cytaty z książki "Kocha, lubi, morduje"
katalog cytatów
[+ dodaj cytat]
Oczywiście, żony są zawsze winne. Tego przekonania się nie da pokonać. Ono jest, było i będzie.
Żona to najgorsza rzecz na świecie. Gdyby nie seks, to ech…
Taka już jest natura ludzka, żona to zło, konieczne, ale zło. Sprząta, gotuje, pierze, pomaga, rodzi dzieci, oddaje mężowi pieniądze, czasami służy za worek do bicia, ale jest zła. Jest wszystkiemu winna i za wszystko odpowiedzialna.
W ogóle, gdyby tak się przyjrzeć, jak są traktowane żony, to naprawdę dziwne, że w ogóle chcą być żonami i biorą śluby, bo dla policji żona też jest zawsze winna, jeżeli ktoś zabije męża, dla kolegów żona to najgorsze zło, dla teściowej to samo.
Ciotki należały do tej kategorii kobiet, które skazywałyby facetów na ścięcie za komplement, a na chłostę za ustąpienie im miejsca w autobusie.
Komplementy to wielka przyjemność i nawet jak się człowiek do tego nie przyznaje, potrafią cieszyć.
Istnieje teoria, którą sformułował genialny pisarz Terry Pratchett. Twierdził, że nawet jeżeli ty nie wierzysz w reinkarnację, ona czasem wierzy w ciebie.
Oczy wylazły mu na wierzch i przez dłuższą chwilę nie zamierzały wracać na swoje miejsce, a dreszcz, który przebiegł mu po plecach, zrobił to kilkakrotnie i na sto procent zaopatrzony był w buty na kolcach.
Ludzie głuchną i ślepną, jak tylko któryś sąsiad powie im "dzień dobry". Oczywiście tylko dzień dobry, bo jak doda się "szanowną panią", to od razu wiadomo, że jest się alkoholikiem, a już za "kierowniczkę" powinno się zamykać w więzieniu.
Tak, kobiety nie lubią innych kobiet i to bardzo, a starsze nie lubią młodszych, zresztą odwrotnie też, ale najgorzej maja te, które chcą wejść do sfeminizowanych rodzin i wyłuskać z nich rodzynka, jedynego, uwielbianego mężczyznę, którego kochają wszelkie babki, siostry, ciotki i kuzynki.
Chciała być piękna i mieszkać w Warszawie. To miało być razem. Samo piękno bez Warszawy nie miało sensu, sama Warszawa bez piękna także nie.
Pomysł, że ciotka zakopała skarb, a potem usiadła i zamarzła latem na grobie był nieprawdopodobny.
Nie jest tak, że ludzie są z gruntu źli. Oni naprawdę potrafią być wredni i pokręceni, ale najbardziej są zachłanni. To podstawowa cecha większości.
Ludzie mają bardzo szerokie horyzonty, jeżeli tylko tego chcą.
Tak to bywa. Synowa zawsze jest winna, tylko syn ze złota i brylantów, najlepszy na świecie.
Paula była przekonana, że niedobór witaminy D3 określa lekarz i to po badaniach, a nie wróżka za pomocą kryształowej kuli, ale widocznie teraz coś się zmieniło.
Oczywiście, żony są zawsze winne. Tego przekonania się nie da pokonać. Ono jest, było i będzie. Żona to najgorsza rzecz na świecie. Gdyby nie seks, to ech...
Taka już jest natura ludzka, żona to zło, konieczne, ale zło. Sprząta, gotuje, pierze, pomaga, rodzi dzieci, oddaje mężowi pieniądze, czasami służy za worek do bicia, ale jest zła. Jest wszystkiemu winna i za wszystko odpowiedzialna.
Utarło się takie głupie przekonanie, że bab się nie bije. To znaczy starych, bo swoje można, ale ludzie myślą, że tylko zboczeniec albo zwyrodnialec może uderzyć staruszkę, on kiedyś próbował i wcale mu się to nie opłaciło.
Image i dobre imię mają na sumieniu więcej zwłok, niżby się mogło wydawać. Zaraz po nich są selfie nad autostradą i takie z głową w paszczy krokodyla, a dopiero potem zwyczajni mordercy.
Im bardziej Kornel był martwy, tym bardziej go doceniały, możliwe, że na zasadzie, że o martwych to albo dobrze, albo wcale, możliwe też, że go coraz bardziej idealizowały. Po śmierci to o wiele łatwiejsze niż za życia.
Kto w życiu nie odwiedził krewnego tylko dlatego, że tak wypada, niech pierwszy rzuci tymi wszystkimi pierogami i wódką, jakie przy tej okazji skonsumował. Po prostu czasem tak bywa.
Monika leżała na łóżku, nader śmiało wyginając smukłe, giętkie, fascynujące ciało, które ponętnie połyskiwało w pierwszych promieniach słońca, ale pewnie i w ostatnich blaskach księżyca.
Czuł się jak ktoś, komu podano talerz grzybowej z muchomorów z zapewnieniem, że to dla jego dobra.
Teodora nienawidziła Teofili, Teofila Teodory, jednak nie to było najgorsze... Najgorsze i najstraszniejsze było to, że zamieszkały razem.
Wbrew pozorom, kiedy mieszka się w dużym domu z kimś, kogo się nie lubi, wcale nie jest tak źle, jak się wydaje. Poważnie.
Mamy wiele własnych, słowiańskich, swojskich strachów, które trochę już wyblakły, i raczej nikogo ostatnio nie przerażają. Zazwyczaj.
Krok po kroku cofała się. Tyłem. Inaczej się nie da, bo kiedy człowiek się cofa przodem, to jednak się nie cofa, a idzie, wiec jednak się cofała.
Nie lubił pić wódki... Nie, nie tak! Nie lubił pic sam. Nie lubił też wódki, bo to sama chemia, paskudztwo! Miała nawet symbol chemiczny, a jedzenie nie powinno, wnuczka mu powiedziała, że to C2H5OH, dlatego zdecydował się wdrożyć stara recepturę z roku bitwy pod Grunwaldem: 1410 - woda, cukier, drożdże, i właśnie sam zaczął produkować własny alkohol, który chemią nie był.
Nikt nie zwrócił uwagi na stojącego za domem stracha na wróble albo może strzygę. W tej chwili w ogóle się nie rozglądali. Byli skupieni na makabrze.
Była czymś w rodzaju szalonego motyla, bo jej ubrania były kolorowe, szerokie i zwiewne. Wyglądała jak współczesna czarownica, a obok niej, prychając i pomiaukując, plątał się wielki czarny kot, tak spasiony, że ledwie się ruszał.
Trzeba przecież rozumieć, że policjantów nikt za bardzo nie kocha i prędzej poczęstuje siekierą niż herbatą i ta siekiera to nie będzie wcale bardzo mocna kawa.
To było jakieś takie nieszczęsne, miało biust, ale tego rozmiaru nie znalazłby w żadnym katalogu biustonoszy. Chyba że jak w tym kawale: "Jaki biust ma pana żona? Melony? Grejpfruty? Jabłka? A może jajka?
- Tak, sadzone".
Było chude, brzydkie i teraz już chyba wściekłe.
Był zdeklarowanym singlem, jak się teraz mówi, choć sam uważał się za starego kawalera.