-
ArtykułyZawodne pamięci. „Księga luster” E.O. ChiroviciegoBartek Czartoryski1
-
Artykuły„Cud w dolinie Poskoków”, czyli zabawna opowieść o tym, jak kobiety zmieniają światRemigiusz Koziński3
-
ArtykułyUwaga, konkurs! Do wygrania książki „Times New Romans“ Julii Biel!LubimyCzytać8
-
ArtykułyWygraj egzemplarz „Róż i fiołków” Gry Kappel Jensen. Akcja recenzenckaLubimyCzytać2
Cytaty z tagiem "harry potter i więzień z azkabanu" [8]
[ + Dodaj cytat]
Malfoy pojawił się w klasie dopiero w czwartek przed popołudniem, kiedy Ślizgoni i Gryfoni byli już w połowie dwugodzinnej lekcji eliksirów. Wszedł do lochu chwiejnym krokiem, z prawą ręka owiniętą bandażem i unieruchomioną na temblaku; według Harry'ego zachowywał się jak bohater, któremu udało się wyjść cało ze straszliwej bitwy.
[...] zapytała Pansy Parkinson uśmiechając się przymilnie. - Bardzo boli?
- Taaak - mruknął Malfoy, krzywiąc się, co miało oznaczać, że mężnie znosi potworny ból. Harry zauważył jednak, ze mrugnął do Crabbe'a i Goyle'a, kiedy Pansy odwróciła głowę.
- Siadaj, siadaj - powiedział spokojnie profesor Snape.
Harry i Ron wymienili ukratkiem spojrzenia: gdyby to oni spóźnili się na lekcje, Snape ukarałby ich szlabanem. Ale na eliksirach Malfoyowi wszystko chodziło płazem; Snape był opiekunem Slytherinu i zwykle faworyzował swoich podopiecznych.
Tego dnia warzyli nowy eliksir, rostwór powodujący kurcze nie się ludzi i zwierząt. Malfoy ustawił swój kociołek tuż obok kociołków Harry'ego i Rona, więc przygotowywali składniki na tym samym stole.
[...] w tym momencie rozległy się głos profesora Snape'a:
- Koniec mieszania składników! Eliksir musi się uwarzyć, zanim będzie gotowy do użytku. Posprzątajcie zamim zacznie wrzeć, a potem wypróbujemy wywar Longbottoma...
Crabbe i Goyle'a wybuchnęli śmiechem, patrząc na Neville'a, który mieszał goraczowo w swoim kościółku, cały oblany potem. Hermiona udzielała mu rad połgębkiem, żeby Snape nie zauważył. Harry i Ron pochowali resztę składników i poszli umyć ręce i chochle w kamiennym zbiorniku w kącie lochu.
Poprowadził ich drugim korytarzem i zatrzymał się przed drzwiami pokoju nauczycielskiego.
- Proszę do środka - powiedział, otwierając drzwi i cofając się, aby ich przepuścić.
W długim, wyłożonym boazerią pokoju, pełnym najrozmaitrzych starych siedzisk, był tyko jeden nauczyciel, profesor Snape, który siedział w niskim fotelu. Na widok wysypujących się do środka uczniów oczy mu rozbłysły, a na ustach pojawili się drwiacy uśmiech. Kiedy na końcu wszedł profesor Lupin i chwycił za klamkę, aby zamknąć za sobą drzwi, Snape powiedział:
- Proszę nie zamykać, Lupin. Nie mam ochoty tego oglądać.
Powstał i szybkim krokiem opuścił pokój, a jego szata powiewała za nim jak skrzydła czarnego żuka. W drzwiach odwrócił się na pięcie i dodał:
-Obawiam się, że nikt pana nie ostrzegł, Lupin, ale w tej klasie jest niejaki Neville Longbottom. Radziłbym nie powierzać mu żadnego trudniejszego zadania. Chyba że panna Granger będzie na tyle blisko, żeby szeptać mu do ucha instrukcje.
Neville oblał się szkarłatnym rumieńcem. Harry obrzucił Snape'a oburzonym spojrzeniem: nie dość, że wciąż poniżał Neville'a przed całą klasa, to teraz zrobił to samo przed innym nauczycielem.
Profesor Lupin uniósł brwi.
- Miałem nadzieję, że Neville będzie mi pomagał w pierwszej fazie ćwiczenia - powiedział - i jestem nadal pewny, że wywiąże się z tego znakomicie.
Malfoy pojawił się w klasie dopiero w czwartek przed popołudniem, kiedy Ślizgoni i Gryfoni byli już w połowie dwugodzinnej lekcji eliksirów. Wszedł do lochu chwiejnym krokiem, z prawą ręka owiniętą bandażem i unieruchomioną na temblaku; według Harry'ego zachowywał się jak bohater, któremu udało się wyjść cało ze straszliwej bitwy.
[...] zapytała Pansy Parkinsona uśmiechając się przymilnie. - Bardzo boli?
- Taaak - mruknął Malfoy, krzywiąc się, co miało oznaczać, że mężnie znosi potworny ból. Harry zauważył jednak, ze mrugnął do Crabbe'a i Goyle'a, kiedy Pansy odwróciła głowę.
- Siadaj, siadaj - powiedział spokojnie profesor Snape.
Harry i Ron wymienili ukratkiem spojrzenia: gdyby to oni spóźnili się na lekcje, Snape ukarałby ich szlabanem. Ale na eliksirach Malfoyowi wszystko chodziło płazem; Snape był opiekunem Slytherinu i zwykle faworyzował swoich podopiecznych.
Tego dnia warzyli nowy eliksir, rostwór powodujący kurczenie się ludzi i zwierząt. Malfoy ustawił swój kociołek tuż obok kociołków Harry'ego i Rona, więc przygotowywali składniki na tym samym stole.
- Panie profesorze! - zawołała Malfoy. - Nie dam sobie rady z pocięciem korzonków stokrotek... Moja ręka...
- Weasley, potnij Malfoyowi korzonki - powiedział Snape, nie podnosząc głowy.
Ron poczerwieniał jak cegła.
- Nic ci nie jest, Malfoy, dobrze o tym wiem - syknął.
Malfoy zachichotał.
- Weasley, słyszałeś, co powiedział profesor, potnij mi te korzonki.
Ron złapał nóż, przyciągnął do siebie korzonki Malfoy i zaczął je siekać byle jak, tak że każdy kawałek mial inną długość.
- Panie profesorze! - zawolal Malfoy. - Weasley kaleczy moje korzonki!
Snape podszeld do ich stołu, spojrzał na korzonki i uśmiechnął się złośliwie spod swoich długich, tłustych, czarnych włosów.
- Weasley, zwmien się korzonkami z Malfoyem.
- Ale... Panie profesorze...
Ron sprddzil ostatni kwadrans, wyjątkowo pieczołowicie krojąc swoje korzonki na idealne równe kawałki.
- No już! - warknal Snape złowrogim tonem.
Ron przesunął do Malfoy kupkę swoich idealnie pociętych korzonków i wziął nóż.
- I... Panie profesorze, nie dam sobie rady z obraniem suszonej figi ze skórki - powiedział Malfoy głosem nabrzmiałym złośliwą uciechą.
- Potter, obierz Malfoyowi figę - powiedział Snape, obdarzając Harry'ego jadowitym spojrzeniem.
Harry wziął figę Malfoya, a Ron zabrał się do naprawiania szkód wyrządzonych korzonków, których teraz sam musiał użyć. Harry obrał figę ze skórki tak szybko, jak potrafił, i bez słowa rzucił ją Malfoyowi, który dusił się że śmiechu. - Widzieliście się ostatnio z waszym kumplem Hagridem? - zapytał cicho Malfoy.
- Nie twój interes - warknął Ron spode łba.
- Obawiam się, że już niedługo przestanie być nauczycielem - powiedział Malfoy z szyderczym smutkiem. - Ojciec bardzo się zmartwił moim wypadkiem...
- Mów tak dalej, Malfoy, a przydarzy ci się prawdziwy wypadek - syknął Ron.
-...i już złożył skargę do rady nadzorczej. I do Ministerstwa Magii. Jak wiecie, mój ojciec ma duże wpływy. A taka poważna kontuzja... - westchnął z przesadną afektacją - kto wie, może ręka już nigdy nie będzie sprawna?
- A więc o to ci chodziło - powiedział Harry, niechcący odcinając głowę martwej dżdżownice, bo ręce drżały mu z gniewu. - Żeby pozbyć się Hagrida że szkoły.
- No... - szepnął Malfoy - częściowo tam, Potter. Ale są inne dobrodziejstwa tej... kontuzji. Weasley, posiekaj mi dżdżownice.
[...] Neville miał poważne kłopoty. Nigdy nie dawał sobie rady na lekcjach eliksirów; nie znosił tego przedmiotu, a lęk przed profesorem Snape'em czynił z tych lekcji prawdziwą katorgę. Wywar, który powinien uzyskać jasną, jadowitą barwę, w jego kościółku stał się...
- Pomarańczowy, Longbottom - powiedział Snape nabierając chochlą nieco płynu i wylewają go spowrotem do kociołka z dużej wysokości, tak żeby wszyscy zobaczyli.
- Pomarańczowy. Powiedz mi, chłopcze, czy przez twój gruby czerep nic nie dociera do mózgu? Nie słyszałeś, jak mówiłem, i to bardzo wyraźnie, że trzeba dodać tylko jedną śledzionę jaszczura? Czy nie powiedziałem, że wystarczy tylko odrobina soku z pijawek? Co mam zrobić, żebyś zrozumiał, co się do ciebie mówi, Longbottom?
Neville zaczerwienił się i cały dygotał. Wyglądał, jakby miał się za chwilę rozpłakać.
- Panie profesorze - odezwała się Hermiona - może bym pomogła Neville'owi zrobić to jak należy...
- Granger, czy ja cię prosiłem, żebyś się popisywała przed wszystkimi? - zapytał chłodno Snape, a Hermiona zarumieniła się jak Neville. - Longbottom, pod koniec lekcji zaaplikujemy kilka kropel tego eliksiru twojej ropusze i zobaczymy, co się stanie. Może to zachęci cię do słuchania, co się do ciebie mówi.
[...] Zbliżał się koniec lekcji. Snape podszedł do Neville'a, który skulił się za swoim kociołkiem.
- Niech wszyscy tu podejdą - polecił Snape, a jego czarne oczy połyskiwały złowrogo - i zobaczą, co się stanie z ropuchą Longbottoma. Jeśli sporządził eliksir jak należy, ropucha zamieni się w kijankę. Ale jeśli zrobił coś nie tak, w co nie wątpię, najprawdopodobniej otruje swoją ropuchę.
Gryfoni patrzyli z niepokojem. Ślizgoni byli wyraźnie podnieceni. Snape chwycił ukochaną ropuchę Neville'a, zaczerpnął z jego kociołka nieco eliksiru, który teraz miał zieloną barwę, po czym wlał jej kilka kropel do pyszczka.
Zapadła głucha cisza. Słychać było, jak ropucha głośno przełknęła napój. Po chwili rozległo się ciche pyknięcie i oto na dłoni Snape'a wiła się maleńka kijanka.
Gryfoni zaczęli gromko klaskać. Snape zrobił kwaśną minę, wyjął z kieszeni mały flakonik, wylał z niego kilka kropel na kijankę, a ta natychmiast zmieniła się z powrotem w dorosłą ropuchę.
- Gryffindor traci pięć punktów - oznajmił Snape, a Gryfonom uśmiechy spełzły z twarzy. - Panno Granger, mówiłem, żeby mu nie pomagać. Koniec lekcji. Rozejść się.