-
ArtykułyWeź udział w akcji recenzenckiej i wygraj książkę Julii Biel „Times New Romans”LubimyCzytać1
-
ArtykułySpotkaj Terry’ego Hayesa. Autor kultowego „Pielgrzyma” już w maju odwiedzi PolskęLubimyCzytać2
-
Artykuły[QUIZ] Te fakty o pisarzach znają tylko literaccy eksperciKonrad Wrzesiński16
-
ArtykułyWznowienie, na które warto było czekaćInegrette0
Cytaty z tagiem "zakochany" [32]
[ + Dodaj cytat]Głupota to bywanie zaskoczonym. Zakochany wciąż bywa zaskakiwany, nie ma czasu przekształcać, odwracać, chronić. Być może wie o swojej głupocie, lecz jej nie cenzuruje. Albo też: jego głupota rozszczepia go, jest niczym perwersja: to głupie, mówi, a jednak...prawdziwe).
I tym jest pogłos; gorliwym praktykowaniem doskonałego nasłuchiwania: w przeciwieństwie do psychoanalityka (nie bez powodu), który nie „rozkojarza się”, gdy ktoś drugi mówi, ja słucham całkowicie, w stanie totalnej świadomości: nie mogę powstrzymać się przed słyszeniem wszystkiego, i czystość tego słuchania sprawia mi ból: któż mógłby znieść bezkarnie sens zwielokrotniony, a przy tym oczyszczony z wszelkiego „szumu”? Pogłos czyni ze słuchania zgiełk czytelny, a z zakochanego czyni słuchacza monstrum, sprowadzonego do wielgachnego organu słuchu – tak jakby samo słuchanie wchodziło w skład wypowiedzi: to ucho przemawia we mnie.
Samotność zakochanego nie jest niczyją samotnością (miłość się zwierza, mówi, opowiada o sobie), jest samotnością systemową: ja jeden czynię z niej system (być może dlatego, że nieustannie godzę się z solipsyzmem mojego dyskursu). Trudny paradoks; mogę być rozumiany przez wszystkich (miłość pochodzi z książek, jej dialekt jest potoczny), ale mogę zostać wysłuchany (przyjęty „proroczo”) tylko przez podmioty, które mają, właśnie teraz, dokładnie taki sam język co ja.
Inny jest moim dobrem i moją wiedzą: tylko ja go znam, sprawiam, że istnieje w swej prawdzie. Każdy, kto mną nie jest, nie zna go. I odwrotnie, inny ustanawia mnie w prawdzie: tylko z nim czuję się „samym sobą”. Więcej wiem o sobie, niż ci wszyscy, którzy nie wiedzą o mnie tylko tego: że jestem zakochany.
Katastrofa miłosna jest może bliska temu, co w polu psychotycznym nazwano sytuacją graniczną, a zatem ,,sytuacją przeżywaną przez podmiot jako przynoszącą nieodwołalnie jego zniszczenie''; określenie wywodzi się z tego, co zdarzyło się w Dachau. Czy nie jest nieprzyzwoitością porównywać sytuację podmiotu cierpiącego z powodu miłości z sytuacją więźnia obozu w Dachau? Czy jedna z najbardziej niewyobrażalnych w dziejach niegodziwości może powrócić w błahym, dziecinnym, wymyślonym, niejasnym zdarzeniu, które przytrafia się podmiotowi w komfortowym położeniu i które jest jedynie łupem jego Wyobraźni? Obie te sytuacje mają jednak coś wspólnego: są panicznie dosłowne: są sytuacjami bezwzględnymi, bezpowrotnymi: przerzuciłem siebie w innego z taką siłą, że kiedy mi go brakuje, nie mogę się pozbierać, sam siebie odzyskać, jestem zgubiony, na zawsze.
Chwilami jestem niewierny. To warunek, bym przeżył; gdybym bowiem nie zapomniał, umarłbym. Zakochany, który czasem nie zapomina, umiera z nadmiaru, zmęczenia i napięcia pamięci (jak Werter).
Historycznie rzecz ujmując, dyskurs nieobecności należy do Kobiety: Kobieta jest osiadła, Mężczyzna jest myśliwym, podróżnikiem; Kobieta jest wierna (czeka), Mężczyzna się ugania (żegluje od do, podrywa). To Kobieta nadaje nieobecności formę, czyni z niej opowieść, gdyż ma na to czas; tka i śpiewa; Tkaczki, Pieśni o Tkaniu, mówią o znieruchomieniu (terkotem szpuli) i zarazem o nieobecności (w oddali rytmy podróży, morskie fale, konne eskapady). Wynika stąd, że w każdym mężczyźnie, który mówi o nieobecności drugiej osoby, ujawnia się kobiecość: mężczyzna czekający i cierpiący z powodu nieobecności cudem staje się zniewieściały. Mężczyzna nie jest zniewieściały dlatego, że może być homoseksualistą, lecz dlatego, ze jest zakochany. (Mit i utopia: początek należał, a przyszłość będzie należała do podmiotów, w których jest coś kobiecego.
Wiedziony szczególną logiką, podmiot zakochany dostrzega innego jako Wszystko (niczym tamten jesienny Paryż ) i zarazem owo Wszystko wydaje mu się zawierać całą resztę, której nie może wypowiedzieć. Inny całym sobą wytwarza w nim wizję estetyczną: podmiot chwali go za doskonałość, szczyci się, że wybrał aż taką doskonałość; wyobraża sobie, że chce być, podobnie jak on sam, kochany nie ze względu na taką czy inną zaletę, lecz za całość, i przyznaje mu tę całość pod postacią słowa pustego, bo Całości nie można wyszczególnić bez jej zubożenia: w Cudowny! nie kryje się żadna zaleta, lecz tylko całość afektu. Kiedy jednak cudowny mówi wszystko, to mówi zarazem o tym, czego temu wszystkiemu brakuje; chce oznaczyć to miejsce innego, w które wczepia się szczególnie moje pragnienie, lecz miejsca tego nie da się oznaczyć; niczego o nim nigdy się nie dowiem; mój język będzie zawsze błądził, jąkał się, próbując je wypowiedzieć, lecz za każdym razem wydam z siebie tylko słowo puste, będące niczym stopień zerowy wszystkich miejsc, w których powstaje moje bardzo szczególne pragnienie tego innego.
W swoim mieście spotykam miliony ciał; z tych milionów mógłbym pragnąć kilkuset; ale z tych setek kocham tylko jedno. Inny, w którym jestem zakochany, określa dla mnie niezwykłość mojego pragnienia. Ten wybór, tak dalece rygorystyczny, że wskazuje tylko na Jednego, tworzy podobno różnicę między przeniesieniem psychoanalitycznym a przeniesieniem miłosnym; pierwsze jest uniwersalne, drugie nacechowane. Potrzeba było wielu przypadków, wielu zadziwiających zbiegów okoliczności (i być może wielu poszukiwań), abym znalazł Obraz, który spośród tysiąca innych odpowiada mojemu pragnieniu. Jest to wielka tajemnica, do której klucza nigdy nie znajdę: dlaczego pragnę właśnie Tego? Dlaczego pragnę go wytrwale, z bolesnym utęsknieniem? Czy pragnę go całego (jego sylwetki, postaci wyglądu)? Czy tylko fragmentu jego ciała? I w takim razie co w kochanym ciele okaże się dla mnie fetyszem? Któraż cząstka, choćby niewiarygodnie mała, jaki przypadek? Kształt paznokcia, ząb nadłamany lekko, ukośnie, kosmyk, sposób, w jaki rozciąga palce, gdy mówi, pali? O wszystkich tych fałdach ciała mam ochotę powiedzieć, że są cudowne. Cudowny znaczy: oto moje pragnienie, gdyż jest ono całkiem jednostkowe: „Właśnie to! Właśnie to (kocham)”. Jednak im bardziej odczuwam osobliwość swojego pragnienia, tym mniej mogę je nazwać; z dokładnością celu spotyka się migotliwość nazwy; właściwością pragnienia jest to, że może ono wytworzyć jedynie wypowiedź niewłaściwą. Z tej zaś klęski języka pozostaje wyłącznie ten ślad: słowo „cudowny” (dobrym przykładem „cudownego” byłoby łacińskie ipse : to on, to on we własnej osobie.
Istnieją dwie afirmacje miłości. Kiedy zakochany spotyka innego, jest to najpierw afirmacja bezpośrednia (psychologicznie: olśnienie, zachwyt, uniesienia, szalona projekcja spełnionej przyszłości: zżera mnie pragnienie, pęd do szczęścia): wszystkiemu mówię tak (oślepiając siebie). Następnie otwiera się długi tunel: moim pierwszym „tak” targają wątpliwości, miłosnej wartości nieustannie zagraża deprecjacja: jest to chwila namiętności smutnej, wzrostu resentymentu, własnej ofiary. Z tego tunelu mogę jednakże się wydostać; mogę „się przełamać”, niczego nie przekreślając; mogę znowu afirmować to, co afirmowałem po raz pierwszy, afirmować, nie powtarzając, gdyż teraz tym, co afirmuję, jest afirmacja, a nie jej przypadkowość: afirmuję pierwsze spotkanie w jego różnicy, chcę jego powrotu, nie jego powtórzenia. Mówię innemu (dawnemu czy nowemu): Zacznijmy raz jeszcze.