Larry vs Magic. Kiedy rządziliśmy NBA Jackie MacMullan 8,0
![Larry vs Magic. Kiedy rządziliśmy NBA](https://s.lubimyczytac.pl/upload/books/272000/272142/428673-352x500.jpg)
ocenił(a) na 72 lata temu Rozgrywki fazy pucharowej, tzw. Play-Offy, w NBA rozpoczęły się całkiem niedawno, 16 kwietnia 2022 roku. Fani na całym świecie z utęsknieniem czkali na decydujące, najważniejsze mecze ligi w sezonie kalendarzowym, mówiąc sobie, że ,,to już niedługo, a 16 najlepszych zespołów w NBA za niecały miesiąc rozegra wiele spotkań, będących sprawdzianem ich woli, przygotowania fizycznego i mentalnej siły drużyny”. I tak, stało się, Play-Offy wystartowały, a za nami po pierwszej rundzie zmagań dość ciekawe rozstrzygnięcia. Z rywalizacji odpadli Brooklyn Nets czy dzielni New Orlean Pelicans. Najlepsi pokazali pazur, ci co mieli zostać zostali. 8 drużyn nadal jest w grze o mistrzostwo w swoich konferencjach, a w Finale finałów w grze o zdobycie tytułu mistrza NBA, który wieńczy wręczenie przez Komisarza ligi Pucharu Larry'ego O'Briena, a wraz z rozpoczęciem nowego sezonu; przekazanie mistrzom ,,mistrzowskich pierścieni".
Jak widać, Play-Offy szczególnie w silnym amerykańskim sporcie zawodowym, kiedy by one się nie odbywały: czy rok, dwa lub dekadę temu, czy teraz anno domini 2022, zawsze są perfekcyjnie dostrojonym do miłośników konkretnego sportu drużynowego (w tym głównie entuzjastów NBA i NFL),mechanizmem. ,,Puchary" bardzo specyficzną rolę osiągnęły w NBA - najlepszej jakości męskiej koszykówki na świecie. W ich okresie, a trwają one przeważnie około dwóch miesięcy, sądzę, powinno się nie tylko śledzić wyniki z poszczególnych spotkań cudownej i potężnej, jako organizacja i symbol sportu zawodowego ,,zza oceanu” NBA, ale i również przeznaczyć czas na lekturę książek koszykarskich, w tym wielu bardzo ważnych encyklopedycznych i biograficznych pozycji, które to możemy liczyć w dziesiątkach; sam mam ich kilkanaście na swojej sportowej czytelniczej półeczce. Same Play-Offy w amerykańskiej koszykówce (podobnie jest z rozgrywkami pucharowymi w innych ligach sportu drużynowego na całym świecie),co warto podkreślić, są idealną okazją na seans filmów i seriali o charakterze sportowym – współodczuwanie zawodów sportowych, nasiąknięcie duchem rywalizacji, wszystko to staje się wtedy o wiele bardziej emocjonalne, duchowe, nieco bardziej mistyczne dla zaangażowanego wtenczas w dany sport fana. Wystarczy spojrzeć na takie tytuły w materii małoekranowej oraz w odniesieniu do klasyków dużego ekranu, jak "Biali nie potrafią skakać (1992)", "Eddie (1996)" czy genialna "Gra o honor (1998)", a po ich seansie – mimo iż to fikcja ładnie opowiedziana na ekranie – koszykówka na pewno będzie smakować inaczej; te tytuły to zaledwie mała kropla w gigantycznym oceanie pozycji, które w tej kategorii i gatunku sportowo-fabularnym można zobaczyć. O koszykówce tworzy się generalnie dużo. To pochłaniający sport, który z początkowo rozrywkowej funkcji wszedł głęboko w kulturę cywilizacji. Z serialami o NBA, baskecie uniwersyteckim w USA, czy baskecie europejskim, w odróżnieniu do produkcji pełnometrażowych nie jest aż tak klarownie. Dopiero swego rodzaju renesans w tym względzie rozpoczął serial pt. "Lakers: Dynastia Zwycięzców".
Najnowsza produkcja od konkurencyjnej dla platformy streamingowej Netflixa, HBO Max, wystartowała prawie dwa miesiące temu. Dziewięć epizodów pierwszego sezonu za nami, pozostaje tylko ostatni, finałowy rozdział – z racji olbrzymiego zainteresowania na świecie serial dostaje od HBO ,,zielone światło” na kolejne sezony. Warto wspomnieć, że pilotowy odcinek "Lakers: Dynastia Zwycięzców" miał premierę 6 marca – nie jest to istotna jakoś nader istotna data, ale rozpoczęcie emisji tego tytułu w tym okresie z perspektywy miłośnika NBA ma sens: w okolicy debiutu serialu zostało miesiąc bardzo zaciętych meczów sezonu zasadniczego: miesiąc walki totalnej o awans do Play-Offów NBA, i o jak najlepsze miejsca w tabeli przed ,,Pucharami”. I to o czym wspomniałem we wstępie niniejszej wypowiedzi, koniec obecnych rozgrywek regularnych w NBA przyniósł wiele niespodzianek. W odniesieniu do samego serialu i książki, którą recenzuję i poświęcam dalszą część wypowiedzi, owszem dostaliśmy te Play-Offy, jednakże ,,Jeziorowcy” z niezniszczalnym LeBronem Jamesem na czele -,,Królem” i liderem zespołu - jakoś nie wzięli się w garść, ani nie wygrzebali zakopanych pokładów możliwości, które nie ukrywajmy po prostu mieli, ale było to bardzo pomieszane i chaotycznie pogubione w zarządzaniu drużyną przez Franka Vogela. Zespół mimo nieciekawej pozycji w tabeli ligi na zakończenie sezonu 2021/22, co zabrzmi cierpko, osiągnął jeszcze gorszą pozycję. Lakersi nie awansowali nawet do, nazwijmy to, Fazy Przygotowawczej Play-Offów, do Play-Innów. Cudów już nie będzie, tym bardziej nie będzie walki o 18 tytuł mistrzowski, co oznaczałoby w przypadku Jeziorowców wyprzedzenie Bostończyków w historii zdobytych wiktorii NBA, którzy mają 17 takowych najwyższej rangi zwycięstw.
Na osłodę cofnijmy się do przeszłości – przeszłości spod znaku rozwoju LA Lakers i nastania ery showtime’u, którą opowiada serial HBO Max. I to, co można wywnioskować po tym jak wygląda tytuł serialu, i co bezpośrednio przedstawia, "Dynastia Zwycięzców" opowiada o uważanej za najlepszą w dziejach Los Angeles Lakers erze – zwaną nie inaczej jak tylko ,,Dynastią” – w której to erze ów klub dominował w NBA pod względem specyficznej filozofii, strategii gry, samego jej stylu, nawet pod względem liczby zwycięstw i tego, co wynikało z ich pojedynków z Celtami. To historia o drużynie, która w latach 80-tych XX wieku była najbardziej medialnym, rozpoznawalnym i rozchwytywanym poza USA zespołem sportowym. I to historia dość oryginalna, wyjątkowo realna (choć niekiedy zbytnio ulukrowana dramatyzmami i przejaskrawionymi wątkami, idącymi jakby innym torem, co prawdziwe wydarzenia związane z tym zespołem),w wielu aspektach bliska dramatyzmowi i faktom epoki w NBA końcówki lat 70-tych i części dekady lat 80-tych XX wieku; epoki, która tak istotnie naznaczyła koszykówkę na świecie, a przede wszystkim klub Jeziorowców.
Gdy już chwycicie za piloty i wsiąknięcie w atmosferę "Dynastii Zwycięzców", gdy będziecie oglądać serial i zaznajamiać się z jego historyczno-dramatyczno-konwenansowymi elementami i z wszystkim tym, co z NBA tamtych czasów (1979-1981; pierwszy sezon chwyta narrację o pierwszym tytule Lakers, gdy zespół przejmuje Jerry Buss i gdy dołącza do niego Magic Johnson),naprawdę nie pozostanie wam nic, jak tylko chwytać za książkę, której współautorami są Larry Bird oraz Earvin ,,Magic” Johnson, przy głównym piórze pisarskim Jackie Macmullan. "Larry vs Magic. Kiedy rządziliśmy NBA" w kontekście serialu (sam serial nie powstał na łamach tej publikacji, lecz w oparciu o książkę: "Czas zwycięzców. Narodziny dynastii Lakers" Jeffa Pearlmana) stanowi dramatyczno-reportażową biografię go dopełniającą. Publikacja znanej dziennikarki i felietonistki z świata sportu otwiera drzwi do rejonów ,,Showtime’u” naznaczonego bardzo widowiskową i dramatyczną walką między gigantami koszykówki lat 80-tych, Birdem i Johnsonem. "Larry vs Magic" to blisko 350 stron bardzo pomysłowo napisanej, z odwagą i ikrą cech charakteru obu koszykarzy, książki. Owszem mamy tu masę interesującego ,,backgroundu” – tego historycznego tła: dorastanie sportowców, pierwsze i niekiedy bardzo trudne kroki w profesjonalnym sporcie, życie w świetle reflektorów i spoglądanie na ich sukcesy przez pryzmat pojedynków między nimi – gdzie wszystko to przedstawiane jest z perspektywy pierwszej osoby: Magic oraz Larry, ale i za pośrednictwem talentu narracyjnego Macmullan. Poza oczywistymi kwestiami dziedzictwa sportowego i historii NBA z ery ,,Showtime’u”, w publikacji tej mamy jedno ważne przesłanie tudzież wskazówkę, jak należy rozumieć to czym ona jest, co i jak przekazuje. Przede wszystkim autorka kładzie ciężar narracji (jeśli w biografii sportowej można mówić o jakiejkolwiek narracji; chodzi o tło faktów, danych, informacji i emocji) na opowiadanie o nadludzkiej motywacji – tak widocznej w latach 80-tych w NBA - na linii relacji ,,Larry Bird – Magic Johnson". Motywacji, która obecnie (i chyba nawet w przyszłości!) w zawodowym sporcie jest rzadko spotykana, gdzie jeden zawodnik tworzy drugiego i odwrotnie; można by to porównać do charakterystycznej symbiozy fikcyjnych, ale genialnie w tym aspekcie przedstawionych, postaci: Batman-Joker, Eddie Brock-Venom, Doktor Jekyll – Pan Hyde.
Już od pierwszych stron praca Macmullan daje nam trochę w kość. Wszystko za sprawą stylu narracji książki i poukładanych odpowiednio wypowiedzi legend Celtów i Lakersów. To nic innego jak chytre i całkiem miłe w odbiorze kreowanie ,,klasycznego wizerunku sportowego przeznaczenia” przeciwników, którzy na parkiecie podarliby sobie łby, a poza nim byliby dla siebie prawdziwymi kumplami, gdzie jeden o drugim nie powie złego słowa. Jest w tym wszsytkim masa chłodnej ,,birdowskiej” kalkulacji oraz szczerość i ciepło ,,johnsonowskiego” uśmiechu. Magiczna szczypta informacji i ciekawostek ,,zza kulis”, gdzie oldschoolem wyziera bardzo wyraźnie.
Jeśli czytelnik ma sentyment do klasycznej koszykówki, do tych prawdziwych gladiatorów sprzed ery popu i czasów współczesnych, gdzie NBA pożera świat będąc ogromną i bardzo wpływową korporacją, to "Larry vs Magic" jest pozycją dla niego odpowiednią, czy raczej ,,przeznaczoną”! Tamte czasy to był naprawdę syty i namacalny ,,showtime”, dzisiaj w NBA mamy ,,showtime konsumpcyjny”, który nie potrafi się odnaleźć: kakofonia efekciarstwa i ekstrawagancji pomieszanych z tym, co dają nam koszykarze kochający to, co robią (i nieważne za ile),budujący podstawy do kolejnej ewolucji w tej dyscyplinie.