Ledwo jednak znaleźli się na miejscu, kobieta wciągnęła go za nagrobek, mimo chłodu położyła się na kamieniu i zdarła spódnicę. Zauważył, że...
Najnowsze artykuły
Popularne wyszukiwania
Polecamy
Norman Lewis
20
6,6/10
Brytyjski reporter, autor powieści i książek podróżniczych, którego Graham Greene nazwał „jednym z najwybitniejszych pisarzy XX wieku”. Fascynowały go miejsca, które cywilizacja zmieniła w niewielkim stopniu. Opisywał m.in. Birmę, Wietnam, Indie, kraje Ameryki Łacińskiej. W Polsce ukazały się dotąd trzy jego powieści ("W cieniu wulkanów", "Ucieczka z mrocznego tropiku, Zły omen") oraz reportaż "Grobowiec w Sewilli. Podróż przez Hiszpanię u progu wojny domowej".
6,6/10średnia ocena książek autora
758 przeczytało książki autora
1 666 chce przeczytać książki autora
4fanów autora
Zostań fanem autoraSprawdź, czy Twoi znajomi też czytają książki autora - dołącz do nas
Książki i czasopisma
- Wszystkie
- Książki
- Czasopisma
Neapol ’44. Pamiętnik oficera wywiadu z okupowanych Włoch
Norman Lewis
7,5 z 223 ocen
863 czytelników 32 opinie
2022
Głosy starego morza. W poszukiwaniu utraconej Hiszpanii
Norman Lewis
7,5 z 244 ocen
1035 czytelników 45 opinii
2015
Grobowiec w Sewilli. Podróż przez Hiszpanię u progu wojny domowej
Norman Lewis
6,3 z 204 ocen
676 czytelników 28 opinii
2013
A Dragon Apparent. Travels in Cambodia, Laos and Vietnam
Norman Lewis
0,0 z ocen
2 czytelników 0 opinii
2003
Popularne cytaty autora
Cytat dnia
Co jest prawdą,a co kłamstwem?"Wszystko zależy od barwy szkła przez które patrzymy.
2 osoby to lubiąNikt nie może posiadać morza na własność (...) dlatego tutaj ludzie nie ciągają się po sądach, nie zawierają małżeństw dla pieniędzy, nie kł...
Nikt nie może posiadać morza na własność (...) dlatego tutaj ludzie nie ciągają się po sądach, nie zawierają małżeństw dla pieniędzy, nie kłócą się o spadki i nader wszystko szczerze się kochają. Nawet nie wiedzą, jacy są szczęśliwi.
1 osoba to lubi
Najnowsze opinie o książkach autora
Grobowiec w Sewilli. Podróż przez Hiszpanię u progu wojny domowej Norman Lewis
6,3
Książka stanie się fascynująca nie jako spojrzenie badacza na Hiszpanię, ale wtedy kiedy pod lupę weźmiemy samego badacza.
Anglicy zawsze mieli szczególny stosunek do Hiszpanii. Z jednej strony fascynacja: bo przyjeżdżali z płaskiego, brzydkiego, deszczowego, zimnego i do bólu nudnego państwa do kraju, gdzie życie toczy się na obrotach o 3 biegi wyższych. Ale z drugiej strony obok fascynacji jest to niezachwiane angielskie przekonanie, że to oni wiedzą najlepiej, że to oni reprezentują kulturę, że to oni są cywilizacją, że inni mogą się tylko od nich uczyć. Ich zaciekawienie Hiszpanią jest jak zaciekawienie badacza, który złapał ciekawy okaz motyla w pińsetę i ogląda go z wielkim zainteresowniem. Tak, jakie ciekawe zwyczaje... o, jaka ekscytujące kultura... I oni nawet wierzą w te wszystkie madonny, nawet płaczą do nich, jakie to fascynujące... Ale nigdy przenigdy nie przemknie takiemu Anglikowi przez myśl, że to on mógłby się czegoś od Hiszpana nauczyć, że Hiszpan wie o życiu coś, czego on nie wie, że w czymkolwiek (kuchnia, wyroby stalowe walcowane, sztuka wojenna, you name it) Hiszpan mógłby okazać się lepszy od Anglika.
I taka jest właśnie książka Lewisa. Wyliczanka kuriozów, paradoksów, wyjątków, ekstremów jako opowieść o Hiszpanii. Weźmy tego murarza z Nawarry, który dorabia robiąc gipsowe pomniki Lenina (jakoby, bo kilka szczegółów pozwala mi nieco powątpiewać w tą opowieść). A gdzie Nawarra taka jaka była w swojej przytłaczającej większości? Gdzie całe wioski zbierały się po pracy w polu wieczorami, żeby zbiorowo odmówić różaniec za prawowitego, wygnanego króla? Gdzie głównym zagadnieniem ideologicznym było, czy egzaltacja św. Fermina podczas sanfermines aby nie godzi w kult św. Franciszka Ksawerego, patrona Nawarry? Gdzie dziewczyna z miejsca odpalała kandydata, który nie znał Gora Jainko maite maitea? Gdzie tym większym szacunkiem cieszył się kolo, im starszą wyciągnął ze stodoły strzelbę (trzecia wojna? pikuś, ja mam tą z drugiej wojny, i jeszcze działa!). Gdzie trzypokoleniowe rodziny zbierały się w swoim caserio, pachnącym owczym mlekiem, dziegciem do smarowania wozu i koniczyną złożoną w stodole, po to by wszyscy upadli na kolana i zmówili modlitwę przed obrazem Reinaré en España, modlitwę, której przewodził najstarszy, bywało że nawet osiemdziesięcioletni? Gdzie dowodem męskości było takie irrintzi, żeby słyszeli w sąsiedniej dolinie? Nie, tego nie ma, bo to nie pasuje do sztancy, którą przywiózł ze sobą autor, gdzie religia może funkcjonować tylko jako brudne papistowskie machinacje albo jako zabobon wiejskiego middle-of-nowhere, ale nigdy jako sens i treść życia milionów.
Przeczytać. Więcej dowiemy się o Anglikach niż o Hiszpanach.
Głosy starego morza. W poszukiwaniu utraconej Hiszpanii Norman Lewis
7,5
Chociaż książka została wydana w serii „Reportaż” i chociaż autor anonsowany jest jako „reportażysta”, to rzecz nie jest żadnym reportażem. To raczej powieść, stylizowana na reportaż.
Reportaż jest konkretny. Wiemy gdzie i kiedy toczy się akcja. Tutaj akcja dzieje się w miejscowościach fikcyjnych, tyle że wzmiankowane czasem rzeczywiste nazwy pozwalają lokować ją na katalońskim wybrzeżu przy granicy francuskiej. Znacznie gorzej jest z „kiedy”. Z przedmowy, kilku epizodów i wzmianek może wynikać, że chodzi o drugą połowę lat 40-tych. Ale całość sprawia wrażenie, że mowa jest raczej o późnych latach 50-tych, kiedy zaczęła się turystyczna inwazja na Hiszpanię, może nawet o 60-tych (bikini, hot dogi, hamburgery). A niektóre epizody sugerują nawet lata 70-te (np. wzmianka o organizacji Guerilleros de Cristo Rey).
Autor pisze w przedmowie, że zabrał się za tekst 25 lat po fakcie. I to jest całkiem możliwe. Gdzieś w końcu lat 70. czy w początku lat 80. (pierwsze wydanie 1984) pan Lewis usiadł przy biurku, wyciągnął stare zeszyty i notatki, podrapał się po głowie i zaczął pisać. Wyszedł mu tekst, upozorowany na relację z 3 kolejnych letnich okresów, spędzonych dekady wcześniej w Hiszpanii, ale tekst który naprawdę jest jakby puszczoną w przyspieszonym tempie rekonstrukcją przemian na przestrzeni 30 lat.
Najprawdopodobniej nie istniał nigdy żaden Don Alberto, Don Ignacio, Muga, Babcia, Sa Cordobesa i tak dalej. Wszystko to są postacie literackie skonstruowane zapewne na podstawie wspomnień o rzeczywistych ludziach, w pamięci/niepamięci w i literackiej wenie skompilowanych, przeobrażonych, skarykaturyzowanych. Zamiast jako na reportaż, na książkę proponuję patrzeć jako na wyobrażenia starzejącego się Brytyjczyka na temat przemian wiejskiej katalońskiej społeczności na przestrzeni kilku dekad, ubrane celowo w literacką formę która miesza hiperrealizm (drobiazgowe szczegóły techniczne dotyczące połowów ryb, skorupiaków i mięczaków) oraz bajkę (wieś kotów a wieś psów, rybacy którzy mówią białym wierszem). Stąd mam wrażenie, że książka więcej nam powie o autorze i jego środowisku niż o Katalonii czy Hiszpanii.
Na ile wiejskie społeczności Katalonii były w połowie XX wieku zsekularyzowane? Czy kultura pairalismo , tak charakterystyczna dla "Catalunya muntanyenca", paradoksalnie przechowała się właśnie na wybrzeżu? Czy tradycyjna wiejska katalońska gospodarka oparta na rolnictwie i rybołówstwie była w kryzysie? Czy motorem przemian na wybrzeżu byli czarnorynkowi spekulanci? Czy hamulcem była stara postfeudalna oligarchia ziemska? Czy podstawowymi mechanizmami były korupcja, zastraszanie i manipulacja? Czy lokalne społeczności opierały się zmianom czy raczej do nich parły? No, nie radziłbym odpowiadać na te pytania na podstawie książki Lewisa.
Bezpieczniej będzie zabrać się za inny zestaw pytań. Jakie jest wyobrażenie Brytyjczyka o Hiszpanach? Czy więcej jest w nim protekcjonalnej wyższości czy pełnej zazdrości fascynacji? Jakie są jego kulturowe obsesje? Czy bardziej niepokoi go katolicyzm, czy raczej irracjonalna magia? Jako reprezentant kultury racjonalności, jak radzi sobie z faktem, że postęp niszczy tradycyjne struktury? Jaka jest rola baśniowego-czarodziejskiego sztafażu w opisie wsi? Czy miejscowi rybacy to taka kolejna odmiana toposu „szlachetnych dzikich”? Czy w tym samym tonie opisywałby losy wioski rybackiej zagubionej gdzieś na wysepkach Szkocji, która gwałtownie zmienia się po odkryciu złóż ropy na Morzu Północnym?
Angielscy recenzenci piszą, że ta książka opowiada o Hiszpanii której już nie ma. Ale ciekawe, co piszą hiszpańscy recenzenci. Ci jakoś niechętnie podejmują ten wątek. Dla nich książka jest raczej fragmentem autobiografii Lewisa. I to jest chyba trafniejsza perspektywa. Proszę zwrócić uwagę, jak autor pozycjonuje sam siebie na tle przemian, które opisuje. Otóż w miarę jak na „nowe” przekonwertowani zostają pierwsi rybacy, potem Babcia, potem alkad, potem Don Alberto a na końcu nawet sam Sebastian, ostatnim rybakiem z tej wioski, ostatnim który pozostał strażnikiem tradycji i dawnych rytuałów, jest.... przyjezdny Brytyjczyk, pan Lewis.