cytaty z książki "Dwanaście"
katalog cytatów
[+ dodaj cytat]
(...) nigdy papieros nie będzie tak smaczny, a wódka - taka zimna i pożywna (...)
Ludzie, dowiadując się o czyjejś śmierci, natychmiast pytają: kiedy? o której? na co? Nie wystarczy im proste "umarł".
Co ja, biedny, grzeszny, rozwiedziony żuczek, w tym świecie wartości wyższych z moją niewyparzoną gębą i kompletnym brakiem wyczucia, i z tą swoją nieważnością i marginesowością robię?
- Najbardziej na świecie boję się agresywnych staruszek - tłumaczył po drodze do Biura mistrz. - Bo to ani się odszczeknąć takiej, bo nie słyszy. Ani użyć logicznego argumentu, bo nie usłyszy, a gdyby nawet usłyszała, to jej logika jest inna. Nie wspominając o odpowiedzi fizycznej na agresję, bo to raczej przesada. Za każdym razem agresywna staruszka wygrywa. I jest to przerażające.
-E, nie. Gdyby doszło, to w jakimkolwiek byłbym stanie, byłbym to zapamiętał na pewno. Takie rzeczy się pamięta. Pożegnania barmana przed wyjazdem do Nepalu można nie pamiętać, natomiast odbycie stosunku płciowego z narzeczoną kolegi po dwóch miesiącach abstynencji raczej się zauważa, mam nadzieję.
Zrozpaczony nacisnął wszystkie naraz guziczki i na nerwowe pytanie "kto tam? kto tam?" wrzasnął:
- SZATAN! SZAAATAAAN!
Ktoś natychmiast go wpuścił.
A potem świt blady, lutowy. Świt brudny i blady. Fałszywy hejnał, o tej porze trębacze nie starają się za bardzo, jeszcze nie ma żadnych wycieczek, jeszcze nie ma komu trąbką pomachać. Odpuszczają sobie - trąbią bez przekonania.
I szedł przez Rynek codzienny absurd, szły wycieczki krajowe i zagraniczne, robiące sobie zdjęcia z rzeźbą tajemniczego krasnoluda siedzącego przy wyrzeźbionym stoliczku przed Zwisem, a później wycieczki te wędrowały Plantami, na które mówiły Park, w stronę Wawelu, na który mówiły Zamek.
Posiedzieli, pogawędzili, pooglądali zdjęcia, ojciec Adolfa obudził się i zaproponował piwo, grzeczne odmówili. - O, widzisz, kulturalne chłopaki - powiedziała mama Adolfa.
A oni, zionąc wódką, podziękowali i pożegnali się ładnie.
A tutaj okazało się, że tej niedzieli na Rynku większy jeszcze niż zazwyczaj był tłum. Tłum ustawiony w dwa szpalery. Oczekujący nerwowo. W pełnym słońcu. I stanął mistrz i też zaczął oczekiwać. (...) I czekał wraz z tłumem. Razem z fotoreporterami. Razem z telewizją. Nie wiedział, na co czeka, ale zaczął sobie wyobrażać, że w mediach zapewne był przeciek, że to Mesjasz nadejdzie. (...)
I naraz trąby się odezwały.
I policja na motocyklach jako straż przednia pojawiła się. I nadszedł pochód jamników.
Żeby dorosły mężczyzna piastował jakieś tam stanowiska, nie może tak być!
Owszem, piję. Nie picie jednak jest straszne. Straszne jest to, że wielu rzeczy nie pamiętam. Doktor powiedziałby, że to przez picie. Nie jestem przekonany. Czasami nie pamiętam, bo coś mnie powstrzymuje. Niektóre rzeczy sam, dobrowolnie, wymazuję sobie z pamięci.
Pociemniało już, lecz sobotni tłum na Rynku wcale nie zmalał. Ludzie chodzili po magicznym rynku magicznego miasta w tę i z powrotem, chodzili i chodzili.
W Psie natomiast tłok. Popatrzywszy sobie przez szyby, jak miasto nocą się bawi, mistrz zawrócił, przeszedł obok kościółka pod wezwaniem św. Jana, skręcił w Świętego Tomasza, Dym już był zamknięty, poszedł Tomasza, skręcił we Floriańską, wieże mariackie we mgle, plac Mariacki, brama prowadząca na Mały Rynek...
Od strony lokalu Piękny Pies dochodził gwar i rwetes, buchała muzyka, wydobywały się opary różnego pochodzenia.
Ale mistrz zadowalał się krótkimi informacjami, typu: NIE MA, ZAMKNIĘTE,
typu: NIE CHCĘ, NIE KOCHAM. Nie chciał dowiadywać
się więcej, te informacje zupełnie mu wystarczały".
(...) mistrz szedł ulicą Świętego Tomasza, mijał właśnie lokal Dym.