rozwiń zwiń

Opinie użytkownika

Filtruj:
Wybierz
Sortuj:
Wybierz

Na półkach: ,

Genialna książka - spodziewałem się poradnika, ale ta książka to nie poradnik. To w zasadzie reportaż – Matthew Syed zabiera nas w niesamowicie różnorodną i stymulującą intelektualnie podróż po różnych dziedzinach aktywności człowieka; lotnictwo, służba zdrowia, wymiar sprawiedliwości, polityka (ta wielka i ta lokalna), nauka, opieka społeczna, sport, wynalazczość i wiele innych.

W zasadzie z „Metodą czarnej książki” jest tak, że Syed praktycznie wyłącznie oddaje swój głos przykładom, sytuacjom i studiom przypadku, od których książka aż pęka w szwach. I w sumie nie musi robić już nic więcej – pasjonująco opisane wydarzenia, ich konsekwencje, a także eksperymenty psychologiczne i socjologiczne mówią same za siebie… i nie pozwalają spać spokojnie. Dlaczego aż tyle dziedzin, od których bezpośrednio zależy nasze zdrowie i życie, to tzw. systemy zamknięte, w których panuje kultura obwiniania, dysonans poznawczy i ignorancja?

Tę książkę czytałem z zapartym tchem i zerwałem z jej powodu dwie noce; otwiera oczy na świat – po jej lekturze większość wypowiedzi naszych polityków wydawała mi się świetną ilustracją postawionych w niej tez (np. tej o sile przebicia błędnej, ale za to emocjonalnej narracji i jej przewadze nad obiektywnymi, przeczącymi jej danymi empirycznymi – diagnoza populizmu w czystej postaci!).

To naprawdę niesamowity tytuł z głębokimi implikacjami, naszpikowany różnorodnością. A historie, które najbardziej utkwiły mi w pamięci, to (oprócz zapierających dech opisów katastrof lotniczych i ich przyczyn): poszukiwanie kształtu dyszy do wytwarzania proszku w firmie Unilever, operacja pacjentki z alergią na lateks rękawiczek chirurgicznych, zapaść systemu opieki społecznej w Wielkiej Brytanii po publicznym napiętnowaniu dwóch pracownic pewnego ośrodka, doprowadzenie do głodu w Rosji i Chinach przez naukowca-ideologa Trofima Łysenkę i opowieść o tym, jak rodzi się i umacnia fanatyzm, którego najlepszą pożywką jest – paradoksalnie – negowanie jego tez. Poruszająca jest też historia o Abrahamie Waldzie, który z „niewidzialnych danych” wywnioskował, jak zmniejszyć prawdopodobieństwo strącania alianckich samolotów nad Europą w II wojnie światowej.

Ta książka pozwala lepiej i głębiej zrozumieć to, jak działa świat, i jak wiele nie do końca prawidłowo funkcjonujących w nim mechanizmów wynika z ograniczeń i ułomności ludzkiej psychiki i emocjonalności. A dzięki temu – dzięki tej wiedzy – dostajemy szansę, być próbować to zmienić w naszym najbliższym otoczeniu: ucząc się na błędach, swoich własnych i nie tylko.

Syed zrobił to dobrze. To prawdziwy erudyta. Swoją książką wstrząsnął mnie do głębi. I w pasjonujący sposób – praktycznie mimochodem – przekazał solidną dawkę wiedzy.

Genialna książka - spodziewałem się poradnika, ale ta książka to nie poradnik. To w zasadzie reportaż – Matthew Syed zabiera nas w niesamowicie różnorodną i stymulującą intelektualnie podróż po różnych dziedzinach aktywności człowieka; lotnictwo, służba zdrowia, wymiar sprawiedliwości, polityka (ta wielka i ta lokalna), nauka, opieka społeczna, sport, wynalazczość i wiele...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Nie przepadam za kulturą „gore”, dlatego trochę wbrew sobie sięgnąłem po tę książkę… To chyba zasługa świetnej okładki, która ku mojemu zdziwieniu zrywa ze stereotypowym zombie-stylem, i hasła: „ZOMO kontra zombie” – po prostu zwyciężyła ciekawość tego, co może wyniknąć ze zderzenia dwóch światów: bijącego serca partii z popkulturowymi hordami chodzących trupów w czasach obskurnego PRL-u.

I muszę powiedzieć, że jest naprawdę nieźle. Owszem, na kartach książki ginie – a raczej „zzombia się” – mnóstwo osób i momentami jest naprawdę hardcore’owo, ale nie ma się absolutnie wrażenia, że to na tym skupia się autor. Wręcz przeciwnie – narracja zogniskowana jest na opisie zmagań struktur państwowych i partyjnych oraz zwykłych obywateli z zarazą, która (w konsekwencji epidemii czarnej ospy?) wybucha we Wrocławiu.

„Szczury Wrocławia” to relacja z pierwszych 12 godzin kryzysu, to szybko przemykający przed oczami portret ludzi, miejsc i czasu, to książka pełna punktów przełomowych, z których każdy daje nadzieję na to, że już mało brakuje do „posprzątania”, a tymczasem dzieje się coś (zwykle w wyniku małego ludzkiego błędu), co sprawia, że sytuacja po tysiąckroć się pogarsza. Kilkanaście scen, takich jak ta z sowieckimi buldożerami przy krematorium, albo ta na wrocławskim dworcu, zasługuje na hollywoodzką ekranizację. Smaczku dodaje umiejętnie dawkowany czarny humor i ukryte nawiązania do naszych czasów, inteligentnie zakamuflowane w dynamicznej narracji. No i bardzo szerokie spektrum warstw społecznych: od partyjnej wierchuszki, przez zwykłych ludzi, aż do „producentów” i oddanych konsumentów bimbru. Są tu i ludzie kościoła, i mnóstwo seksownych dziewczyn z internatu dla pielęgniarek, i karierowicze z partii z kochankami u boku, i prości ZOMO-wcy, i nie cofający się przed niczym żołnierze KBW.

Świetne są też pomysły na intrygi i wątki: prywatna wojna majora milicji z partyjnym towarzyszem, który ma inną wizję poradzenia sobie z zarazą, walka opozycji z działającymi (tym jedynym chyba razem) w imię dobra publicznego zomowcami, ucieczka mężczyzny z dzieckiem z wrocławskiego dworca (to kolejna z tych scen, które zapadły mi w pamięć, i które świetnie wyglądałyby przeniesione na ekran).

Lektura tej książki to czysta przyjemność – mimo tematyki, która z przyjemnością raczej się nie kojarzy. Autor postawił na inteligentnego odbiorcę – i całe szczęście – bo zamiast ociekającej krwią i wnętrznościami taniej bajki, dostaliśmy trzymający w napięciu, błyskotliwy thriller, pokazujący ówczesne realia i portretujący peerelowskie społeczeństwo w obliczu ekstremalnego zagrożenia. Polecam i to nie tylko miłośnikom zombie, w szczególności, że sam do nich nie należę.

Nie przepadam za kulturą „gore”, dlatego trochę wbrew sobie sięgnąłem po tę książkę… To chyba zasługa świetnej okładki, która ku mojemu zdziwieniu zrywa ze stereotypowym zombie-stylem, i hasła: „ZOMO kontra zombie” – po prostu zwyciężyła ciekawość tego, co może wyniknąć ze zderzenia dwóch światów: bijącego serca partii z popkulturowymi hordami chodzących trupów w czasach...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Nie będę pisał dużo. Książka mną wstrząsnęła. Zachwyciła mnie. Obezwładniła pięknem. Zszokowała i starła w pył, który wysypuje się z każdego jej cudownego zdania. Stany. Irak. Niemcy. Stany. Dwóch młodych chłopaków, szeregowych. Jeden obiecał matce drugiego, że przywiezie jej syna do domu, całego i zdrowego. I od początku wiadomo, że nie zdoła. Poetyka zwala z nóg i mości wspaniałe tło dla fabuły, rozwiązującej się tak, że przez chwilę nie chcemy mieć nic wspólnego z całym tym światem wokół nas. Mocna, wyrazista, pochłaniająca bez reszty.

Nie będę pisał dużo. Książka mną wstrząsnęła. Zachwyciła mnie. Obezwładniła pięknem. Zszokowała i starła w pył, który wysypuje się z każdego jej cudownego zdania. Stany. Irak. Niemcy. Stany. Dwóch młodych chłopaków, szeregowych. Jeden obiecał matce drugiego, że przywiezie jej syna do domu, całego i zdrowego. I od początku wiadomo, że nie zdoła. Poetyka zwala z nóg i mości...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Książka wciąga najpierw od strony formalnej – oryginalny układ tekstu, intencjonalna i konsekwentna aż do bólu dezynwoltura w odniesieniu do reguł interpunkcji… Potem wciąga sposobem narracji: „(…) Myśli dawniej uporządkowane, dopasowane do siebie, teraz były skonsternowane, niepewne, przygnębione, jak te kudłate norweskie kucyki, które rosyjski profesor wywiózł na Syberię, czytałem o tym przedtem.”(…)

I tak jest w rzeczywistości. Na początku – może przez pierwsze dwie strony – trochę trudno nad tymi myślami zapanować, ale potem ciągną wyobraźnię czytelnika z taką siłą, że przewracamy kartkę za kartką, ciekawi, co było dalej, albo co było przedtem – przedtem – zanim…

„Gwiazdozbiór Psa” to książka niezwykła. Niezwykła nie tylko jeśli chodzi o podejście do postapokalipsy, która tu rozgrywa się na tle szumiących potoków, zielonych lasów i malowniczych górskich pejzaży Kolorado, oglądanych zarówno z kabiny cessny głównego bohatera, jak i oczami utrudzonego wędrowca…

Niezwykłość tej książki to coś więcej; to osobliwe i poniekąd oczyszczające uczucie, kiedy poezja wchodzi w jawny konflikt z brutalnym, wulgarnym, ale bardzo rzeczywistym i stosownym do sytuacji językiem: „(…) Ostro pojechałem, co(…)? Napierdalam poezją aż miło kiedy po prostu mi ciebie brakuje.(…)”; to momenty silnych wzruszeń, kiedy samotność i wyobcowanie staje się tak nie do zniesienia, że aż fizycznie boli (scena z dziewczynką u menonitów, scena z Jasperem); to przejmujące i sugestywne obrazy przemocy, po których wyobraźnia musi nabrać oddechu (naszyjnik przy ciężarówce z coca-colą, świecąca czerwienią plamka owada, który kąsa intruzów)…

Dawno już nie miałem w ręku tytułu, który z jednej strony zapewniłby mi wciągającą lekturę na poziomie mocnej, sensacyjnej prozy, a z drugiej zaspokoił doznania artystyczne tak, jak może to zrobić… poezja (ostatnim razem podobne doznani miałem przy „Łaskawych” Littela); im bardziej się nad tym zastanawiam, tym bliższy jestem traktowaniu „Gwiazdozbioru Psa” jako poezji pisanej prozą, jako poematu o końcu świata, poematu, który – pozbawiony zbędnych dekoracji – zabiera nas do samego rdzenia opowieści o człowieczeństwie w świecie, gdzie żeby przeżyć, najpierw musisz strzelać, a zastanawiać się dopiero potem.

„Gwiazdozbiór Psa” moim zdaniem pod względem swojej oryginalności i ascezy językowej sytuuje się blisko „Drogi” McCarthy’ego – choć przyznaję, że jest zupełnie inny. Lepszy? Gorszy? Po prostu inny. Inne tło, inni ludzie, inne interakcje, inne związki. Prawie wszystko jest tu inne. Oprócz jednego: przestrogi, że po apokalipsie, kiedy umrze już świat, jaki znamy, największym zagrożeniem dla człowieka będzie drugi człowiek.

Książka wciąga najpierw od strony formalnej – oryginalny układ tekstu, intencjonalna i konsekwentna aż do bólu dezynwoltura w odniesieniu do reguł interpunkcji… Potem wciąga sposobem narracji: „(…) Myśli dawniej uporządkowane, dopasowane do siebie, teraz były skonsternowane, niepewne, przygnębione, jak te kudłate norweskie kucyki, które rosyjski profesor wywiózł na Syberię,...

więcej Pokaż mimo to