Meriam Rhaiem

Meriam i jej mąż, a zarazem najlepszy przyjaciel żyją we Francji. Nadchodzi czas, gdy kobieta zachodzi w ciążę, a jej mąż zaczyna być namawiany przez dżihażystów do przejścia na ich stronę. W końcu ulega, a Meriam zaczyna się go bać. Chce zachować niezależność, na co mąż się nie zgadza. Co gorsza, nawet jego rodzina jest przeciwko kobiecie. Meriam postanawia odejść wraz z malutką córką od męża. Mężczyzna może widywać dziecko na określonych warunkach. Gdy pewnego dnia mocno się spóźnia, kobieta zaczyna się niepokoić. Okazuje się, że był mąż porwał ich dziecko, a Meriam nawet nie wie gdzie jej szukać... Matka jest zrozpaczona, ale wie, że nie może się poddać. Chce za wszelką cenę odnaleźć swoją córkę. Zwraca się z prośbą do władz, mediów, prawników, jednak tylko nieliczni jej pomagają... Co jakiś czas odzywa się były mąż, dzięki czemu kobieta przynajmniej wie, że jej córka jest cała i zdrowa. Niestety, pojawiają się też groźby ze strony ojca dziecka, ale o tym doczytacie sami. Czy islam jest religią wojny? Jak władze reagują na apel obywateli? Co przeżywa matka, która nawet nie ma pojęcia gdzie jest jej dziecko? Przyznam, że ta książka porusza. Ukazuje matczyną determinację, wiarę i siłę. Czytając czułam w sobie złość na obojętność osób, które mogły mieć znaczący wpływ na sprawę. Choć "Wyrwana z syryjskiego piekła" wstrząsa, to jednak spodziewałam się po książce czegoś więcej. Może lepszego stylu pisania? Więcej szczegółów, albo emocji? Jedno natomiast nie podlega wątpliwości: to, co przeżyły kobieta i dziewczynka to naprawdę musiało być piekło, którego nawet nie jestem w stanie sobie wyobrazić...