cytaty z książki "Spowiedź dziecięcia wieku"
katalog cytatów
[+ dodaj cytat]
Bywają w życiu rodzaje miłości, które mącą głowę, zmysły, umysł, serce, ale jest wśród wszystkich jedna, która nie mąci, która przenika na wskroś, i ta umiera jedynie z istotą, w którą zapuściła korzenie.
Tak jak ów żołnierz, którego zapytano niegdyś "W co wierzysz?" i który pierwszy odpowiedział: "W siebie"; tak samo młodzież francuska słysząc to pytanie pierwsza odpowiadała: "W nic".
Odtąd, wytworzyły się dwa obozy: z jednej strony, umysły gorące, bolesne, dusze rozlewne i potrzebujące nieskończoności, pochyliły głowę płacząc; spowiły się w chorobliwe marzenia: wątłe trzciny na oceanie goryczy. Z drugiej strony ludzie z krwi i ciała stali nieugięcie w sferze ziemskiego używania i nie znali innej troski prócz liczenia pieniędzy. Był to jakby jeden szloch i jeden wybuch śmiechu; jeden idący z duszy, drugi z ciała.
Każdy z tych ludzi wszakże, mówiąc o Cezarze lub Napoleonie, powie bez wahania: "To był człowiek opatrznościowy." Uważają widocznie, że jedynie bohaterowie warci są, aby się niebo nimi zajmowało, i że kolor purpurowy przyciąga bogów jak byki.
Albo miłość jest dobrem, albo złem; jeśli dobrem, trzeba w nią wierzyć; jeśli złem, trzeba się z niej wyleczyć.
Jak to się dzieje, iż jest w nas coś niepojętego, co się lubuje w nieszczęściu?
Umysł mój rozumiał; dusza, słaba i wylękniona, siliła się nic nie widzieć.
Chciałem zrobić z mego serca mauzoleum miłości, ale wrzucę mą miłość do innego grobu, gdybym go nawet miał wygrzebać we własnym sercu.
Kochałem Cię tyle, ile człowiek może kochać na ziemi i na me nieszczęście i zgubę wiedz, iż jeszcze kocham Cię do szaleństwa.
Nie wyleczę się z młodości; idźmyż żyć, gdzie jest życie, lub umrzeć bodaj w słońcu.
Wierzysz w osobliwy gatunek miłości; może jesteś do niej zdolny; wierzę w to, ale ci tego nie życzę.
Kto raz kochał, nie zdoła żyć bez miłości; kto otarł się o śmierć, czepia się życia.
- Czy to twoja pierwsza kochanka?- rzekł.
- Nie - odparłem - ostatnia.
Świat to jedynie mnóstwo wirów, nie ma żadnej styczności między tymi wirami; wszystko trzyma się gromadami, jak stada ptaków. Prawdą jedynie jest, iż od czasu jak świat istnieje, przez wiry te przewija się siedem osobistości, zawsze tych samych: pierwsza nazywa się nadzieja; druga sumienie; trzecia opinia; czwarta zawiść; piąta smutek; szósta duma; siódma zaś nazywa się człowiek.
- Masz - rzekła, podając [wino] - Niedobre? - rzekła.
- Nie - odparłem.
- Czy głowa boli?
- Nie.
- Zmęczony?
- Nie.
-Ach! zatem miłość?
Można się wahać dwadzieścia lat, nim się zrobi krok, ale nie można się cofnąć, skoro się go zrobiło.
Żyć, tak, czuć silnie, głęboko, że się istnieje, że się jest człowiekiem, tworem Boga, oto pierwsze, największe dobrodziejstwo miłości.
Umrzeć, oto kres, oto cel. Bóg go naznaczył, ludzie podają go w wątpliwość, ale każdy nosi napisane na czole: "Rób, co chcesz, umrzesz".
Pewne cierpienia, przez sam nadmiar, ostrzegają nas o swym kresie.
(...) obecny wiek, jednem słowem, który dzieli przeszłość od przyszłości, który nie jest jednem ani drugiem, a podobny jest do obu naraz, w którym stawiając krok niewiadomo nigdy czy się depce po nasieniu czy po zgliszczach.
Prawdą jest, na nieszczęście, iż w bluźnierstwie mieści się wielki upust sił, który przynosi ulgę wezbranemu sercu. Gdy ateusz, dobywając zegarka, dawał Bogu kwadrans czasu na powalenie go piorunem, nie ulega wątpliwości, iż gotował sobie kwadrans wściekłej i okrutnej rozkoszy. Był to paroksyzm rozpaczy, niewymowny apel do wszystkich władz niebieskich; biedne, nędzne stworzenie wijące się pod miażdżącą stopą; wielki krzyk bólu. I kto wie? W oczach tego, który widzi wszystko, była to może modlitwa.
Nie ma nic równie szybkiego jak uczucie antypatii.
Nauka rozpusty podobna jest do zawrotu głowy; znajduje się w niej zrazu jakąś grozę pomieszaną z rozkoszą, niby na wysokiej wieży.
Nazywasz uczciwą kobietę, która cię kochała wiernie przez dwa lata; posiadasz widocznie jakiś osobny kalendarz dla ocenienia, ile czasu potrzeba, aby pocałunki mężczyzny obeschły na wargach kobiety.
Ten umrze nie skarżąc się: posiadał kobietę, którą kochał.
Zamysły szczęścia, wy może jesteście jedynym prawdziwym szczęściem tu na ziemi!
Świat- powiedziałem sobie- nazywa swe bielidło cnotą, różaniec religią, swój szeroki płaszcz obyczajnością. Honor i moralność to jego pokojówki; spija w winie łzy ubogich duchem, którzy weń wierzą ; przechadza się ze spuszczonymi oczami, póki słońce jest na niebie; idzie do kościoła, na bal, miedzy ludzi; skoro zaś zapadnie wieczór, rozwiązuje suknię i wówczas widzimy nagą bachantkę z koźlimi nogami.
Kiedy namiętność ponosi człowieka, rozsądek podąża za nim, płacząc i ostrzegając o niebezpieczeństwie.
Przelotny ból bluźni i obwinia niebo; wielka boleść nie bluźni i nie obwinia, ale słucha.
Miłość to wiara, to religia ziemskiego szczęścia, to promienny trójkąt umieszczony w sklepieniu świątyni, którą nazywamy światem.