cytaty z książek autora "Paolo Bacigalupi"
Więzy krwi to nic. Liczą się sami ludzie. Jeśli stoją za tobą, a ty za nimi, to być może można to nazwać rodziną. Wszystko inne to tylko kłamstwo i mydlenie oczu.
Ale Sayle lubił, kiedy ścierwa wiły się ze strachu. Kolejna rzecz, której Ocho w nim nienawidził. Ten facet był popieprzony. Znał paru takich sukinsynów - żyli dłużej niż inni i już dorastając dochodzili do wniosku, że na wojnie czują się najlepiej. Sayle czerpał przyjemność z cierpienia
Na tym właśnie polega problem z bankiem. Jak tylko włożysz mu pieniądze do paszczy, okazuje się, że tygrys trzyma cię zębami za głowę.
Ludzi nie osądzało się za to, że złamali się pod naciskiem, lecz za nieliczne chwile, gdy mieli tyle szczęścia, że mogli wybierać swobodnie.
Rzeczy, które trzyma się po to, by pochwalić się przed gośćmi własną inteligencją. Akcesoria tożsamości.
Stare tankowce i frachtowce ze stoczni rozbiórkowej, te rdzewiejące dinozaury, (...) bez napędzającej je kiedyś drogocennej ropy były bezwartościowe. Stały tylko, jak potężne, leniwe bestie, wypuszczające do wody brud i trucizny. Już po zbudowaniu, w Epoce Przyśpieszenia, były cuchnące i niszczące środowisko - teraz niszczyły je dalej, nawet po śmierci.
Nie chodzi o nic mistycznego. Istoty ludzkie łakną śmierci, to wszystko. Wystarczy kilku polityków, aby stworzyć rozłam, kilku demagogów nawołujących do nienawiści, aby poszczuć na siebie ludzi. Zanim się obejrzysz, cały naród gryzie własny ogon, kręcąc się w kółko, aż po jakimś czasie zostaje tylko szczęk zębów.
Poczuła zimny dreszcz biegnący wzdłuż kręgosłupa, a oddech uwiązł jej w gardle.
Tool miał rację, ta broń napelniała ją pychą, podobnie jak wszystkich swoich poprzednich niewolników.
I wszystkich, którzy nosili ją przed nimi.
I tych, którzy nosili ją wcześniej.
I jeszcze wcześniej. I jeszcze, i jeszcze...
Patrząc na poobijaną śrutówkę, Mahlia zobaczyła historię wszystkich rąk, przez które przechodziła ta broń. Żołnierz po żołnierzu próbował uczynić ją swoją własnością i w tym celu pokrywał ją symbolami i talizmanami, Oczami Losów i krzyżami - krótko mówiąc wszystkim, co w jego mniemaniu mogło mu dać przewagę.
A dziś ci żołnierze nie żyli.
Broń nie dbała o to, kto z niej strzelał. Zmieniała właścicieli jak rękawiczki, a Mahlia była tylko ostatnim ogniwem łańcucha (...).
Wielu ludzi nosiło tę broń i gdyby choć jednemu człowiekowi wyszło to na dobre, pewnie wciąż by ją miał i nie trafiłaby do kolejnej ofiary.
Mahlia zadrżała, a przez jej głowę przemknęło pytanie, czy już jest martwa - jakby zaciskanie palców na tej śrutówce zamieniło ją w ducha.
- Teraz rozumiesz - mruknął Tool.
Tool wzruszył ramionami, a Mahlia wbrew jego radom wzięła śrutówkę. Wyprostowała się i z uśmiechem na ustach zważyła ją w dłoni. Niech to szlag, myślała, przyjemne uczucie trzymać w ręku broń (...).
Nic dziwnego, że trepy były takimi parszywymi chojrakami. Z gnatem pod pachą każdy zadzierał nosa. Gdyby miała takiego gnata, kiedy złapali ją żołnierze Armii Boga, wszystko wyglądałoby dziś inaczej.
Przez całe życie kuliła się, uciekała i płoszyła jak wystraszony zając, podczas gdy wilkojoty polowały w najlepsze,a teraz z tą starą, wysłużoną śrutówką, nie musiała już dłużej kłaść uszu po sobie. (...)
Uśmiechnęła się. Tak, podobał się jej ten gnat. Jak cholera.
- Oprzyj o ramię kiedy będziesz strzelać - poradził jej Tool. - Odrzut cię posiniaczy.
- Ważne, że strzał zabije - odparła. - Raz, a dobrze.
- Powinnaś zwalczyć przekonanie, że broń czyni cię silniejszą.
- Na pewno nie czyni mnie słabszą.
- O wiele słabszą, niż sądzisz.
Kiedyś, dawno temu, Nowy Orlean oznaczał wiele rzeczy: jazz, Kreoli, miasto tętniące życiem, Mardi Gras, imprezy, zapomnienie; oznaczał pochłaniającą wszystko bujną zieloną roślinność. Teraz oznaczał tylko jedno. Przegraną.
(...) to właśnie ludzie najbardziej go przerażali; to oni stworzyli generałów, pułkowników i majorów, którzy nakazywali podwładnym brudzić sobie ręce krwią przeciwników, choć swoje zawsze mieli czyste.
Prawa są pogmatwane. Wchodzą w drogę sprawiedliwości.
-Czemu oni się wynieśli? - zapytał Nailer.
-Czasami ludzie się uczą - odparł Młot.
Nailer wywnioskował z tego, że przeważnie jednak nie.
- [...] Wiesz jak trudno jest zdrapać mózg z dywanu?
- Nie czyści się dywanu, ty głąbie. Zrywa się go i zastępuje nowym.
- Teraz mi to mówisz?
- Właśnie dlatego nie daję ci awansu.
W pocie kryły się opowieści.
Pot kobiety zgiętej wpół na cebulowym polu, pracującej od czternastu godzin w promieniach słońca, różnił się od potu mężczyzny, który zbliżał się właśnie do przejścia przez meksykańską granicę, modląc się do La Santa Muerte o to, by nie okazało się, że federales są na żołdzie tych, którzy go ścigali. [...]
Pot był historią ciała, skoncentrowaną w klejnotach perlących się na czole i pozostawiających na koszuli słone plamy. Opowiadał wszystko o tym, w jaki sposób dana osoba znalazła się we właściwym czasie w niewłaściwym miejscu, i mówił, czy ta osoba przeżyje następny dzień.
Ekosystem się rozleciał, kiedy człowiek pierwszy raz przepłynął morze. Kiedy pierwszy raz rozpaliliśmy ogień na rozległej afrykańskiej sawannie. Potem tylko przyśpieszaliśmy to zjawisko.
Ludzie naprawdę żyją tylko wtedy, gdy zbliża się śmierć (...) Przedtem wszystko jest jedynie stratą czasu. Nie doceniamy zalet życia, dopóki nie wpadniemy po szyję w gówno.
Bawełna, pszenica, kukurydza, soja – rozległe zielone pola, istniejące tylko dzięki temu, że ktoś czerpał wodę spod ziemi. Wszystkie te miejsca marzyły, że staną się inne, niż były w rzeczywistości. Miały aspiracje. A kiedy zabrakło wody i nadszedł upadek, z opóźnieniem uświadomiły sobie, że ich dobrobyt był pożyczony i nie dostaną już nic więcej.
- Ale Fuksiarz ma o wiele lepiej niż my.
- Jasne. – Splunął. - To jest to, co sobie mówi prosiak w chlewie, kiedy jego brata mu zarzynają na obiad. - Wzruszył ramionami. - I tak jesteś w chlewie. I tak umrzesz.