sobie, smakował i poszerzał swoje horyzonty. Bowiem od pamiętnych lat Sully pasjonował się lotnictwem. Z zachwytem spoglądał w przestworza, w niebo, tam się widział, tam czuł się lekko, po prostu sobą. Konsekwentnie podchodził do swojego zajęcia. Pobierał od wczesnych lat nauki. Od początku nie było taryfy ulgowej. Ale on tego pragnął z całego serca, nikt go do tego nie namawiał. Sam z siebie pragnął otrzymać licencję oraz pozwolenie na latanie.
Narrator opowiada kolejno jego przygody, a także wplata pomiędzy nie historie swojej rodziny a także stopniowo pojawiającego się sukcesu, coraz większych wymagań i aspiracji. Sully to człowiek godny podziwu pod wieloma względami. Wielokrotnie podkreśla, że to, w jakim znalazł się miejscu, nie przyszło samo poprzez namiętne nauczenie czy praktyczne latanie. Wiele czynników spoza go otaczających, miało wpływ nie bagatela na jego postawę – wychowanie rodziców, podejście mentora, studiowanie na własną rękę historii i wiele innych.
Dlaczego ta książka ma tak wyjątkowy wydźwięk, a przede wszystkim, dlaczego Sully Sullenberger nazywany jest bohaterem, mimo że za takiego w zupełności nie uważa się?
„15 stycznia 2009 roku, w dniu lotu, 1549 (w którym brał udział a raczej odpowiadał za los sam kapitan Sully),wczesnym rankiem na lotnisku LaGuardia przestał padać śnieg.” Kapitan wraz ze współtowarzyszącym mu oficerem Jeffem Skilesem zasiadł za stery. Mężczyznom towarzyszyły stewardesy z wieloletnim doświadczeniem na pokładzie. Były to: Donna Dent, Doreen Welsh oraz Sheila Dail. Kapitanowie byli odpowiedzialni za przelot airbusem A320-214, który przeszedł badania techniczne. Wiadomo było, że prawy silnik przepracował więcej. Generalnie, stan techniczny był bez zarzutu. Lot miał się odbyć z lotniska LaGuardia prosto do Nowego Yorku. Lista kontrolna została uważnie przestudiowała przez pilotów oraz wdrożona. Samolot odbił się od ziemi, ruszył w swoją rutynową trasę..
Niestety, samolot długiego dystansu trasy nie przeleciał. Miała to być spokojna oraz bezpieczna podróż dla wszystkich. Wielokrotnie w powietrzu zdarzały się różne usterki, które zmuszały pilotów do zejścia na ziemię, awaryjnego lądowania, tyle, że w wielu przypadkach za późne działanie kończyło się katastrofalnie, ze skutkiem śmiertelnym większości pokładu samolotu.
Kapitan Sully Sullenberger zaczął działać natychmiastowo, bez emocji oraz przywoływania ostatnich obrazów swoich bliskich. Wiedział, że nie ma na to czasu, a co więcej, poczuł się odpowiedzialny za łączną ilość 155 osób. Niefortunne zderzenie ptaków z samolotem, doprowadziło do całkowitego uszkodzenia obu silników. Samolot stopniowo zbliżał się w kierunku ziemi. Niebezpiecznie zmniejszał prędkość, a piloci nie mieli większego pola manewru. Po drodze występowały problemy z łącznością, a jak się okazało, każda sekunda okazywała się cenniejszą. Dla wszystkich..
W ciągu wieloletniego doświadczenia oraz pilotowania samolotem, ani razu kapitanowi nie zdarzyła się tego rodzaju awaria. W takim stopniu, tak bardzo poważnym nie operował uszkodzoną maszyną. Gdyby to był uszkodzony jeden silnik, skorzystałby z podstawowej procedury. Najpierw zgłoszenie sytuacji awaryjnej, następnie poinformowanie kontrolera lotów o utracie silnika i otrzymanie zgody na natychmiastowe lądowanie.. Niestety, feralny lot 1549 wymagał nieszablonowego myślenia.
W krytycznych sytuacjach w samolotach obowiązują trzy żelazne reguły. Przyszli piloci uczą się tego już na pierwszych lekcjach latania. Najpierw należy zachować kontrolę nad maszyną oraz utrzymać ją w powietrzu przy optymalnych wskaźnikach. Następnie – należy przeanalizować sytuację oraz podjąć odpowiednie działania. Natychmiastowe lądowanie, kiedy sprawdzone warunki na to pozwolą. Innymi słowy, zasady zawierają się w prostej formule: „leć, nawiguj, komunikuj się”. Z tą wiedzą i świadomością Sully Sullenberger musiał działać, natychmiastowo. W jego rękach leżało 155 ludzkich istnień. W trakcie lotu 1549 były same ograniczone możliwości działania z powodu presji czasu. Liczyło się wyłącznie bezpieczne lądowanie, które nie skończy się katastrofą..
Dawno nie trzymałam w rękach tak wciągającej i ujmująco ujętej w treści lektury. Pierwszy raz miałam dosłowną przyjemność sięgnąć po reportaż z dokładną, co do minuty, a nawet ważących się wówczas sekund relacją. Co więcej, spodobała mi się forma narracji, to, że zostało wszystko w niej chronologicznie, z przekonaniem i właściwiej formie przedstawione. Wszystko trzymało się tzw. „kupy”. Dzięki temu, że zostały poruszone początki, czyli dzieciństwo a także zostały wplecione fragmenty z osobami, które miały znaczenie w przyszłym życiu bohatera, Czytelnik może ze spokojem poukładać sobie, w jaki sposób „malowała się” i kształtowała w przeciągu lat pasja, której owoc doświadczenia, samej wiedzy oraz postawy życiowej w całości sprowadził do finiszu.
Sully Sullenberger nie uważa się za bohatera, bowiem dla niego to było oczywistością sprowadzić wszystkich zdrowo i całych na ląd. Kapitał pokazał światu, że lotnictwo to nie tylko strategia, znajomość formuł operowania za sterem, ale też pasja, postawa i wartości, które każdy po trochu mu przemycał, a koniec końcem, zadecydowały o całej reszcie, czyli właściwie ujmując, o życiu osób mu nieznanych, obcych, ale tak ważnych..