Wojciech

Profil użytkownika: Wojciech

Głogów Mężczyzna
Status Czytelnik
Aktywność 15 tygodni temu
36
Przeczytanych
książek
36
Książek
w biblioteczce
15
Opinii
25
Polubień
opinii
Głogów Mężczyzna
Dodane| 1 cytat
Polonista, filozof, etyk, redaktor i korektor, piszę często amatorskie recenzje, ale tu jakoś nie do tej pory

Opinie


Na półkach:

Dlaczego warto sięgnąć po książkę ks. Andrzeja Draguły o Kościele w Polsce? Co w niej jest unikatowego w porównaniu z tymi autorstwa T. Terlikowskiego, ks. T. Halika czy o. Macieja Biskupa? Co różni autora od innych redaktorów i publicystów „Więzi”, na łamach której, kiedy mowa o Kościele dominują od jakiegoś czasu słowa „zmierzch” czy wręcz „noc” chrześcijaństwa? Czy "wypada" kapłanowi powoływać się na książkę liberalnej neokonserwatystki Chantal Delsol "Koniec świata chrześcijańskiego" i... zgadzać się z nią w pewnych kwestiach? Dlaczego namawiam gorąco do jej przeczytania? Bo autor „Kościoła, który wyznaję. Między zgorszeniem a nadzieją” użył właśnie tego ostatniego słowa w tytule, bo i ja mam dość mówienia o Kościele w Kościele w tonie pesymizmu i zgorszenia właśnie. Nie ukrywam jednak, że słowo „nadzieja”, to nie jedyne, które intryguje. Dlaczego wyznaję, a nie… wierzę? Dlaczego ten znany i ceniony pastoralista, homiletyk, kulturoznawca i publicysta używa właśnie tego słowa? Ci, którzy zetknęli się choć raz z prof. Dragułą, wiedzą, że co, jak co, ale ten autor „nie rzuca słów na wiatr”. One ważą – a każde z nich użyte jest niezmiernie świadomie i celowo. Choćby zatem, żeby znaleźć odpowiedź na powyższe pytanie/a, koniecznie trzeba dotrzeć do tej książki. Napisana z niezwykłym pietyzmem, ma równie niezwykłą wartość dodaną – mimo że pozornie sporo z zamieszczonych tekstów można było znaleźć na innych łamach, to przecież, zestawione obok siebie, dają niezwykle cenne, trafne i szczere widzenie współczesnego Kościoła w Polsce – takie, jakim on jest. Na dodatek wzbogacone - i skorygowane niejako w uzusie - właśnie dlatego, że wielokrotnie odbiorcy tych tekstów mogli je wprost komentować w mass mediach i w te głosy autor się wczytał i ich wysłuchał. Jeśli jednak szukają Państwo sensacji, samobiczowania, epatowania owym tytułowym grzechem, mogą się mocno rozczarować. Wyważone i często poparte wynikami badań stanowisko raczej porządkuje pewne tendencje w ocenach współczesnego Kościoła niż go ocenia. Co prawda, zabrakło mi wręcz pewnych faktów, zwłaszcza z czasów poprzedzających wprost powstanie „Kościoła, który wyznaję” – chociażby wspomnienia o wydarzeniach, które rzuciły cień na Christianitas w zakonach, czy ostatnio na Śląsku, autor pomija zupełnie istnienie całej serii filmów braci Sekielskich, czy Gutowskiego, nie wspomina o zaniechaniach ze strony hierarchii kościelnej, o ciemnej stronie dawnego sekretarza Jana Pawła II (ba, pomija nawet postać samego św. Jana Pawła II, co wydaje się symptomatyczne) ale czy można mu z tego czynić zarzut? Nie sądzę - wszak to Kościół, który wyznaje sam ks. prof. Andrzej Draguła, a nie (choćby najbardziej kompetentny i krytyczny) odbiorca, chociaż jako asesor w sądach kościelnych, o czym sam wspomina w książce, zdaje sobie sprawę ze skali i znaczenia negatywnych zjawisk w kościelnej rzeczywistości. A może właśnie dlatego nie chce o nich więcej pisać? Znajdą za to Państwo w tej książce przemyślenia o stanie kapłaństwa, o roli i widzeniu księży w społeczeństwie, o wyzwaniach, o powołaniach. Wskazówki i przemyślenia, jak można pewnym zjawiskom przeciwdziałać, jak zaradzić (o gdybyż przeczytali je ci, którzy o kształcie tego Kościoła decydują). Przeczytają Państwo o relacji przed racją, o utracie wyłączności na rację i wiedzę w dobie Internetu, o potrzebie traktowania świeckich w Kościele jako dorosłe i pełnoprawne dzieci Boże, o niewykorzystanym potencjale laikatu (zwłaszcza w kwestii diakonatu stałego). Dowiedzą się Państwo, dlaczego pasterz powinien pachnieć owcami, a swojej roli nie mylić z bramą, przez którą ma te owce przeprowadzić, jak nie pomylić drogi z drogowskazem, dlaczego apostazja cicha więcej znaczy od tych najgłośniejszych. Żeby tylko ten i przez mnie wyznawany Kościół, który widzi grzech, osądza go, ale się na nim nie zatrzymuje, szedł dalej, nie zapominając jednak o tych, których zranił, by za papieżem Franciszkiem okazał się tym ojcem, który wybacza marnotrawnym córkom i synom, udzielając im błogosławieństwa. Żeby krytycznych głosów nie traktował jako wrogie. Żeby "zgorszenia" nie mylić ze "zgarszaniem się", które na pewno nie dowodzi chrześcijańskiej dojrzałości. Dzięki książce księdza Draguły także śmiem twierdzić, że nasz kościół się nie zmierzcha, nie osuwa w ciemność, lecz przechodzi, co najwyżej, chwilowe zaćmienie, które z racji oczywistych, choć przypomina zmierzch i noc, wieczną nocą nie jest. Wystarczy doczytać, uzupełnić/zdobyć wiedzę. Ale nawet po nocy musi nadejść Jutrzenka poranku - nadziei. Czy może już nadszedł, jak przedstawia to autor "Kościoła, który wyznaję" w opozycji do popołudnia ks. Halika? Ja chyba jednak pozostanę przy jutrzence.

Dlaczego warto sięgnąć po książkę ks. Andrzeja Draguły o Kościele w Polsce? Co w niej jest unikatowego w porównaniu z tymi autorstwa T. Terlikowskiego, ks. T. Halika czy o. Macieja Biskupa? Co różni autora od innych redaktorów i publicystów „Więzi”, na łamach której, kiedy mowa o Kościele dominują od jakiegoś czasu słowa „zmierzch” czy wręcz „noc” chrześcijaństwa? Czy...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Są tomiki poetyckie, które chce się mieć zawsze pod ręką i do których sięgamy z potrzeby serca i chwili, nie bardzo wiedząc, dlaczego akurat ten, a nie inny. Czasami odkładamy go i odkrywamy na nowo – kiedy przyjdzie jego czas. Drugi tomik autorski Natalii Owsianej-Bilskiej zdecydowanie należy do takich właśnie, które chce się mieć na wyciągniecie ręki. Pewnie miarą jego walorów będzie dla niektórych jednogłośne głosowanie jury w Konkursie Mam Kota na Punkcie Poezji Fundacji Poetariat, pod patronatem Poezji na każdy dzień i Tomikova, w którym zajął bezapelacyjnie pierwsze miejsce, ale ja znalazłem tu słowa, które mnie od razu poruszyły i przekonały do tych wierszy: „Nie rozumiem poezji wcale, tylko czuję dreszcze...” (jak te Władysława Broniewskiego o poezji, która wywołuje płacz) - mam podobnie z poezją – i albo ją czuję, albo nie ;)
Co sprawia, że jakiś wiersz zapada w naszej pamięci na dłużej? Trafność metafory, kunszt paradoksu, zaskakujący suspens, wyszukana puenta? Może synestezyjny obraz, jakiś szczególny walor impresjonistyczny? A może bardziej autentyzm odczuć i zapisu, który nie zakłóca przepływu emocji między… nadawcą a odbiorcą (wolę zdecydowanie jednak określenie człowieka i człowieka), wrażliwości i empatii, uniwersalnej prawdy i jeszcze bardziej odczuć, odnajdywanych nagle w sobie, choć do tej pory były nieuświadomione. Może więc chodzi o owe lśnienie, które pozwala nam na nowo zobaczyć i odkryć świat jak w świetle punktowego (pardon - poetyckiego) reflektora autorki, który nagle wyłowił jakiś szczegół lub detal na pozornie znanej scenie życia?
Nadmierny ekshibicjonizm w poezji raczej mnie zawsze raził niż pociągał, podobnie jak przeintelektualizowane metonimie, synekdochy, jak i sztuczne, ekwilibrystyczne redundancyjne konstrukcje intelektualne… Ale te wiersze czyta się „po prostu”! Mimo ich nowoczesnej formy i wspomnianej misteryjności konstrukcji poruszają i wzruszają do głębi, choć są oszczędne w słowach, wręcz wycyzelowanych i na ogół opatrzone gwiazdkami zamiast tytułów – jakby ich autorka zapraszała nas wręcz do nadania im tego własnego. Te, które zatytułowała, niosą w sobie dodatkowe znaczenia naddane. Kiedy porównuję ten tomik z tym debiutanckim sprzed dwóch lat - „Dziennik N.”, nie mogę wyjść z podziwu dla rozwoju artystycznego, dojrzałości stylu i formy tej poezji, niezwykłego, pełnego samoświadomego szacunku dla znaczenia i wagi każdego słowa, które tu naprawdę znaczą. Trudno jest oddzielić osobę od tych treści, choć zdaję sobie sprawę z pułapek biogryzmu. Oryginalność i świeżość metaforyki nie ułatwia, bynajmniej, deszyfracji znaczeń, odkrywamy je raczej za każdym razem w pulsującej w nich polisemii, dwuznaczności, często doprawione tą zwykłą i odautorska ironię, czasem pastiszem i groteską, okraszone grą sylogizmów i idiomów. Każda z miniaturek staje się wręcz filozoficzną refleksją o życiu każdego z nas - każdego, komu jego wrażliwość staje się chwilami ciężkim brzemieniem w zderzeniu z prozą i szarzyzną życia, kiedy wpadamy na siebie w tłumie podobnych do nas wrażliwców, ale nie mamy czasu, by razem po-współodczuwać. Fascynuje zawarta w tej poezji w sposób immanentny wręcz kobiecość i jej wielobarwność, jednocześnie dojrzałość i dziecięca (dziewczęca) wrażliwość. Dziewczynka z „Dziennika” zaiste „spada w nieczułość” i jednocześnie buntując się przeciwko temu ("znów ubyło jej o jedno istnienie" - co zwiastują kołujące jaskółki w pogrzebowych (?) czarno-białych frakach). "Poznaje wciąż siebie, czytając", choć przed nią "piętrzy się dalej cały stos książek – jak myśli – do przeczytania". "Dopala się w ogniu", "tańcząc w tłumie dorosłych", którzy "nie potrafią (już?) tańczyć". "Ukrywa nadwagę… lat" ;) – "nieładna i nieskończona". I choć deklaruje, że "słowa składa, jak dawniej, w kostkę, z kokardami grzeczności" i „trzyma kolana razem”, to przecież "nie mieści się już w żadnej piaskowej foremce". Zdecydowanym ruchem przewraca "kosz pełen nadgryzionych obietnic". Wie już, że "krąży nie wokół słońca", a szybciej "typa spod ciemnej gwiazdy". "Za ładna, za młoda, za bardzo… nieubrana" – "suka… na smyczy oczekiwań"… Może dlatego turpistyczną „Padlinę” o zdechłej miłości (w polemice z Baudelairem), przeciwstawia - paradoksalnie - marzeniu, by "człowiek był dla człowieka… zwierzęciem"? (tu: "wiernym jak pies"? Jej "westchnienia stają się" już tylko "ścierniskami goryczy", a "krew zmienia w… smołę".
Czy pozostaje nam już tylko "zapijać pamięć, która umiera, dławiona chwilami", "stającymi ością w gardle życia"? Zasnąć na jawie, spadając w tytułową nieczułość, "żyjąc bezsenną nocą na zapas"? Zaiste "poezją płaci za prozę życia", bo codzienne "słowa drążą tunele nieporozumień", "przywierając do dna" jak... ziemniaki, kiedy wygotuje się osolona woda… Kiedy "uciekamy w chwile jak w mydlane bańki" (informatyczne?), "gęstniejemy w mroku", "zastygli w sobie". Czy "potrafimy zatem jeszcze współodczuwać"? Po lekturze tego tomiku jestem o tym przekonany!
We wstępie do tomiku Magdalena Kapuścińska przytoczyła pewną sentencję: „jeśli uwierzysz, że jesteś poetką, zostaniesz ocalona”. Może więc… jeśli już nie potrafimy pisać, to może choć czytać nam poezję trzeba, by upominać się o własne marzenia, "o tych, którzy marzą"? Ocalić w sobie człowieka, by jednak... nie spaść "w przepaść nieczułości"! I o to woła i przed tym ostrzega ta poezja i jej autorka, a może... tylko liryczne "ja"? Koniecznie!

Są tomiki poetyckie, które chce się mieć zawsze pod ręką i do których sięgamy z potrzeby serca i chwili, nie bardzo wiedząc, dlaczego akurat ten, a nie inny. Czasami odkładamy go i odkrywamy na nowo – kiedy przyjdzie jego czas. Drugi tomik autorski Natalii Owsianej-Bilskiej zdecydowanie należy do takich właśnie, które chce się mieć na wyciągniecie ręki. Pewnie miarą jego...

więcej Pokaż mimo to

Okładka książki Take it easy, its just... a poem Magdalena Kapuścińska, Magdalena Kapuścińska
Ocena 10,0
Take it easy, ... Magdalena Kapuścińs...

Na półkach:

Ten tomik Magdaleny Kapuścińskiej jest inny od dotychczasowych. Decydują o nim zarówno wątki egzystencjalne, jak i wręcz sztandarowy ekspresjonizm i autotematyzm. To one dominują w tych wierszach, które wydają się niezmiernie osobiste. Ale czy aby wprost zastosowany klucz biogryzmu, czy bardziej autobiografizmu, nie okazałby się drogą donikąd? Przestrzega przed tym i dystansuje się od takiego postrzegania swoich wierszy sama autorka już w tytule tomiku – bo przecież „to tylko wiersz…”. Może zatem warto użyć innego klucza interpretacyjnego – poddać się wyzwalanym emocjom i zaufać… intuicji? Poczuć pulsujące na przemian, w iście wulkanicznej erupcji, uczucia…
Jak jawi się pierwszoosobowy i zdecydowanie żeński podmiot liryczny? Początkowo zdaje się słaby, obolały, „przemawiający językiem cierpienia”, tęskniący wprost za okresem jeszcze przed narodzinami – stricte prenatalnym. Bo przyjście na ten świat ewidentnie go boli. Dojmuje tęsknota za domem-azylem, którego nie ma na „żadnych googlowych mapach” – gdzie „zawsze jest się mile widzianym”, za powrotem do korzeni – z sercem rozbitym niczym lustro, by odnaleźć brakujący fragment i zakryć blask, który tyleż kusi innych, co pozbawia sił. Czy pomoże w tym zaskakujący dating? Czy da się mu na powrót okiełznać pełzające wokół, niczym frazesy „zajączki”, (choć przecież to on zdaje się trzymać to popękane lustro). Potępia własną naiwność, ucząc się na nowo wybaczać… własne człowieczeństwo innym – wrogom od razu, przyjaciołom… może kiedyś. No właśnie – z początkowych wierszy przebija wręcz bolesny zawód – ideałami bez pokrycia, naiwnością młodości, która pragnie i szuka dobra i prawdziwej przyjaźni. Wątki eschatologiczne to również coś zupełnie nowego w wierszach autorki – cierpienie po stracie ojca, a później mistrza, na których odejście nigdy nie jest się gotowym, a bez których kruszeją fundamenty zbudowanej wieży, która miała być ostatnim azylem. Tę dekadencką wręcz niemoc przełamuje jednak wkrótce Magda Kapuścińska – na wzór romantycznych poetów – buntując się i wołając „Czy oni wszyscy nie potrafią już normalnie ze sobą rozmawiać, chwycić się za dłonie i pospacerować brzegiem morza, zajrzeć w duszę lub choćby w… dekolt?” – i tu nareszcie wraca dawna Kapuścińska – w dawce ironii i cierpkiego satyrycznego dystansu. Odkrywa inne morze obfitości i zanurza się w nim z pełną świadomością, choć zarzeka się, że „nie jest Atlantydą”. Nawołuje wprost do buntu – „Otwórz umysł i wyjdź poza, i pewna siebie! Bo gorzej już było!” Nie będzie już „ofiarą, by dźwigać winę i wstyd”! Nie będzie już słuchać dajmoniona, którego zastąpi w końcu „wewnętrznym dzieckiem”. „Świat jest projekcją zbiorowej nieświadomości” – nie będzie „cudzym awatarem” i „zupą pomidorową”, choć boi się, że to będzie ucieczka… przed szczęściem? – To nie jedyny paradoks w tym, chwilami wręcz jędrnym, tomiku (paradoksalne jest zwłaszcza widzenie Boga – jednocześnie „dobrego pasterza” i „pojęcia zamkniętego”) Bunt osiąga swoje apogeum wprost w neo-Tuwimowskim wierszu z tytułem… o proweniencji stricte kynologicznej. O tak! Ten wiersz smakuje jak krwisty befsztyk! Nietzsche i Schopenhauer pomagają zbudować na nowo dystans, choć wcześniej wręcz podmiot „rzyga wierszem”. Autorka znów odmienia życie przez egzystencjalne przypadki i znów przywodzi strach przed „wzbierającym kielichem” poetyckiej Wenery, wyskakującej wprost ze świata… umarłych – wbrew wcześniejszej tezie, że „gorzej już było”. „Dziewczynka” ujawnia się w ponownie w „Zimorodku”, by znów przyszło odrodzenie – miłość, która „przyniosła śmierć wczoraj, by dziś się narodzić w gotowości na jutro”. Ta poezja nie urodziła się w łóżku, ale na blacie kuchennym! Rzucona na pożarcie bezpłodnym, zamiast przytulana do piersi! Czy i te wiersze będą jak „bękarty niechciane przez matkę i świat”? Jestem przekonany, ze stanowczo nie! Bo Magda Kapuścińska leczy, oddając swe plony niczym Ziemia… Bo ta poezja rodzi się wprost z serca i dla serc, przychodzi niczym „dzika lokatorka” – zawsze bez zapowiedzi. Ale czy to czułe „pierdolamento” nie okaże się, zamiast „ostatnią deską ratunku, zwykłą deską… klozetową? – to prowokacyjne pytanie retoryczne – a la Witkacy – zdaje się zadawać znów „dawna” Magda Kapuścińska. I znów pojawia się „Splin” i neoromantyczna rusałka, rodem ze „Świtezianki” i tytułowe „Spokojnie, to tylko wiersz…”– tym razem a la Gombrowicz?!
Jeśli więc spróbujecie potraktować te wiersze „na serio”, poczujecie się wyprowadzeni na manowce. A przecież odnajdziecie tu także wiersz, który wręcz kontrastuje w stosunku do pozostałych swoją lirycznością (dowód wirtuozerii poetyckiej autorki?) – o „malwach mojego ojca”, sięgających nieba.
A może warto jednak posłuchać, tym razem bez podtekstów, autorki tomiku w apelatywnych „Pokochaj siebie! i „Wyloguj się!”? Cóż… Może to jednak... faktycznie „tylko” zabawa konwencjami i poezją? A może i my powinniśmy się zanurzyć w tej oczyszczającej wodzie poezji jaką kusi Kapuścińska? Ja o mało nie utonąłem 😉

Ten tomik Magdaleny Kapuścińskiej jest inny od dotychczasowych. Decydują o nim zarówno wątki egzystencjalne, jak i wręcz sztandarowy ekspresjonizm i autotematyzm. To one dominują w tych wierszach, które wydają się niezmiernie osobiste. Ale czy aby wprost zastosowany klucz biogryzmu, czy bardziej autobiografizmu, nie okazałby się drogą donikąd? Przestrzega przed tym i...

więcej Pokaż mimo to

Więcej opinii

Aktywność użytkownika Wojciech Janisio

z ostatnich 3 m-cy

Tu pojawią się powiadomienia związane z aktywnością użytkownika w serwisie


ulubieni autorzy [4]

Andrzej Draguła
Ocena książek:
8,1 / 10
14 książek
0 cykli
3 fanów
Natalia Owsiana-Bilska
Ocena książek:
9,9 / 10
10 książek
1 cykl
Pisze książki z:
4 fanów
Bianka Kunicka
Ocena książek:
8,3 / 10
5 książek
0 cykli
Pisze książki z:
10 fanów
Natalia Owsiana-Bilska Spadam w nieczułość Zobacz więcej
Natalia Owsiana-Bilska Spadam w nieczułość Zobacz więcej

statystyki

W sumie
przeczytano
36
książek
Średnio w roku
przeczytane
7
książek
Opinie były
pomocne
25
razy
W sumie
wystawione
34
oceny ze średnią 9,8

Spędzone
na czytaniu
82
godziny
Dziennie poświęcane
na czytanie
3
minuty
W sumie
dodane
1
W sumie
dodane
0
książek [+ Dodaj]