cytaty z książki "Mali bogowie 2. Jak umierają Polacy"
katalog cytatów
[+ dodaj cytat]
Umierający bliski to jest problem, który trzeba wystawić za drzwi, tak jak wystawia się starą kanapę, bo już się zapadła i nie da się na niej wygodnie siedzieć. Problem musi być za drzwiami. W takich paskudnych czasach żyjemy. Panuje kult życia, czerpania z życia, ale nie ma miejsca na śmierć, na to, żeby ludzie godnie odchodzili w swoich łóżkach.
Im dłużej żyję, tym mniej wiem”.
Pytam: „Dlaczego mniej wiesz?”, bo on cały czas czytał, był na bieżąco, starał się.
„Bo im więcej czytam, tym więcej wiem, ile nie wiedziałem. Wcześniej nie wiedziałem, że nie wiem”.
Agresja była zawsze, ale w ostatnich latach wzrasta. Widać to w pogotowiu, widać to na szpitalnych oddziałach ratunkowych. Agresja i stale rosnące żądania. Niedawno usłyszałem od pacjenta: "Ja tu jestem chory, a ty masz mnie leczyć, bo jesteś od leczenia, jak dupa od srania".
Tu albo trzeba radykalnych posunięć, czyli po prostu odejść od łóżek pacjentów, albo poczekać jeszcze kilka lat, aż te dinozaury harujące po 300-400 godzin w miesiącu odejdą... I system po prostu pierdolnie z hukiem.
Co mną wstrząsnęło na początku pracy ? Że są ludzie, którzy nie potrafią czytać i pisać, że są ludzie, którym podpis zajmuje piętnaście minut. Że są ludzie, którzy piją od dziesięciu lat i nie mają nic innego do zrobienia. To cała kultura: jeden monopolowy we wsi i jak ciepło, siedzą przed nim, a jak zimno, siedzą w środku. I niczego więcej nie potrzebują.
Nie do każdego pacjenta może pan powiedzieć" "Proszę pana, niech pan leży i się nie rusza". To nie do każdego dociera. Komunikując się z drugim człowiekiem, stara się pan używać języka, który jest zrozumiały. Jak do mnie pacjent mówi na przykład per gruba kurwa, to ja mówię do niego na przykład per chuju, wieśniaku. Nawiązujemy wtedy konwersację na poziomie, który pan jakby narzucił.
23 grudnia - taka jest zasada - zawsze będą ci chcieli kogoś podrzucić. Najczęściej dziadka albo babcię chorych na demencję. Bo nie da się takich zostawić w domu i wyjechać. Brać ze sobą też się nie da.
W karetce rzeczywiście wyraźnie widać, jak ludzie różnie podchodzą do swoich bliskich. Podczas wizyty u pacjenta paliatywnego, gdy widzę, że zaczął się już początek końca, namawiam rodzinę, żeby ten człowiek mógł umrzeć we własnym łóżku. Bo to, jak ludzie umierają w szpitalu, naprawdę uwłacza ludzkiej godności. Poza tym każdy człowiek ma prawo umrzeć w otoczeniu swoich bliskich.
W mieście nawet facetów pogięło. Zrobili się jak baby. ostatnio mężczyzna nas wezwał do rozwalonej wargi. Wjeżdżamy do mieszkania. Zmęczeni, uharowani, bo dyżur był ciężki.
- Pan wzywał?
- ...ak.
- Co się stało?
- O, fufaj... - Pokazuje na tę rozbitą wargę.
- Chłopak pana rzucił?
- Co?
- No pytam się czy chłopak pana rzucił? Z powodu takiego gówna nie wzywa się pogotowia, usiłuje więc dociec, czy mamy do czynienia z problemami psychosomatycznymi. To co, rzucił cię, kurwa, chłopak?
Z karetki wszystko widać inaczej. To nie jest prawda, że w Polsce nie ma wykluczonych. Są, my to widzimy.
Jak chleją, wylatują błyskawicznie na margines. Jeżeli są chorzy psychicznie, też są wykluczeni. A państwo deprawuje ubogich.
Ratowanie życia jest pełne gwałtownej siły. Brutalne. Łamiące żebra i konwenanse. Nieznoszące ograniczeń.
SOR przerobi ich bez pudła z cwanych "bomisiów" w polutnych potomków biblijnego Hioba. Będą doświadczani przez bogów SOR-u.
,,Ale jak się przyjeżdża z jakiejś paskudnej historii, jak coś nie wyjdzie, to się siada i po prostu milczy".
Uczę się karetkowego języka. Najpierw „leżak” – pijak leżący w rowie albo na drodze. „Wieszak” to wisielec. „Beret” – samotny starszy człowiek. „Ferrero rocher” – koc termiczny. „Bomiś” – pacjent roszczeniowy… A „sraczka”? Wezwanie niepotrzebne, do jakiejś banalnej dolegliwości.
Leżaki”, czyli pijacy zbierani z ulic albo narkomani, z każdym dniem mieli w moich oczach coraz mniej cech ludzkich.
Pacjentom nadaje się kolory. Nieważne, kiedy trafiłeś na SOR. Ważne, w jak złym jesteś stanie. O tym, jaki masz kolor, kiedy podejdzie do ciebie doktor, decyduje personel medyczny – czyli pielęgniarka albo ratownik medyczny.
Kolor „czerwony A” – pomoc natychmiastowa. Urazy wielonarządowe, zatrzymanie akcji serca, urazy głowy, zaburzenia świadomości, oparzenia twarzy, krocza, zaburzenia oddechowe, głęboka hipotermia (poniżej 30°C).
Jest jeszcze „czerwony B”. Pomoc bardzo pilna, ale czas oczekiwania może wynieść 10 minut. „Czerwoni 1 B” to pacjenci z wysokim ryzykiem bezpośredniego zagrożenia życia: bardzo silny ból i gorączka powyżej 39°C, krwotoki, duża duszność, zaburzenia świadomości, zatrucia lekami lub związkami chemicznymi, duże odwodnienie, dzieci z otwartymi złamaniami, dzieci z dużymi zranieniami, złamania uda i miednicy, obrażenia kręgosłupa, pacjenci z rozległymi ranami. Astma – zaostrzenie objawów. Cukrzyca – zaostrzenie objawów. Pacjenci w hipotermii o średnim nasileniu (30–32°C).
Kolor żółty – pomoc pilna, czas oczekiwana na badanie do 60 minut. Pacjenci o stabilnej pracy serca i stabilni oddechowo. Noworodki i niemowlęta bez zaburzeń krążenia i oddychania.
Pacjenci z lekką dusznością, z gorączką do 38°C, z bólami o różnym umiejscowieniu, bez zaburzeń wegetatywnych, pacjenci z pojedynczymi złamaniami, pacjenci ze średnim i lekkim odwodnieniem, odmrożenia, pacjenci w hipotermii umiarkowanej (32–35°C), pacjenci z połkniętym ciałem obcym bez cech duszności czy krztuszenia.
cz. 1/2.
Kolor zielony – pomoc odroczona, czas oczekiwania na badanie do dwóch–czterech godzin. Pacjenci wydolni krążeniowo i oddechowo wymagający podstawowej diagnostyki laboratoryjnej i obrazowej. Pacjenci z drobnymi urazami, pacjenci z kaszlem, bez cech duszności, z objawami infekcji dróg moczowych, oddechowych – z temperaturą ciała poniżej 38°C, pacjenci z bólem ucha, pacjenci z objawami zapalenia spojówek, pacjenci z wywiadem o przewlekłych dolegliwościach bólowych głowy, brzucha, bez cech zaostrzenia dolegliwości.
Najgorzej mają „pacjenci zieloni”.
cz. 2/2.
Złota godzina” to okres, kiedy w szybkim trybie jednocześnie diagnozując i jednocześnie już rozpoczynając leczenie, można utrzymać człowieka przy życiu.
Dostajemy informację: "Adres taki a taki, pacjent taki a taki, ustanie krążenia". I nagle głos pani doktor dyżurnej: "Nie śpieszmy się, już kupiłam drzwi do domu za trzydzieści milionów".
Dyspozytornia to inaczej „pelikanarium”, a dyspozytor to „pelikan”: „Żarłoczny ptak, który łyka wszystko”.
Zespoły są różne. „S”, czyli specjalistyczne, mówimy o nich z przekąsem „lepsze”. Składają się przynajmniej z trzech osób, a jedna z nich obowiązkowo jest lekarzem. Jeśli widzicie ambulans z literką „S”, to znaczy, że na pokładzie jest pani albo pan doktor.
Są też zespoły „P” – podstawowe. Składają się przynajmniej z dwóch, częściej trzech osób. Najczęściej to ratownicy medyczni plus kierowca.
Są jeszcze zespoły wodne, lotnicze (mówimy o nich „śmigła”) oraz zespoły transportowe „T”, czyli służące do rozwożenia wyleczonych po domach.
Nasz zespół to „P” – podstawowy. Występuje najczęściej. Nie mamy lekarza. Musimy oceniać stan pacjentów, łagodzić cierpienie we własnym zakresie.