To moja pierwsza opinia tutaj, ponieważ jestem czytelniczką, a nie recenzentką. Jednak czuję silną potrzebę, by napisać kilka słów, ponieważ dawno żadna książka nie rozczarowała mnie tak bardzo, jak Bezsilna. Gdybym fizycznie miała ją na półce, to wstydziłabym się ją wystawiać. Nie wiem, co chciała osiągnąć autorka - w tym tworze mamy jeden wielki chaos, pięć tysięcy zdolności, które są powrzucane między akcje, a nie za dobrze wytłumaczone, a styl pisania jest trochę... nastoletni? Samantha Shannon stworzyła Czas Żniw, gdy była na studiach, ale już wtedy można było wyczuć powagę i dorosłość w jej stylu. W "Bezsilnej" mamy mnóstwo charakterów, które są kiepsko zarysowane, po prostu wrzucone do wora z plakietką: "zła", "dobry", "młodszy brat", główna bohaterka to Wonder Woman, która bije tyłki wszystkim, chociaż ciężko wyjaśnić jak osierocona nastolatka po stracie ojca i jednocześnie nauczyciela miałaby się nauczyć wszystkiego, co potrafi. Kai (piękne imię, bez sarkazmu) to toczący walkę z samym sobą misz masz Cardana, Corricka, Ravyna i Xadena. A raczej to marna próba połączenia wszystkich w jedno. Ale nie to jest najbardziej irytujące. Nie mogłam znieść, że bohaterowie albo flirtują, albo się śmieją. W jednym tylko rozdziale policzyłam, że fraza "zaśmiał/zaśmiała się" pojawiła się siedemnaście razy. Czy autorce brakuje wyobraźni i nie wie, że interakcje ludzkie są przeróżne? A jeśli nie, to czy nasz tłumacz nie zna czegoś takiego jak słownik synonimów? Moja nadzieja tą książką ulotniła się bardzo szybko, a rozczarowanie było tak duże, że aż musiałam wyrazić je tutaj - czego nigdy nie robię. Zapadnie mi w pamięć tylko stracony potencjał.
To moja pierwsza opinia tutaj, ponieważ jestem czytelniczką, a nie recenzentką. Jednak czuję silną potrzebę, by napisać kilka słów, ponieważ dawno żadna książka nie rozczarowała mnie tak bardzo, jak Bezsilna. Gdybym fizycznie miała ją na półce, to wstydziłabym się ją wystawiać. Nie wiem, c...
Rozwiń
Zwiń