cytaty z książek autora "Dirk Rossmann"
Jeśli człowiek uzależni się od sądów i oceń innych, jest zgubiony. [...] Świadomość samego siebie wyzwala.
W szkole nauczyciele dawali mi do zrozumienia: ,,No tak, szczególnie mądry to ty nie jesteś". Ale nie trzeba wierzyć we wszystko, co mówią o nas inni. „Lecz całkiem głupi to też nie jestem", myślałem sobie.
A wiele innych rzeczy, których nie otrzymałem w dzieciństwie, nadrobiłem dzięki lekturze wielkich klasyków oraz dziesięcioletniej terapii.
Moje życiowe motto brzmi: rób wszystko z lekkością.
W tym czasie powstało też nasze logo - wpisany w literę O wizerunek centaura, mitycznego skrzyżowania konia i człowieka; skrzyżowanie tych dwóch postaci składa się na nazwisko założyciela: Ross = koń, rumak, Mann = człowiek. Do dziś nie ustaliliśmy, kto wpadł na ten pomysł, żeby centaura z greckiej mitologii użyć jako elementu logo naszej firmy.
Bycie niedocenianym niekiedy wcale nie jest złe.
- Ale - wtrąciła Dasza - kiedy się ze sobą ścieramy, to tylko tu, w czterech ścianach, gdy nikt nie słyszy. Nigdy na zewnątrz. Mamy jasne reguły gry. Nigdy nie spieramy się publicznie.
Tak, jestem niewiarygodnie zamożnym człowiekiem i mam tu na myśli różne aspekty życia; może trafniejsze byłoby słowo "majętny". To, co mnie czyni bogatym w szerokim sensie, to relacje międzyludzkie, jakie wykształciły się z upływem lat, wspólnota z ludźmi, która wszystkiemu nadaje sens. Za to jestem losowi bardzo wdzięczny. To doświadczenie nie było mi dane tak po prostu, od razu, ale musiało dojrzewać i rosnąć.
Problem posiadania zajmował też Schopenhauera. Był on zdania, że istnieją trzy możliwości. Pierwsza: posiada się wiele, i to nie jest dobrze, bo wtedy człowiek przez cały czas zajmuje się tylko sprawami swego majątku i jego troski dotyczą głównie tej sfery. Druga możliwość: niczego się nie posiada, i to też źle; tego nie trzeba wyjaśniać - wtedy we wszystkim odczuwa się braki. Trzecia: średni majątek, taki, jaki wystarcza na dobre życie, sprawia, że człowiek nie żyje w stresie. Prosta prawda, do której Schopenhauer doszedł już dwieście lat temu.
Przez całe swoje życie starałem się być uczciwy, nawet jeśli w konsekwencji mogło to obrócić się przeciw moim interesom.
Imponują mi osoby, które mają odwagę cywilną, które zachowują jasną postawę we wszystkich sytuacjach i nie dadzą zamknąć sobie ust.
Amerykańscy naukowcy przeprowadzili w latach siedemdziesiątych wywiady z ponad siedmiuset osobami, które podczas drugiej wojny światowej ratowały Żydów. Co uformowało tych ludzi? Ustalono rzecz niezwykle interesującą: bohaterską postawę ułatwiło tym osobom wychowanie pozbawione kar fizycznych. Decydującym czynnikiem była miłość rodziców. Silnie rozwinięta empatia wobec innych i zaufanie do samego siebie stanowiły podstawę, na której rozwinęło się coś pozytywnego: siła przeciwstawiania się przeciwnościom losu i niewycofywanie się z raz obranej drogi, mimo porażek.
Martin Kind mówi, że nauczył się od swojej mądrej żony czegoś ważnego, co przydaje mu się w życiu: w pewnym wieku trzeba zacząć dbać o przyjaźnie.
Chociaż nie jestem religijny, istnieje pojęcie z dziedziny religii, które bardzo lubię: zaufanie Bogu. Ufność, że wszystko będzie się toczyć dobrze, że na końcu wszystko się ułoży. Ta postawa w żaden sposób nie ma związku z bogactwem ani władzą; w ten sposób myślałem już wtedy, kiedy jeszcze nie miałem żadnych pieniędzy. Kiedy uparłem się i siedziałem wysoko na drzewie, też myślałem, że wszystko się jakoś ułoży. Moja matka zawsze mi ufała. Wiedziała, że to, co robię, robię dobrze.
Nigdy nie uważałem się za konserwatystę; moimi przyjaciółmi są ludzie zarówno z lewa, jak i z prawa. Nie daję się wtłoczyć w proste schematy.
Wspólnota ludzka może funkcjonować tylko wtedy, kiedy jej członkowie są gotowi przejmować odpowiedzialność. Rozumiałem to już jako młodzieniec. Ruiny i gruzy były ostrzeżeniem. Jeśli obywatele się angażują, życie wspólnotowe może funkcjonować stosunkowo dobrze. Nigdy nie będzie ono idealne, bo my, ludzie, nie jesteśmy idealni, popełniamy błędy.
Sam nigdy nie straciłem nadziei. Nadzieja to według zamieszczonej w słowniku Dudena "mocne przekonanie, że przyszłość przyniesie dobro". Takie przekonanie miałem w sobie w czasach najgorszego kryzysu. Trzeba je przekazywać naszym dzieciom. I chciałbym, by mieli je nasi politycy i przywódcy państw.
Ktoś, kto nie ma niczego, nie może też nic dać innym.
Sporo ludzi nie radzi sobie z błyskawicznie postępującymi zmianami. Nie rozumieją dzisiejszego świata. A skutek? Lęk.
Kiedy ludzie są dla mnie sympatyczni, szybko wdaję się z nimi w rozmowę.
Niekiedy robiłem rzeczy i podejmowałem decyzje, które na pierwszy rzut oka mogły się wydawać zwariowane, bo działałem spontanicznie i intuicyjnie. Nie zawsze, ale często wychodziłem na tym dobrze.
Współcześni bohaterowie to dla mnie ludzie, którzy swoim zachowaniem dają przykład i angażują się w różne ważne sprawy. To ci, którzy wiele robią dla społeczeństwa.
W 1991 roku założyłem wspólnie z przedsiębiorcą Erhardem Schreiberem Niemiecką Fundację Ludność Świata. Jej celem było i jest przeciwdziałanie zbytniemu przeludnieniu Ziemi.
W tej chwili prowadzimy równo trzysta klubów młodzieżowych, niektóre z nich to po prostu zwykły kontener budowlany. Tam dyskutuje się, tańczy, śpiewa. Chcemy docierać do dziewcząt i chłopców w otoczeniu możliwie wolnym od lęku i sprawiać, by sami umieli stanowić o swoim życiu.
Czasami dostają dziecko określone jako niepełnosprawne fizycznie i psychicznie, a po pewnym czasie okazuje się, że psychika i intelekt pacjenta nie zostały naruszone. Wieloletnie zaniedbanie doprowadziło wprawdzie do opóźnienia w rozwoju emocjonalnym i intelektualnym, ale w nowym otoczeniu dziecko zaczyna nadrabiać zaległości i rozkwitać.
Tutaj, w tym miejscu na końcu świata, on i jego partnerka stworzyli wspólnotę, w której dzieci niepełnosprawne się nie chowa, tylko się je dostrzega i akceptuje. Stefan i Gabi zaopiekowali się tymi dziećmi, stworzyli im dom, przywracając im sens życia i poczucie bezpieczeństwa.
Helmut Schmidt powiedział mi kiedyś, że zanim jakiemuś krajowi zaproponuje się pomoc, trzeba się przekonać, jaki budżet na wojsko ma ten kraj.
Wielu ludzi na naszej planecie nadal głoduje, wielu nie ma dostępu do czystej, pitnej wody, wielu żyje poniżej granicy ubóstwa, nie mając szans na wykształcenie.
Wszedłem do Auli Pawła VI i najpierw przyjrzałem się wielkiej masie ludzi - było to dziesięć tysięcy wiernych z całego świata. Panująca tam atmosfera nie miała w sobie nic z mszy, z kontemplacji, panował nastrój jak przed koncertem muzyki pop tuż przed wejściem gwiazdy na scenę. W ludzkim tłumie czuło się napięcie wyczekiwania, drżenie.
Papież słuchał moich słów. Patrzył na mnie przyjaźnie. Jego ręce nadal spoczywały na moich. Ale nie doczekałem się żadnej reakcji słownej.