Oczywiście jak zwykle ,nie przeczytałam żadnych recenzji ani opisu z tyłu książki,zasugerowałam się okładką i tytułem ;-) .
Okazało się że znów dostałam coś innego niż się spodziewałam .
Erneste kelner pracujący w restauracji ekskluzywnego hotelu dostaje list od swojego przyjaciela-kochanka ,z którym nie miał kontaktu od prawie 30 lat.
Powracają wspomnienia w międzyczasie przeplatane teraźniejszością .
Dla mnie dużym plusem w tej książce jest to że nie ma tu opisów scen erotycznych między mężczyznami.
Na 175 stronach książki nie ma ani jednego dialogu,to tak jakby ktoś opowiadał nam dłuższą historię .
Książka ta stanowi przejaw swoistego dualizmu. Z jednej strony charakteryzuje ją pewien przewidywalny schemat, który przedstawia losy głównego bohatera. Z drugiej strony jej język jest niebanalny i dobrze oddaje czasoprzestrzeń, w której A. C. Sulzer umieścił fabułę.
Jednak dualizm ten w pewnym momencie ulega rozmyciu, bowiem rozwiązanie nie przystaje do tego, czym autor karmi czytelnika w kolejno serwowanych po sobie rozdziałach. Dla mnie stanowiło to zaletę tej książki, choć dostrzegam także pewne jej wady. Mam tu głównie na myśli to, że pojawiały się w niej elementy nieklarowne, których autor nie wytłumaczył (sąsiadka spędzająca czas przy świetle lamp?). Nie można jednak wykluczyć, że był to zabieg absolutnie celowy. Ponadto ostatnie zdania książki stanowią dziwny zlepek słów, które w domyśle stanowić mogą alegorię [mgła] i pewną zapowiedź [czas]... Jaką? Być może kiedyś się dowiemy, "Lecz do tej pory znowu minie jakiś czas".