Bardzo lubię Punishera i Gartha Ennisa. "Preacher" jest rewelacyjny, "Witaj Ponownie, Frank!" czytało mi się świetnie, dlatego bez zastanowienia kupiłem Punishera MAX. Niestety nie jestem zachwycony. Rysunki są średniej jakości, ale przede wszystkim brakuje mi tego charakterystycznego, szalonego sznytu Ennisa w fabule . Zwykle ten autor dojrzałe i dosadne motywy miesza ze sporą dawką czarnego humoru i groteski - a tutaj wszystko jest śmiertelnie poważne i mroczne do tego stopnia, że szybko staje się monotonne. Niektóre sytuacje są przerysowane (zwłaszcza przemoc) ale to tyle. Nie są to złe opowieści, ale niespecjalnie zapadają w pamięć (irlandzka jest dużo lepsza od tej z Micro). Osobiście zdecydowanie wolę wersję Punishera z Marvel Knights ("Witaj, Ponownie...") a z MAXa dużo ciekawsza jest seria napisana przez Jasona Aarona (z Kinkpinem i Bullseyem). Może po drugim tomie zmienię zdanie...
Jak kończyć to z przytupem! Ostatni tom to moim zdaniem najlepsza cześć tej tetralogii. Uwielbiam postacie, które mają wady, które odczuwają ból, zmagają się z problemami, z którymi nie zawsze sobie radzą. I o tym jest ten tom. O traumie, z którym bohaterka zmagała się od samego początku tej znakomitej serii. Po lekturze większości komiksów często przyznaję, że dobrze się bawiłem. W tym przypadku nie mogę tak powiedzieć. To nie była zabawa. Bohaterka doświadczyła tak dużo, że w trakcie lektury czułem coś w rodzaju żalu i smutku. Jednocześnie z nią czułem lęk i strach. Ciężka lektura, ale nie żałuję ani sekundy spędzonej czytając to dzieło. Podobało mi się również to, jak Bendis niesamowicie bawił się narracją, momentami łamiąc czwartą ścianę. Alias to komiks wart uwagi każdego czytelnika.