cytaty z książek autora "Esther Vilar"
Może nawet przyjaźń jest, w gruncie rzeczy, relacją podszytą hipokryzją? Może jest wręcz najbardziej obłudną z wszystkich relacji międzyludzkich? Ja posłucham o twoim strażaku, jeżeli ty posłuchasz o moim wynalazku. Dzwoń do mnie choćby w środku nocy, jeśli poczujesz się samotna, bo ja na pewno zrobiłabym tak samo. (...)
Mówi się o przyjaźni, że to najszlachetniejsze uczucie między ludźmi. Szlachetniejsze niż miłość, bo ta, bądź co bądź, bazuje przede wszystkim na instynkcie rozrodczym. Szlachetniejsze niż związki krwi, łączące nas z osobami, których nie możemy sobie wybierać. Szlachetniejsze niż dobroczynność, przez którą pokazujemy tylko, jakie mamy dobre serce.
Czy jednak w istocie ta przereklamowana przyjaźń nie jest najbardziej wyrachowanym z ludzkich interesów? Czy nie jest po prostu prywatnym zobowiązaniem wzajemnej pomocy, dotyczącym tych wypadków, których nie obejmuje polisa ubezpieczeniowa? Mówimy o kimś z podziwem: ma dziesiątki przyjaciół. A może to zwyczajny spryciarz, który się zabezpieczył na wszelkie ewentualności? O kimś innym znowu mówimy z pogardą: "Ten to nie ma ani jednego przyjaciela". Czy jednak nie jest to odwagą, iść przez życie bez cudzego wsparcia?
Seks jest sztuką korzystania z zaprogramowanego w naturze instynktu płodzenia dzieci bez płodzenia dzieci. Religia jest sztuką unikania zaprogramowanej w naturze śmierci poprzez wiarę w jakąś formę kontynuacji życia po życiu. Seks dotyczy zatem życia, a religia - śmierci. Czy jest choć bardziej dla człowieka interesującego, choćby tylko jako temat rozmowy?
Miłość to religia z najmniejszą wspólnotą wiernych (...). W tej religii Bóg i wierny występują w stosunku jeden do jednego.
(...) ludzie piękni przewyższają nas zazwyczaj nie tylko urodą, lecz także dobrocią. Obojętność, jaką okazujemy osobom nieatrakcyjnym, rani głęboko psychikę, toteż takie osoby częściej uciekają się do kłamstw i podstępów dla ściągnięcia naszej uwagi, niż to czynią ci, których zauważamy sami z siebie (...). Piękni mogą sobie pozwolić na luksusy szczerości i miłego usposobienia.
Widzimy w mężczyźnie swego rodzaju Syzyfa: przyszedł na świat, by się uczyć, pracować i spłodzić dzieci; potem jego synowie nauczą się pracować i spłodzą dzieci, i tak to się będzie toczyć bez końca. Trudno sobie teraz wyobrazić, po co innego mogliby istnieć mężczyźni.
Młody mężczyzna, który zakłada rodzinę i przez resztę życia wykonuje ogłupiającą pracę, by utrzymać żonę i dzieci, jest stawiany za wzór cnoty i odpowiedzialności. Mężczyzna, który się nie wiąże, nie ma dzieci, najpierw robi jedno a potem drugie, z tego prostego powodu, że sprawia mu to przyjemność, oraz dlatego, że musi utrzymywać jedynie siebie, śpi gdzie chce i kiedy chce, a do kobiety podchodzi jako wolny człowiek a nie jako jeden z miliona niewolników, jest odrzucany przez społeczeństwo.
Kobieta nie jest w stanie przyjaźnić się z mężczyzną. A już na pewno nie z mężczyzną ze swojego pokolenia. Bo albo on jej się podoba, a jeśli tak, to całkowicie - również jako mężczyzna - i robi się z tego miłość, albo jej się nie podoba, a wówczas nawet o przyjaźni nie może być mowy. No bo czemu miałaby się kobieta przyjaźnić z mężczyzną, który jej się nie podoba?
W życiu każdego człowieka padają słowa, których się nie zapomina. Często dlatego, że nie pozwala o nich zapomnieć otoczenie.
(...) mężczyźni i kobiety mają tylko jedno wspólne zainteresowanie: kobiety.
(...) istnieje próg kobiecej doskonałości, za którym milknie zazdrość innych kobiet. Pojawia się raczej gotowość niesienia sztandaru przed idealnym egzemplarzem własnej płci: Patrzcie i podziwiajcie, mężczyźni - oto jak piękne potrafimy być!
Większość mężczyzn woli podporządkować sie jednemu bóstwu, kobiecie (nazywają to zniewolenie miłością). Ten rodzaj osobistego bóstwa doskonale nadaje się do zaspokajania potrzeb religijnych. Kobieta jest zawsze obecna, a zważywszy na jej brak potrzeb religijnych, jest boska. Ponieważ kobieta ciągle stawia jakieś żądania, mężczyzna nie czuje się porzucony. Ona uwalnia go od zbiorowych bogów, o których względy musiałby konkurować z innymi. Mężczyzna jej ufa, bo ona przypomina jego matkę, boginię jego dzieciństwa. Jego puste życie otrzymuje pewien sztuczny sens, ponieważ każde jego działanie jest poświęcone temu, żeby jej - a potem też jej dzieciom - zapewnić komfort. Jako bogini kobieta może nie tylko karać (odbierając mu poczucie przynależności), ale też może nagradzać (obdarowując go przyjemnością seksualną). Najważniejszymi wymogami kobiecej boskości są jednak skłonność do maskarady i głupota. System musi albo przytłoczyć wyznawców znacznie wyższą mądrością albo zdezorientować ich swoją niezrozumiałością. Ponieważ pierwsza możliwość jest kobietom niedostępna, korzystają z drugiej. Dzięki maskaradzie jawią się mężczyznom jako istoty dziwne i tajemnicze; dzięki głupocie nie poddają się analizie. Podczas gdy inteligencja ujawnia się w działaniach, które są sensowne i logiczne a zatem dają się przewidywać i kontrolować, głupota przejawia się w aktach, które są kompletnie bezsensowne, nieprzewidywalne i nie poddają się kontroli. Kobietę chroni zasłona pompy, teatru i mistyfikacji, tak jak każdego papieża czy dyktatora: nie da się jej zdemaskować i będzie stopniowo powiększać swą władzę. W zamian mężczyzna ma zagwarantowane, na dłuższą metę, zaspokojenie swoich potrzeb religijnych.