-
Artykuły[QUIZ] Te fakty o pisarzach znają tylko literaccy eksperciKonrad Wrzesiński6
-
ArtykułyWznowienie, na które warto było czekaćInegrette0
-
ArtykułyDzień Bibliotekarza i Bibliotek – poznajcie 5 bibliotecznych ciekawostekAnna Sierant23
-
Artykuły„Kuchnia książek” to list, który wysyłam do trzydziestoletniej siebie – wywiad z Kim Jee HyeAnna Sierant2
Cytaty z tagiem "trucizny" [5]
[ + Dodaj cytat]Rozmowy o truciznach są przyjemne o każdej porze roku, ale podczas Gwiazdki jest w nich coś szczególnego co przywołało uśmiech na mej twarzy.
- Runa Etterson z Domu Ettersonów, Magus* Venenata - wyciągnęła do mnie rękę.
Venenata oznaczało po łacinie truciznę. Runa była magiem specjalizującym się we wszelkiego rodzaju truciznach. Zapewne mogła mnie załatwić samym swoim oddechem, a tymczasem uśmiechała się do mnie i czekała, aż uścisnę jej dłoń.
- Catalina Baylor z Domu Baylorów - potrząsnęłam jej ręką.
Wyszczerzyła się do mnie. - Aha, zajęło ci to chwilę. Bez obaw, truję przypadkowych nieznajomych tylko we wtorki.
- Dzisiaj jest wtorek - zauważył Leon.
- Ups. Ale spoko. Przedstawiłaś się, więc nie jesteś już nieznajomą. Powinnaś być bezpieczna - odwróciła się do Leona. - Ale ciebie nie znam. Nic nie mogę zagwarantować.
- To mój kuzyn, Leon.
- Miło cię poznać, kuzynie Leonie. A zatem gdzie są te potencjalnie niebezpieczne przysmaki?
*Z łaciny: Mag.
- [...] A zatem gdzie są te potencjalnie niebezpieczne przysmaki?
Poprowadziłam ją do lodówki i otworzyłam drzwi. Półki pełne były tubek z lukrem i kremem we wszelkich możliwych kolorach. Runa zatarła dłonie.
- Dajcie spokój, ludzie. Nie stójcie tak. Chwytajcie za łyżeczki i do roboty.
Nikt się nie odezwał ani nie poruszył.
- No co? Myśleliście, że jak to działa? Że podstawiam żarcie pod nos i węchem wyczuwam truciznę? Fajnie by było. Nie, zjadacie to i jeżeli umieracie, mogę stwierdzić, że ‚tak, to było zatrute’.
Rivera westchnął. - Psze-pani, proszę to potraktować poważnie. Zgodnie z umową pomiędzy Domem Roganów i Domem Ettersonów…
- Tak, tak. Przez ostatnie dwa tygodnie byłam cały czas w gotowości na wypadek, gdyby ktoś na tym weselu został otruty. Pozwólcie mi na odrobinę zabawy.
Runa podniosła dłonie. Spomiędzy jej palców uniosła się delikatna, zielona mgiełka, która wpłynęła do lodówki i się rozproszyła. Podeszła bliżej, wyciągnęła rożek białego kremu, otworzyła go, palcem nabrała odrobinę i wsadziła sobie do ust. - Mmm, przepyszny cyjanek. Stara szkoła. Hipoksja histotoksyczna dla ciebie. Hipoksja histotoksyczna dla twojej rodziny. Hipoksja histotoksyczna dla twojej krowy. Chwila - podniosła do góry dłoń. - Co to za podejrzany smak na końcu?
Runa zjadła jeszcze trochę i zamlaskała głośno. - Mam to na końcu języka. Ooo. Tetrodotoksyna. Sprytnie. Cyjanek może zabić w minutę, ale jeżeli zażyje się antidotum, tetrodotoksyna nadal będzie robić swoje i w końcu cię wykończy.
Czarna kawa to prawie, jak whisky, wiesz? Lubię brać moje trucizny na czysto, takie jakie są.