cytaty z książki "Pożoga"
katalog cytatów
[+ dodaj cytat]
-O czym myślisz? - zapytałam.
-Planuję twoje porwanie i przetrzymywanie cię niewoli aż do prób.
-Już tego próbowaliśmy, z marnym skutkiem.
– Naprawiłem klimatyzację w piwnicy - kusił.
- A łańcuch naoliwiłeś?
- Nie, ale mam gdzieś jakieś kajdanki.
- O nie-zaprotestowałam. - Hm, no może. A kto je będzie miał założone?
Mój nowy pracownik był kryptodziukusem, jednak nie zamierzałam narzekać.
Pewnie fakt, że bardziej nieswojo czułam się bez telefonu niż bez majtek, wiele powiedziałby o mnie specjaliście.
- Jest bardzo przyjazny - zawołał Cornelius z sali konferencyjnej. - Chce się tylko przywitać.
- Corneliusie...
- Traktuj go po prostu jak pudla.
- A może pójdę tam z tobą i usiądę przy innym stoliku?
- Nie.
Zmarszczył brwi.
- Niepokoisz się o swoje bezpieczeństwo. Ja niepokoję się o nie tym bardziej. W ten sposób byłbym blisko, gdyby coś poszło nie tak.
- Nie.
- Czemu nie?
- Bo wystarczy, że Shaffer niewłaściwie odłoży widelec, napadniesz na niego i urżniesz mu łeb jego własną łyżeczką deserową. Albo drobniakami z kieszeni.
- Jaką łyżeczką? Ukręcę mu łeb gołymi rękami.
Zatrzymałam się obok babci i głową wskazałam metalową masakrę.
-Oglądał twoją randkę i nagle ściany zaczęły się giąć. Potrzebowałam zezłomować trochę starych karoserii, tak więc dałam mu zajęcie.
[...]
Pokiwałam głową i ruszyłam w kierunku Rogana. -Wszystko widziałeś?
-Tak -jego głos był lodowaty.
-Mi szczególnie spodobał się ten fragment, kiedy od niechcenia mi groził.
-Też to wyłapałem -odezwał się ponuro.
Nachyliłam się, by spojrzeć mu prosto w twarz. Smok był na zewnątrz w całej swojej przerażającej glorii. Wyszczerzyłam się w szerokim uśmiechu. -Co o tym myślisz?
-Nic.
Kłamstwo.
-Nie możesz zabić Garena Shaffera.
-Właściwie to mogę. Ale postanowiłem go oszczędzić. A w sumie to nawet nie myślałem o zabiciu go.
-Jeżeli wtargniesz do jego domu i połamiesz mu ręce w pięciu miejscach, to będzie wyglądało źle. Ludzie zaczną się obawiać robić ze mną interesy.
- O po łamaniu mu rąk też nie myślałem. Zastanawiałem się nad zrujnowaniem jego firmy, zniszczeniu jej i rozprzedaniu jej za grosze na jego oczach.
Szalony Rogan, Plaga Meksyku. Cywilizowany i rozważny przeciwnik.
- Czy naprawdę Garen jest lepszy?
-Nie. Ponieważ nie kocham go. Nawet gdyby miłość nie miała tu nic do rzeczy, wybrałabym Rogana. Kiedy byliśmy nadzy i zamarzaliśmy w cysternie z Davidem Howlingiem, Rogan poświęcił się dla mnie. Spodziewał się, że wtedy umrze. Gdyby Garen znalazł się w podobnej sytuacji, jestem pewna, że potrafiłby racjonalnie wyjaśnić, dlaczego lepiej byłoby, by to on przeżył i na koniec zostawiłby mnie tam.
Connor uśmiechnął się do mnie i razem poszliśmy do samochodu.
-Czy chciałabyś, żebym zorganizował formalne zaręczyny? -zapytał.
-Nie.
-A więc tylko pierścionek?
-Rozsądny pierścionek.
-Zdefiniuj rozsądny.
-Coś, co mogłabym nosić każdego dnia, podczas wykonywania mojej pracy i nie obawiałabym się non stop, że go zgubię, bo kosztował fortunę.
Nic nie odpowiedział.
-Mówię serio, Rogan. Nie kupuj mi żadnego z tych diamentów wielkości grejpfruta.
Zaśmiał się, mój szalony, zwariowany smok.
-Nie ignoruj mnie!
-Oczywiście, moja droga.
My dwoje. To będzie ostra jazda...
Znając Pierwszych, jestem pewna, że podpisali odpowiednią umowę i stosują się do niej.
Corne lius skrzywił się. -Niestety, to prawda. Jesteśmy towarzystwem tygrysów. Jesteśmy nadzwyczaj uprzejmi i formalni, ponieważ jeżeli nie ustalimy na początku wszystkich reguł gry, przypadkowe nieporozumienie może mieć fatalne konsekwencje.
Tygrysy i smoki, a niech mnie. A pomiędzy nimi ja w moich bordowych kapciach. Albo lepiej bez nich. Tyle że, kto w ogóle zwraca uwagę na kapcie, kiedy można przeprowadzić lobotomię ot tak przy okazji zwykłej rozmowy. Westchnęłam.
Cześć - odezwał się.
-Czy pani to Nevada Baylor?
-Tak.
Uśmiechnął się, odsłaniając białe zęby. -Tak się cieszę, że w końcu się spotykamy. Nazywam się Garen Shaffer.
O cholera.
Musiałam coś powiedzieć. -Co za niespodzianka. -Świetnie. To było znakomite zagajenie. -Proszę wejdź do środka. - Zanim Rogan cię zobaczy i postanowi rzucić w ciebie jakimś przypadkowym czołgiem, stojącym w jego garażu.
Rogan uśmiechnął się. Okno za nami pękło z satysfakcjonującym chrzęstem.
Ten uśmiech oznaczał wyrok śmierci. Sięgnęłam ręką i położyłam swoją dłoń na jego nadgarstku. -Proszę, nie.
-Ach -Sturm nadal się uśmiechał. -Cywilizacyjny wpływ kobiet. Cóż mężczyźni porabialiby bez nich?
Odwróciłam się do niego. -Niektórzy mężczyźni są zbyt gruboskórni, by zauważyć, że posuwają się zbyt daleko. Inni z kolei mogą zamordować ich bez zastanawiania się nad konsekwencjami. Ci mężczyżni wykazaliby się mądrością, pamiętając o tym, że konsekwencje nie miałyby dla nich znaczenia, bo byliby martwi.
W biurze pojawił się Leon ubrany w luźną bluzę z kapturem. Był szczupły, by nie powiedzieć -chudy i bluza wisiała na nim tak, że spokojnie mógłby ukryć pod nią bazukę.
- Człowiek-grzyb - podsumował Rogan.
- Nie bądź złośliwy. Korzystał z jednego portalu społecznościowego.
- O?
- Z Pinterest.
- Proszę powiedz, że miał tam porno.
- Przeglądał i gromadził zdjęcia grzybów.