rozwiń zwiń

Ostrożnie z tą retardacją

Bogdan Bogdan
03.01.2015

Hm... zaraz, zaraz... jak to się nazywa... już wiem: retardacja. Pojęcie to jest na pewno mniej rozpoznawalne niż samo zjawisko, które kryje się pod tą nazwą. W ścisłym znaczeniu retardacja to zabieg kompozycyjny, opóźniający bieg akcji w utworze literackim. Ale w innym znaczeniu, dotyczącym języka mówionego, logopedzi i językoznawcy nazywają tak wszelkie nieistotne wtrącenia i zwroty, dające mówiącemu czas na sformułowanie wypowiedzi. To zupełnie jak z taśmą i magnetofonem. Starsi czytelnicy pamiętają czasy świetności tych urządzeń – szpulowych i kasetowych. Taśma magnetofonowa obowiązkowo była wyposażona w tzw. rozbiegówkę – doklejony do właściwej taśmy przezroczysty pasek, którego zadaniem było pozwolić sprzętowi zaraz po włączeniu rozpędzić się i wejść na właściwe obroty. Wprawdzie szpule z taśmami i kasety podzieliły los mamutów i tygrysów szablastozębnych, jednak same rozbiegówki przetrwały, a wręcz mają się doskonale. Tyle że nie występują już w postaci kolorowych pasków, ale popularnych zwrotów w rodzaju: „no wiesz”, „proszę ciebie” („proszą ja ciebie”), „w każdym razie”, „bądź co bądź” (lub hybryda: „w każdym bądź razie”).

Ostrożnie z tą retardacją

Domeną retardacji jest język mówiony. Niemal każdy z nas potrzebuje przecież paru chwil na sformułowanie myśli. Ciekawe jest jednak, iż taka praktyka to - z punktu widzenia logopedii - nic innego jak jąkanie się. Otóż według fachowych źródeł* wyróżnia się dwa rodzaje objawów jąkania: pierwszoplanowe i drugoplanowe. Do tych drugich należą:

- embolofrazje (kolejne pojęcie mniej znane niż zjawisko, które opisuje) - czyli przedłużane dźwięki, np.: „yyyyyyyyy” czy „aaaaaaaa”, mające na celu wypełnienie ciszy (tej do namysłu przed właściwą wypowiedzią);

- zwroty opóźniające (retardacyjne), które mają podobny charakter, co embolofrazje, ale nie są to już izolowane dźwięki ale wyrazy lub całe wyrażenia (jak te przytoczone w poprzednim akapicie).

Tyle fachowcy. Na co dzień retardacje, a nawet owe embolofrazje (czy tylko mi ten wyraz kojarzy się z tytułem książki Vonneguta „Wampetery, foma i granfalony”?), jeżeli tylko są używane z umiarem, nie rażą, Nadużywane – mogą irytować (jak każde nadużycie). Znałem pewną tłumaczkę języka niemieckiego, która retardacji szczerze nie znosiła, czemu dawała wyraz w dość szczególny sposób. Otóż pracując w pewnym państwowym urzędzie nieraz towarzyszyła najważniejszym oficjelom w ich zagranicznych podróżach. A że ze znajomością języków obcych wśród wysokich urzędników państwowych bywa w naszym kraju różnie, pracy jej nie brakowało. Gorzej, że niektórzy z wojażujących urzędników nienadzwyczajnie dawali sobie radę również z wypowiedziami w języku ojczystym. W rezultacie swoje publiczne wystąpienia rozpoczynali od naprawdę długich rozbiegówek. Gdy ciągnęły się kolejne: „wszyscy, jak tu, eee, jesteśmy”, „dużo by można powiedzieć”, czy „a zatem, proszę państwa, ten, tego, powiedzmy sobie szczerze...” - tłumaczka milczała. Czekała na konkret i dopiero ten tłumaczyła. Czasem, gdy oczekiwanie mocno się przedłużało, dostrzegała zdziwione spojrzenia, uśmiechy, ale po fakcie jakoś nikt z tłumaczonych selektywnie oratorów nie zgłaszał pretensji. Gdy inni tłumacze pytali ją o tę specyficzną „metodę”, wyjaśniała krótko: „retardacji nie tłumaczę”.

Oglądając wystąpienia polityków, transmitowane przez stacje telewizyjne, bez trudu można zauważyć, że cytaty z tych wystąpień, pojawiające się po chwili na „żółtym pasku,” są poddawane stylistycznej obróbce. Cała retardacja najczęściej idzie precz. Co więcej, korygowane są również błędy językowe. Dlatego możemy być pewni, że gdy ważny polityk powie np. „nie daliśmy radę”, na pasku ujrzymy za moment „nie daliśmy rady”. I wcale nie musi to wynikać z życzliwości dziennikarzy i ich troski o wizerunek partyjnego bossa. Powód jest zupełnie inny. Oddajmy głos prof. Miodkowi**: „musimy pamiętać, że norma języka pisanego jest rygorystyczniejsza. To, co retorycznie może dodawać smaku językowi mówionemu – powtórzenia, zaimki: ja, ją – włożone do tekstu pisanego daje w efekcie rażący błąd stylistyczny”. Wprawdzie profesor wspomina tylko o błędach stylistycznych, ale opisana przez niego reguła dotyczy wszelkich błędów językowych. Gdy słyszymy je w ustach polityka (czy kogokolwiek innego), brzmią źle, ale nic to, przyzwyczailiśmy się. Jednak te same błędy powtórzone w formie pisemnej, na żółtym pasku w dole ekranu, raziłyby bardziej niż głośna rozmowa przez telefon w tramwaju czy pociągu.

A jak wygląda sytuacja z retardacją i błędami językowymi w literaturze? Nietrudno zauważyć, że dzieje się tu podobnie jak na żółtym pasku TVN24. Przywiązanie pisarzy do rygorystycznych norm języka pisanego okazuje się równie silne jak w przypadku dziennikarzy. Weźmy pod uwagę najpospolitsze błędy, które chyba każdy z nas słyszy na co dzień (jeśli nie, to gratuluję i zazdroszczę): „wziąść”, „przyszłem”, „kupywać” czy „włanczać”. Tymczasem ofiaruję konia z rzędem (w przenośni, rzecz jasna) temu, kto wskaże te błędy w dialogach bohaterów polskiej prozy współczesnej. Bardzo mało tam retardacji, a błędów – praktycznie wcale. Nawet gdy bohaterami są osoby niezaliczające poprawności językowej do swoich życiowych priorytetów. Jak choćby wyjątkowo elokwentny „luj” z „Drwala” Witkowskiego. W tej chwili jedynym przykładem „przyszłem” w literaturze, jaki przychodzi mi do głowy, jest nieco barokowy tytuł ostatniej książki Janusza Głowackiego. Trochę przykładów znalazłoby się pewnie w „Ciemno, prawie noc” Joanny Bator, gdzie autorka m.in. rewelacyjnie imituje styl internetowych hejtersów - troglodytów, a w innym miejscu jedna z bohaterek nakazuje dziecku „idź pooglądaj telewizor”. Może ktoś zna więcej takich przykładów?

W sumie może jednak dziwić, że w przypadku dialogów pisarze są tak niebywale ostrożni z retardacją, a jeszcze bardziej z błędami. Nawet gdy dopuszczają do głosu wszelkiego rodzaju blokersów i meneli. Myślę, że działa tu przede wszystkim wskazana przez prof. Miodka rygorystyczna norma języka pisanego. Silniejsza niż wymóg autentyzmu. Autor pisząc dialogi znajduje się w gruncie rzeczy pomiędzy młotem autentyzmu a kowadłem językowej normy. Wygrywa norma, bo przecież powieściowy dialog to język pisany, udający jedynie ustną wypowiedź. Solidna dawka surowego realizmu mogłaby uczynić tekst wręcz trudnym do zniesienia (kto czytał jakiekolwiek stenogramy rozmów, ten chyba się zgodzi). A przecież teksty literackie czytamy dla przyjemności i tak naprawdę wcale nie tęsknimy za „autentycznym” lujem i jego mową. Która wiernie zapisana, byłaby przez to „wzmocniona”, a więc – paradoksalnie – nieautentyczna. Z drugiej strony nie chcemy też postaci „papierowych”, nadmiernie ugrzecznionych i wygładzonych, również językowo.

Niemałe to dylematy i cieszę się, że nie będąc pisarzem nie muszę konstruować dialogów prowadzonych np. przez kiboli czy osoby przymusowo izolowane od społeczeństwa. Jednak ciekaw jestem, co na temat napięć na linii autentyzm – językowa norma miałby do powiedzenia niezawodny Remigiusz Mróz. Może doczekamy się lekcji „Kursu pisania” poświęconej językowi powieściowych dialogów? Jestem zdecydowanie za.

* „Dziecko jąkające się w szkole” - Czasopismo „Logopeda” nr 2(5)/2007
** „Wszystko zależy od przyimka” - Jerzy Bralczyk, Jan Miodek, Andrzej Markowski w rozmowie z Jerzym Sosnowskim


komentarze [30]

Sortuj:
Niezalogowany
Aby napisać wiadomość zaloguj się
KKK 08.11.2017 15:02
Bibliotekarka

Harry Potter w tłumaczeniu Andrzeja Polkowskiego. Cała seria. Moim zdaniem doskonały przykład trafionego użycia błędów językowych w wypowiedziach Hagrida. Dodatkowo z umiarem i humorem!

Czytelnicy oznaczyli ten post jako spam Zobacz ten post
Ferned 14.01.2015 18:03
Czytelnik

Mnie strasznie rażą w książkach Anny Kańtoch często wypowiadane retardacje "w każdym bądź razie" które są formą błędną, niepotrzebnym zlepieniem "bądź co bądź" i "w każdym razie"

Czytelnicy oznaczyli ten post jako spam Zobacz ten post
miharu 26.03.2015 15:50
Czytelniczka

O patrz, a ja tego nie zauważyłam. A powtórzenia mnie wkurzają i jak je zauważę, to od razu całą książkę mam "spaloną". :(

Czytelnicy oznaczyli ten post jako spam Zobacz ten post
Niezalogowany
Aby napisać wiadomość zaloguj się
tsantsara 04.01.2015 16:45
Bibliotekarz

Najtrudniej w książce uwierzyć bohaterowi, który mówi z błędami ortograficznymi...
A w książce mówionej nie wierzę ani bohaterowi, ani autorowi, jeśli aktor-lektor źle akcentuje słowa. Zwłaszcza, gdy błędy słychać w toku narracji, nie w dialogach. Ostatnio zdarza się to coraz częściej. Dobry warsztat, w sensie znajomości poprawnej wymowy, akcentowania itp., mają już tylko...

Czytelnicy oznaczyli ten post jako spam Zobacz ten post więcej
Zax 04.01.2015 10:29
Czytelnik

Problem z retardacją polega głównie na tym, że ciężko się to czyta. I nie wynika to z tego, że książka należy do tych mądrzejszych. A żaden pisarz nie chce, żeby jego książka była uciążliwa dla czytelnika. Łatwo też znienawidzić bohatera, który popełnia karygodne błędy. Ja bym raczej nie przebrnął przez taką lekturę, chociaż rzadko zdarza mi się sięgać po książki, gdzie...

Czytelnicy oznaczyli ten post jako spam Zobacz ten post więcej
Patrycja 04.01.2015 08:21
Autorka

Zbyt „literacko wygładzone” dialogi są sztuczne. Wolę te bardziej realistyczne, bo coraz częściej czytając zatrzymuję się przy dialogach i myślę: „Hej, nikt tak przecież nie mówi!”
Nie jest łatwo napisać dobry dialog. Moje są zawsze za długie.

Czytelnicy oznaczyli ten post jako spam Zobacz ten post
miharu 04.01.2015 00:47
Czytelniczka

Ostatnio 80% Polaków wtrąca do wypowiedzi bezsensowne "tak", wypowiadane w dodatku bez żadnej intonacji. Coś w rodzaju: "No wie pani, mówiłam mu, że nie można tu wchodzić, tak, ale on mnie nie posłuchał. To po prostu jakiś burak, tak."

Czytelnicy oznaczyli ten post jako spam Zobacz ten post
Mateusz Cioch 04.01.2015 08:08
Czytelnik

A nie 82%?

Czytelnicy oznaczyli ten post jako spam Zobacz ten post
miharu 26.03.2015 15:45
Czytelniczka

Nie, 80%. Specjalnie liczyłam trzy razy. :)

Czytelnicy oznaczyli ten post jako spam Zobacz ten post
Niezalogowany
Aby napisać wiadomość zaloguj się
jerzujerzu 03.01.2015 23:19
Czytelnik

Wyśmienity artykuł. Mam nadzieje że pan Remigiusz się ustosunkuje w swoim kursie do tezy autora, pomimo wykładu o dialogach ale jednak nie uwzględniając napięć na linii autentyzm – językowa norma.

Czytelnicy oznaczyli ten post jako spam Zobacz ten post
Jagoda 03.01.2015 20:59
Czytelniczka

Ostatnimi czasy więcej słucham książek niż czytam. I czasami słuchając w dobrej interpretacji dialogów z jednej strony dobrze oceniam dialog, bo faktycznie pisany "językiem mówionym" a z drugiej strony zdaję sobie sprawę, że gdybym to czytała, to by mnie irytowało. Bo to, co toleruję w mowie, to już na piśmie niekoniecznie. Nie wykluczam więc, że bardzo poprawne literacko...

Czytelnicy oznaczyli ten post jako spam Zobacz ten post więcej
Paweł 03.01.2015 18:58
Czytelnik

Najpełniejszą definicję retardacji można znajdywać w "Tajnym agencie" Conrada. Oczywiście, tylko nieoficjalnie i na własny użytek.

Czytelnicy oznaczyli ten post jako spam Zobacz ten post
Remigiusz Mróz 03.01.2015 18:48
Autor/Redaktor

Fenomenalny tekst! A przy okazji dowiedziałem się, o czym będzie następny odcinek kursu pisania. ;)

Czytelnicy oznaczyli ten post jako spam Zobacz ten post