Praca z ludźmi to kopalnia wiedzy i niewyczerpane źródło inspiracji

LubimyCzytać LubimyCzytać
10.04.2018

Ewa Zdunek, jak sama przyznaje, od zawsze lubiła opowiadać historie. Książki były obecne w jej życiu właściwie od zawsze. W końcu doszła do wniosku, że chce wyjść do szerokiego grona czytelników i… napisać powieść. Z zawodu jest mediatorką, a na swoim koncie ma już cztery wydane książki. 

Praca z ludźmi to kopalnia wiedzy i niewyczerpane źródło inspiracji

Magdalena Majcher: Jest Pani autorką czterech powieści. To już imponujący dorobek. Skąd w ogóle pomysł, żeby pisać? Od zawsze nosiła Pani w sobie taką potrzebę?

Ewa Zdunek: Od zawsze lubiłam opowiadać historie. Ogromną satysfakcję sprawiało mi obserwowanie, jak zmieniają się ludzie w tym czasie, gdy ja zaczynam snuć swoją opowieść. Kiedy nagle milkną, wsłuchują się w moje słowa, podążają za mną w kreowany przeze mnie świat i dobrze się tam czują. Widziałam, że to, co robię było dobre, że słowo staje się moim tworzywem, moim narzędziem. W końcu pojawiła się refleksja, dlaczego nie uderzyć do szerszego grona odbiorców i zmierzyć się ze słowem pisanym? Cieszę się, że z tej próby wyszłam zwycięsko.

W jakich okolicznościach powstały Pani pierwsze teksty? Czy pamięta Pani pierwszy stworzony przez siebie utwór?

Pierwsze testy napisałam w podstawówce. Podczas przerw odgrywałyśmy z koleżankami scenki kabaretowe, o ile pamiętam bardzo śmieszne. Zaczęłam utrwalać niektóre z nich. Do dziś ocalała znikoma część tego dorobku, moim zdaniem całkiem niezłego. Później napisałam pierwszą profesjonalną powieść, była to historia życia mojego psa, którą zakupiło nieistniejące już dziś wydawnictwo. Proces wydawniczy utknął na poziomie wyboru ilustracji. Bajkę przeczytały więc tylko moje dzieci. Kolejną pisarską próbę podjęłam dopiero piętnaście lat później. Wróżka Emilia została wymyślona jako postać serialu telewizyjnego. Ponieważ wraz ze zmianą władzy w Polsce słowo "wróżka" znalazło się na indeksie słów zakazanych w polskiej telewizji, oparty na moim pomyśle scenariusz trafił do lamusa. Tylko dzięki Małgorzacie Kosturkiewicz, która przekonała mnie, że Wrózia ma przyszłość, napisałam swoją pierwszą powieść: Z pamiętnika samotnej wróżki. A później już samo poleciało.

Za każdym razem gdy stawiam ostatnią kropkę, pozostaje mi część niewykorzystanego materiału. Ponieważ nie lubię niczego marnować, zabieram się do pisania kolejnej książki i tak pewnie będę pisać i pisać. Jeszcze długo po Sądzie Ostatecznym, bo wciąż zostaje jakiś fajny kawałek...

Skąd miłość do słowa pisanego? Wyniosła ją Pani z rodzinnego domu?

U nas to rodzinne. Moja mama pracowała w młodych latach jako protokolantka w sądzie. Sędziowie zabiegali o nią, bo potrafiła niezwykle precyzyjnie i trafnie formułować zdania. Z kolei mój stryj, Krzysztof Zdunek to laureat wielu nagród w konkursach poetyckich. W naszej rodzinie też zawsze szanowało się książki. Pamiętam taką scenę: moi dziadkowie pokłócili się i babcia zamierzyła się w dziadka trzymaną w ręku książką. Wówczas on spojrzał na nią takim wzrokiem, że szybko się zreflektowała i rzuciła w niego szklanką.

Pracuje Pani zawodowo jako mediatorka. Kiedy znajduje Pani czas na pisanie?

Ostatnio jest z tym kłopot, bo robię wiele rzeczy na raz i poniewczasie spostrzegam, że doba liczy tylko dwadzieścia cztery godziny. Z drugiej strony dzięki temu, że dużo obcuję z ludźmi, wciąż mam o czym pisać. A mediacje dostarczają nieustannej inspiracji.

W listopadzie ukazała się Pani powieść „Wróżka mimo woli”, a już na rynku pojawiła się kolejna, „Mediatorka”. Zastanawiam się, jak długo pisze Pani książkę?

Jeśli nikt mi nie przerywa, to jakieś dwa tygodnie. A tak poważnie, to jest to proces kilkuetapowy. Zaczynam od jakieś sceny, niekoniecznie tej, która pozostanie później w książce. Powołuję do życia bohaterów i powoli się poznajemy. Gdy czuję, że wniknęłam już w ich świat, pisanie idzie gładko. Mam wtedy takie ciągi, niczym nałogowy alkoholik. Piszę całymi godzinami, stale rozmyślam nad fabułą, rozmawiam w myślach z postaciami z książki. Tak powstaje moja "surówka", czyli wersja robocza. Pozostawiam ją na kilka dni i gdy "się odleży", czytam całość i bywa, że zmieniam więcej niż połowę. Zdarza się, że piszę dwie książki na raz. Czasem potrzebuję odpocząć od niektórych bohaterów.

Rynek wydawniczy wymaga od autorów systematyczności?

Szczerze mówiąc, nie wiem, ale ja zawsze mam w zanadrzu przynajmniej jedną książkę, więc chyba wyprzedzam oczekiwania wydawcy. Byłoby mi trudno pisać "na zamówienie". W tym przypadku lubię spontaniczność.

Trudno jest utrzymać się na rynku, kiedy aż sześćdziesiąt dwa procent Polaków nie przeczytało w ubiegłym roku żadnej książki?

Coraz mniej wierzę w te badania, obserwując całe rzesze ludzi, którzy czytają na przystankach, w autobusach, w poczekalniach, nawet w pracy. Sądzę, że ciekawa książka zawsze znajdzie swoich czytelników, więc nie przejmuję się statystykami i po prostu piszę, najlepiej, jak potrafię.

W środowisku pisarskim wiele mówi się o deadlinach, które wiszą złowróżbnie nad pisarzami. Czy zbliżający się termin oddania tekstu Panią stresuje, czy raczej motywuje do wzmożonej pracy?

Ja patrzę na to z zupełnie innej perspektywy. Piszę kolejną książkę niezależnie od tego, czy wydawca zechce ją wydać, czy nie. Więc kiedy jedna przechodzi proces wydawniczy, ja właśnie kończę następną. Terminy wiążą mnie tylko w przypadku korekty autorskiej, a na to dostaję zwykle aż za dużo czasu.

Ewa Zdunek – mediatorka i Ewa Zdunek – pisarka. Która z nich jest Pani bliższa?

Okropne pytanie. Takie z kategorii, kogo bardziej kochasz: mamusię czy tatusia. Nie umiem się zdecydować, więc powiem, że najbardziej lubię Ewę Zdunek. Po prostu. Całościowo. W pełnym wydaniu.

Doświadczenia mediatorki chyba przydają się przy pisaniu powieści. Pozwalają szerzej spojrzeć na problem danej postaci.

Praca z ludźmi to kopalnia wiedzy i niewyczerpalne źródło inspiracji. Ubolewam, że nie jestem w stanie zapisać wszystkich swoich myśli na bieżąco i bez skracania. Z drugiej strony często przytłacza mnie ta wiedza. Ludzie to niezwykle skomplikowane istoty, które nieustannie mnie zaskakują. Dzięki nim mam o czym pisać. Każda z postaci była wzorowana na konkretnej osobie. Zadziwiające, jak niewiele osób się rozpoznało!

Czego czytelnicy mogą się jeszcze po Pani spodziewać? Jaki temat weźmie Pani na warsztat?

Przymierzam się do napisania powieści, w której główną bohaterką będzie dziewczyna, która dysponuje niezwykłym głosem. Nie chodzi o głos śpiewaczki, lecz przyjemny, ciepły ton, bardzo erotyczny, ale nie wulgarny. I ona podejmie pracę konsultantki telefonicznej. To, co usłyszy podczas swoich rozmów z klientami, co z tego wyniknie i czy bajeczny głos stanie się jej przekleństwem czy darem, postaram się przedstawić w klimacie zwariowanej komedii, często groteskowej, lecz do bólu prawdziwej. A obecnie kończę pisać powieść poniekąd kryminalną, w której czytelnicy będą mieli okazję lepiej poznać komisarza Ugryzia, bohatera powieści o Wróżce.

Rozmawiała Magdalena Majcher


komentarze [1]

Sortuj:
Niezalogowany
Aby napisać wiadomość zaloguj się
LubimyCzytać 09.04.2018 13:55
Administrator

Zapraszamy do dyskusji.

Czytelnicy oznaczyli ten post jako spam Zobacz ten post