cytaty z książki "Szczurzy szlak"
katalog cytatów
[+ dodaj cytat]
Patrzył w kierunku otwartych drzwi zakrystii, gdy poczuł dotknięcie na ramieniu. Odwrócił się gwałtownie. Siedział za nim mniej więcej pięćdziesięcioletni mężczyzna w marynarce, białej koszuli i granatowym krawacie; więcej niż staranny, niemal wyjściowy strój.
Od początku miejsce spotkania wydawało mu się dziwne, ale liczył, że w kaplicy mają się tylko poznać, a później pójdą porozmawiać w pobliskim parku lub w którejś z wolsztyńskich restauracji.
Chciałem go, całą naszą rodzinę, oczyścić z podejrzeń. Wie pan, człowiek chce być dumny ze swoich przodków. W takich małych społecznościach, gdzie wszyscy się znają, wszyscy wszystko o sobie wiedzą, jest to szczególnie ważne.
Dziennikarz sięgnął do kieszeni skórzanej kurtki i wyciągnął paczkę marlboro. W ostatnim czasie udało mu się ograniczyć liczbę wypalanych papierosów, ale w chwilach takich jak ta nie potrafił się powstrzymać. Był przekonany, że nikotyna pozwala mu się lepiej skoncentrować.
Podzielność uwagi jest zaletą - usłyszał jedną z mądrości Wiesława i natychmiast odpowiedział, że bywa też wadą.
Skibniewskiemu dani czas, bardzo dużo czasu[...]
To wskazywało, że Zbigniew Skibniewski ma przy Rakowieckiej mocne plecy. I to całkiem współczesne.
Młodość... Gdy chodzili do tutejszej szkoły średniej, obaj, i on, i Oskar, nie wyobrażali sobie wyjazdu z Widzimia Starego. Byli pewni, że przejmą ojcowiznę i będą na niej gospodarowali, tak jak robili to ich rodzice, i rodziciele ich rodzicieli.
Wbrew temu, co mówi dzisiejsza władza, i wbrew temu, co zawsze lubiliśmy o sobie myśleć, nie wszyscy Polacy byli wtedy w konspiracji. Ogromna większość po prostu starała się przeżyć w skrajnie trudnych warunkach. Niedawno czytałem, że w działalność konspiracyjną podczas drugiej wojny światowej był zaangażowany zaledwie jeden procent Polaków. Niezbyt to imponujące.
Żona nieustannie robi tutaj porządek, przez co niczego nie mogę znaleźć. Właśnie wczoraj, gdy powiedziałem jej o pańskiej wizycie, ułożyła książki.
Z opowieści kolejarza wynikało, że Bolesław sprzedawał podrobione przez siebie dokumenty, przede wszystkim kartki na żywność, które były wówczas najbardziej pożądanym towarem.
Doprawdy zło i zbrodnia maja wielką siłę przyciągania. Nakryli tam nawet jakąś parę uprawiającą seks.
Zauważył, że mężczyzna w skórzanym płaszczu, oparty o jakieś pokaźnych rozmiarów drzewo, fotografuje pałac. Pomyślał, że i on może znajdować się w kadrze, ale nie był tego pewien.
Wielka czarna bestia leciała na niego, tocząc piane z pyska, a jej kły niebezpiecznie zbliżały się do jego twarzy. W ostatniej chwili uchylił się i zrobił krok w tył. Na ułamek sekundy owczarek niemiecki zawisł w powietrzu, a potem naprężony łańcuch brutalnie ściągnął go na ziemię.
Matuszewski uniósł kieliszek do ust i wlał całą jego zawartość. Skrzywił się, zasłaniając usta zaciśniętą dłonią, i zamknął oczy. Terleckiemu wydawało się, że nie może złapać tchu, ale po chwili wszystko wróciło do normy.
- Tak to się kiedyś robiło. Za Bieruta, Gomułki, Gierka i Jaruzelskiego. Za Jaruzelskiego najwięcej, choć niby wódka była wtedy na kartki. Ale mieliśmy sposoby, aby ją zdobyć. Później za Wałęsy, jak już te kartki wreszcie znieśli. A za Kaczyńskiego jakoś nie idzie - powiedział z szerokim uśmiechem.
Spojrzał na oddaloną o mniej więcej osiemset metrów i próbował sobie wyobrazić jej wygląd w latach czterdziestych. Teraz, przynajmniej z tej perspektywy, rzeczywiście prezentowała się tajemniczo.
Wyrzucił niedopałek, gapiąc się, jak spada na trawnik trzy pietra niżej. Nie było to ani mądre, ani eleganckie, ale sprawiło mu perwersyjną radość. Jakby cofnął się o trzydzieści kilka lat, gdy na podobnym balkonie, w podobnym bloku, na tym samym osiedlu rozpoczął swój romans z papierosami, który niestety przerodził się w trwały, choć burzliwy związek.
Zamknął oczy, bo z doświadczenia wiedział, że sen jest najlepszym lekarstwem. Sztuka polegała na tym, aby go przywołać. Nie udawało mu się, w jego miejsce nadciągnęła fala strachu, która spowodowała, że skulił się do pozycji embrionalnej. Znał to uczucie, towarzyszyło mu zawsze, gdy budził się na dużym kacu.
W książkach wielokrotnie czytał, że kilka haustów świeżego powietrza przywracało skacowanych bohaterów do życia, ale na niego to nie działało. Pomyślał, że autorzy powieści najwidoczniej mają niewielkie doświadczenie w nadmiarowym spożywaniu alkoholu.
Przez szum wody pod prysznicem przebił się dzwonek telefonu, więc wyskoczył z kabiny, niemal wyłamując zacinające się drzwi. Był przekonany, że dzwoni Anastazja, ale okazało się, że to kolejna propozycja dotycząca fotowoltaiki.
Sikora odwrócił się w kierunku jeziora i chyba bezwiednie stanął tak blisko wody, że niewielkie fale zaczęły obmywać jego nie nazbyt starannie wyczyszczone buty.
Terleckiemu zakręciło się w głowie. Jak każdemu mężczyźnie z tego fragmentu ich rozmowy w jego głowie pozostało tylko słowo "przeleciał".
Obserwują nas, o tej porze nie ma tu zbyt wielu turystów. A nikt nie rozpoczyna w mieście od wejścia do kościoła, nawet jeśli przyjechał z katolickiego kraju. Nie bądźmy takimi Rydzykami, najpierw napijmy się kawy.
Naprzeciw nich, na wysokim wzniesieniu, stał nieduży barokowy kościół, wokół którego rozpościerał się mały cmentarz i budynki plebanii. Z prawej strony, za lekkim zwężeniem willi imponujących rozmiarów, które podczas sezonu zapewne zapełniały się turystami. Wszystkie balkony zdobiły naręcza czerwonych pelargonii, a ulice lśniły czystością.
Mówi się, że Austriacy nim użyją wody, najpierw muszą ją umyć.
Spacer, z konieczności, bo miasteczko było małe, okazał się krótki. Kościół był niewielki, bardzo zadbany, ale architektonicznie nieciekawy.
Ludzie go lubili i szanowali, zwłaszcza starsi mieszkańcy, w latach osiemdziesiątych miejscowi rzemieślnicy namawiali go, żeby startował w wyborach na burmistrza. Ale był w nim jakiś mrok, jakaś tajemnicza.
Skoro zjawiasz się tu w garniturze i krawacie, to mamy dwie możliwości i nie wiem, która jest gorsza. Pierwsza jest taka, że przychodzisz do redakcjo skacowany jak koń węglarza. Bardzo źle. Ale alternatywa jest jeszcze gorsza: nie masz nic.
Impuls? Impulsami to ty się kieruj, jak chcesz bzyknąć jakąś panienkę, a nie gdy masz do czynienia z gangsterami.
Hrabina sięgnęła po kieliszek i Becker odetchnął z ulgą. W jej towarzystwie czuł się skrępowany i onieśmielony.
Zaczęła mu opowiadać o rewolucji bolszewickiej, o śmierci rodziny carskiej, palonych dworkach i pałacach, rozczłonkowywanych ciałach właścicieli, gwałceniu córek, żon, nawet starych matron. Mówiła, że od tego czasu minęło blisko trzydzieści lat, ale ona nie ma złudzeń, że Czerwona Rosja zarzuciła tamte praktyki. Raczej, że bardziej się w nich zatraciła.