Najnowsze artykuły
- ArtykułyKocia Szajka na ratunek Reksiowi, czyli o ósmym tomie przygód futrzastych bohaterówAnna Sierant1
- ArtykułyAutorka „Girl in Pieces” odwiedzi Polskę! Kathleen Glasgow na Targach Książki i Mediów VIVELO 2024LubimyCzytać1
- ArtykułyByliśmy na premierze „Prostej sprawy”. Rozmowa z Wojciechem ChmielarzemKonrad Wrzesiński1
- ArtykułyStrefa mrokuchybarecenzent0
Popularne wyszukiwania
Polecamy
Steve Stewart-Williams
Źródło: © Swansea University
3
7,5/10
Pisze książki: popularnonaukowa
Urodzony: 1971 (data przybliżona)
Wykładowca psychologii ewolucyjnej na Swansea University, absolwent biologii i filozofii na Massey University i McMaster University, autor kilku książek i licznych publikacji poświęconych między innymi filozofii biologii i ewolucji altruizmu.
7,5/10średnia ocena książek autora
76 przeczytało książki autora
149 chce przeczytać książki autora
1fan autora
Zostań fanem autoraSprawdź, czy Twoi znajomi też czytają książki autora - dołącz do nas
Książki i czasopisma
- Wszystkie
- Książki
- Czasopisma
Małpa, która zrozumiała Wszechświat Ewolucja umysłu i kultury
Steve Stewart-Williams
6,7 z 3 ocen
24 czytelników 2 opinie
2022
The Ape that Understood the Universe: How the Mind and Culture Evolve
Steve Stewart-Williams
9,0 z 1 ocen
3 czytelników 0 opinii
2018
Najnowsze opinie o książkach autora
Małpa, która zrozumiała Wszechświat Ewolucja umysłu i kultury Steve Stewart-Williams
6,7
Ludzka psychologia ewolucyjna
Mimo ‘rozwałkowania’ do szczętu pytania - geny czy charakter (biologia czy kultura)? – wciąż nie daje ono spokoju ludziom; więc je ponawiają i poszukują źródeł własnej wyjątkowości/zwyczajności. Jeśli sprowadzić nas do centrum tego, co warto analizować, to faktycznie poza pytaniami o nasz fenomen, nie ma nic ciekawego do robienia mózgiem. Ponieważ taka perspektywa jednak mi nie wystarcza, to z dużym zaciekawieniem przyjąłem zaprezentowaną technikę opowiadania w książce „Małpa, która zrozumiała Wszechświat. Ewolucja umysłu i kultury”. Psycholog Steve Stewart-Williams przeprowadził eksperyment i spróbował opisać człowieka oczami inteligentnego ‘ufoludka’ by rozpocząć kolejną batalię z popularnymi uproszczeniami i ideologizacjami darwinizmu. Choć z definicji nie jest możliwa taka zupełna obiektywizacja poprzez ‘pozaziemską eksternalizację’ źródła naszej oceny, to już deklaracja potrzeby czysto behawioralnego i logicznego zreferowania człowieka, jest dobrym wstępem do powrotu do debaty na miarę Hobbesa i Rousseau. Autor, zbierając fakty, pół-prawdy, mity, niedomówienia i białe plamy psychologii ewolucyjnej, która korzystając z biologicznego doboru naturalnego dopełnia obraz człowieka w stosunku do jego kulturowego statusu, oferuje czytelnikowi ciekawe kompendium. Falująca nieco jakość i forma treści, od bardzo dobrej po dostateczną i od czytelnej po nieco zawiłą, ostatecznie pomaga nam zmierzyć się z ułomnościami własnej wizji - jak ten człowiek właściwie jest uwarunkowany biologicznie i społecznie.
Przejście od biologii (gdzie zwierz ziemski jest nośnikiem genów, które oczekują od tej organicznej konstrukcji uczestnictwa we własnej replikacji poprzez przetwarzania materii, przedłużanie gatunku i usunięcie się w niebyt) do kultury (język komunikacji, sztuka, sens, cel, emocje i duże ego) stanowi podróż przez pole minowe okupywane przez ludzkie słabości intelektualne nabywane z doświadczeniem. W ten wir sprzeczności Stewart-Williams włożył własne odczytanie szeroko rozumianego ewolucjonizmu, jako siły napędowej zmienności organicznej. Ustalając na wstępie ‘surowe ramy’ niejako pozaludzkiej analizy naszej egzystencjalnej krzątaniny, doprecyzowując rozumienie głównej idei Darwina, przechodzi do analizy wielu ciekawych detali warunkujących nasze zachowanie. Ponieważ reprodukcja umożliwia ewolucję, to sporo miejsca w książce zajmują obserwacje seksualnej (w bardzo szerokim rozumieniu) strony ludzkiego życia. Miłość, przywiązanie, zazdrość i wierność – to pojęcia reprezentujące nasze postawy, wynikające z biologii, choć ostatecznie zawsze przefiltrowane zostają przez kulturę. Czasem to subtelne różnice, stan nieredukowalnego napięcia ‘geny-kultura’, decydują czy coś jest adaptacją, czysto społecznym elementem czy czymś pomiędzy.
Mocną stroną książki są wizualizacje. Ponieważ sporo kluczowych pojęć, stanowiących sedno rozważań, nie ma akademickiej jednoznacznej definicji, słusznie psycholog posiłkował się opiniami ekspertów, szczególnie by pokazać kontrowersje. Do tego bardzo chętnie przywoływał przykłady – podsumowania badań, hipotetyczne sytuacje. Szukając źródeł naszych fobii, miłości, postaw społecznych, uprzedzeń czy zupełnie oczywistych rytuałów codzienności, filtrował nasze jestestwo odsłaniając jego memetyczną praprzyczynę. Zmierzenie się z taką naturalistyczną (w sensie wyprowadzania stanu świata z zasad przyrody) optyką wydaje się czymś uwierającym i mało wzniosłym. Miłość jako sztuczka natury gwarantująca transfer genów, szeroka gama estetycznych wrażeń i niemal cała nasza wyjątkowość ma jakiś początek, jest warunkowana, bywa przypadkowym dostosowaniem, potrzebą doboru naturalnego. Próba odrzucenia tego pozornego redukcjonizmu nie może, według autora, doprowadzić do satysfakcjonującej odpowiedzi o człowieka, jako przodka zdumiewająco odmiennych od niego fenotypowo organizmów. Stąd została bardzo rozbudowana narracja książki w kierunku nieuchronnego zmuszania czytelnika do pozbawionego mitologizacji odczytania naszej natury. Spośród wielu bardziej abstrakcyjnych fenomenów, to altruizm stanowił wyzwanie, które daje się spójnie uzasadnić mieszanką doboru kulturowo-naturalnego. W efekcie dość odważnie autor porównał ewolucję biologiczną z kulturową (choć wciąż z jasno wyartykułowaną różnicą). Solidnie posiłkując się koncepcją memów dokonał kliku ciekawych uniwersalizacji ‘zmienności ducha i materii’.
Śledząc argumentację autora w konkretnych akapitach, nie miałem przesadnie zastrzeżeń. Sporo bałaganu pojawia się za to na ogólnym poziomie konstrukcji tekstu. Pewne zagadnienia porozrzucał autor po rozdziałach, ponawiał watki bez wyraźnego powodu czy znienacka. Więcej w tym psychologicznej emocjonalnej opowieści niż biologicznego rygoryzmu potrzebnego w budowaniu spójnego wywodu. Stąd chyba próba wrócenia po lekturze do czegoś konkretnego, by szybko odnaleźć ważny fragment na podstawie drogowskazów w postaci nazw rozdziałów, może być trudnym zadaniem. Jednocześnie kilka zamkniętych fragmentów pozwala na cząstkowe zniwelowanie tej niedogodności. Szczególnie umieszczone dwa dodatki mogą w sposób wyizolowany pomóc w rekapitulacji. Zbudowane są na zasadzie postawienia popularnych choć mylnych hipotez wraz z, następującymi po nich, dość szczegółowymi analizami istoty błędu. Poszukujący ‘kapsułek’ podstawowej wiedzy o stanie badań w ramach psychologii ewolucyjnej i o strukturze memetyki (jako oferty szerokiego potraktowania kultury w języku ewolucji) mogą skupić się na tych końcowych apendyksach. Stanowią one zapewne zbiór podstawowych kontrowersji badawczych, których jednoznaczność tak uwiera ‘zwolennikom czystej socjo-kultury’, czasem zmuszając do ponownego namysłu i pokory wobec pozornej poprawności własnych sądów. To taki test na zrozumienie metody naukowej, która musi obiektywizować to, co nam łatwo ‘zalega’ w subiektywnym jednostkowym przekonaniu. Może jeden przykład z listy przywołanych wielu fundamentalnych nieporozumień, które napędzają niedobre memy pop-kultury (str. 393):
„To, czy jakakolwiek cecha ma naturalne pochodzenie (jest ‘wrodzona’),kompletnie nic nie mówi o tym, czy jest ona ‘dobra’ czy ‘zła’. Wartość moralną wszelkich zachowań należy oceniać nie na podstawie ich rzekomej czy faktycznej ‘naturalności’, ale w zależności od tego, jaki mają one wpływ na dobrostan tych wszystkich, których skutki ich dotykają. Dlatego właśnie przemoc – która jest zupełnie naturalna – uważamy za coś złego, a medycynę – nasz w pełni sztuczny wynalazek – za dobrą.”
Na poziomie metodologii Stewart-Williams solidnie przepracował na czytelniku bardzo ważne idee, które na styku nauk przyrodniczych i społecznych stanowią sedno codzienności afektów każdego człowieka i jednocześnie definiują nieredukowalne pola konfliktu. Z jednej strony badania antropologiczne pomagają odróżnić adaptacje biologiczne od kulturowych fenomenów, z drugiej wieloaspektowe meta-analizy pozwalają wydobyć głębszą prawdę z, ukrywanych skwapliwie przez respondentów zwykłych ankiet, sądów wartościujących o sobie i innych.
„Małpa, która zrozumiała Wszechświat” powstała z chęci opisania przez autora statusu natury człowieka jako hybrydy targanej biologiczno-kulturowymi (geny i memy) mechanizmami. Czasem z wielu sprzeczności, przypadkowych wzmocnień, adaptacyjnych preferencji czy etnicznych opcji stanowiących neutralny wobec ewolucji zbiór alternatyw, powstają mniej lub bardziej udane jednostki, rodziny czy społeczności. Profesor nieco pozbawił tekst szansy na stanie się podręcznikiem psychologii, choć wciąż to dobra lektura. Mam trochę zastrzeżeń do zbyt szerokiego potraktowania memów (według mnie szarlotka i papierosy to nie memy, jak przekonuje autor – str. 349-350). Choć z drugiej strony wizja matematyki (i szerzej nauki – str. 372) jako ‘anty-memetycznego’ zjawiska i religii jako samonapędzającej się odpowiedzi na biologicznie nieredukowalne potrzeby, dają do myślenia i aktywują do dalszych poszukiwań. Wspomniany bałagan, to zapewne konsekwencja umieszczenia w książce bardzo dużej liczby faktów, upchania w i tak gesty tekst dużej ilości analiz, porównań, hipotez, modeli czy sprzecznych stanowisk środowisk akademickich. Na szczęście zaprezentowany we wstępie namysł ‘pozaziemski’, sukcesywne narracyjne zbliżanie się do poprawnej i najpełniejszej współczesnej definicji teorii Darwina, przepracowanie doboru płciowego, krewniaczego, grupowego i przejście do memów, daje szerokie pole do intelektualnej zabawy na dobrym poziomie. Przecież wszystko co absorbuje w książce myśli autora, jest codziennością każdego - formą i tworzywem z któych ulepiony jest Homo sapiens.
Mimo różnych zastrzeżeń – DOBRE z dużym plusem 7.5/10
Darwin, Bóg i sens życia Steve Stewart-Williams
6,9
Być może się starzeję i staję się bardziej wybredny, ale coraz częściej mam ochotę zaczynać tekst od słów „To mogła być naprawdę dobra książka”. Osobiście spodziewałem się zdecydowanie bardziej pogłębionego wykładu, co nie znaczy, że przenaukowionego czy przefilozofowanego. Temat wpływu teorii Darwina (należało by chyba już pisać – ewidentnego faktu, że ewolucja zachodzi) na postrzeganie świata, światopogląd każdego człowieka etc. jest na tyle ważny, ze nie należy go traktować po łebkach. Tymczasem wiele rozdziałów, wiele tematów wydaje się być potraktowane bardzo przyczynkarsko. Z jednej strony autor pisze tak, jakby założył, że czytelnik sporo wie o ewolucji, ale i o dogmatach religijnych a z drugiej strony nie pogłębia zbytnio różnych kwestii odsyłając czytelnika do bardziej fachowej literatury.
Książka już na starcie dość mocno irytuje. Przywykłem już do anglosaskiej maniery zaczynania książek od tasiemcowych podziękowań. Tu – całe szczęście – mamy tylko dwie strony. Ale poraził mnie wstęp. Zazwyczaj wstęp, jak sama nazwa wskazuje, powinien być wprowadzeniem w temat, naprowadzeniem czytelnika na tok myślenia autora. Tymczasem dostajemy… dziesięć kartek abstraktu, streszczenia całej książki! Autor ni mniej ni więcej tylko rozpisuje się o tym, o czym już za chwileczkę, już za momencik będzie pisał. Lekturę możemy więc zacząć … dopiero od strony 37.
Pierwsza połowa książki dość słaba. Autor próbuje pokazać, jak teoria Darwina podważa większość podstawowych dogmatów religijnych, ideę Boga osobowego itp. Owszem, wywody wydają się logiczne, ale… niedowiarka na pewno nie przekonają a przekonywać ateisty nie muszą, bo ateista i tak to wszystko już wie, bo doszedł do tych wniosków sam, albo o tym już wielokrotnie czytał w innych, lepszych książkach. Więc dla kogo jest ten tytuł? Nie wiem. Ciekawiej w drugiej połowie, gdzie autor pokazuje, jak teoria ewolucji koliduje z niektórymi poglądami na temat moralności i jakie to może mieć dla nas konsekwencje czy może raczej, jakich to nie będzie miało konsekwencji, choć nas się tym ciągle straszy.
Ktoś, kto czytał już nie tylko Dawkinsa, ale chociażby Ridleya, Wrighta, Pinkera, Denneta, czy inne podobne pozycje, ten często będzie się nudził. W końcu to blisko 400 stron tekstu. Owszem, plusem jest fakt zebrania w jednym tomie większości kontrowersji na styku ewolucjonizm vs. religia, Darwin vs. Bóg, darwinizm a moralność, ale kiedy autor co chwila niedwuznacznie sugeruje, że jeśli czytelnik się chce więcej dowiedzieć, nich sobie poczyta pana X czy Y, może to zirytować. Przypisów odwołujących się do innych lektur i autorów mamy sporo.
No i to ciągłe przypominanie, że autor już o tym wspominał w poprzednim rozdziale, albo zapowiedzi, że poszerzy temat w kolejnych rozdziałach. Najbardziej mnie ubawiło zdanie na końcu przedostatniego rozdziału: „Temu pytaniu [postawionemu w ostatnim akapicie] poświęcę kolejny rozdział, który będzie ostatnim rozdziałem mojej książki.”. Super. Dobrze, że zostałem powiadomiony, bo pewnie bym się nie domyślił.
Nie chce odnosić się do poszczególnych kwestii poruszanych przez autora, bo nie miejsce tu na światopoglądowe dyskusje, ale napomknę o (jak często mi się to ostatnio przytrafia) stronie wydawniczej.
Przywykłem, że książki wydawnictwa CiS to nie tylko lektury ciekawe, ale i dobrze opracowane. Tu zaskoczenie. Otwórzmy tzw. stronę redakcyjną. I co zobaczymy? Ano książka nie ma redaktora. Ma za to korektora. Do tłumaczenia nic nie mam, bo pan Szwajcer już dawno przyzwyczaił mnie do solidnej roboty. Ale pani korektor się tu nie popisała. Przede wszystkim jest całkiem sporo literówek. Gdybyż to jeszcze były typowe literówki, ale jeśli ze zdań wypadają przyimki czy spójniki, to już lekka przesada. Po raz pierwszy też spotkałem się z ciekawym błędem technicznym. Naliczyłem się ośmiokrotnie wierszy pozbawionych zupełnie spacji miedzy wyrazami! Słowa zapisano jedno za drugim. Przykład ze str. 59: „pozaziemskiejinteligencji***.CzęśćteoretykówIDprzyznaje”
W rozdziale pierwszym mamy też coś, co można nazwać „nadnawiasowatością”. Autor stosuje liczne wtręty w zdaniach oddzielając je nawiasami. Do tego stosuje je również tam, gdzie – w języku polskim przynajmniej - nie ma to absolutnie żadnego uzasadnienia. W wielu miejscach owe nawiasy można by śmiało zastąpić przecinkami. Niby nic, ale jednak przeszkadza w czytaniu.
Na końcu książki dostajemy skromniutki, niespełna dwustronicowy aneks „Lektury zalecane” oraz wielostronicowa bibliografię. Dawno, dawno temu wydawało mi się, że bibliografia to niepotrzebne pogrubianie książki, że nikt tego nie przegląda. Dość szybko jednak zmieniłem zdanie. Przeglądam bibliografię, żeby przekonać się, czy jakieś pozycje zostały wydane w języku polskim. I tu wydawnictwo mnie powaliło na łopatki. W „Lekturach zalecanych” mamy informacje, czy dany tytuł był już przetłumaczony, czy nie. Tymczasem w bibliografii ani widu. A właśnie na liczne tytuły z bibliografii powołuje się autor. Uważny czytelnik może dojść do przekonania, że po polsku to nic ciekawego o Darwinie i ewolucjonizmie nie poczyta. A nie jest to prawda.
Podsumowując: dla kogoś, kto zupełnie nie ma wyrobionego zdania na temat, jak pogodzić wiedzę o ewolucji z wiarą w taki czy inny nadprzyrodzony Absolut i czy w ogóle to da się pogodzić, książka może podsunąć sporo tropów. Dla czytelnika oczytanego trochę w temacie książka niewiele przyniesie nowości – szkoda pieniędzy i czasu.