cytaty z książek autora "Aleksandra Sadura"
Jako dziecko uznawałam za zupełnie naturalne, aby cieszyć się z zerwania pierwszego kwaśnego jabłka z jabłoni koło płotu. Pośród betonowych ścian zgubiłam jednak tę prostotę. Prostotę, która - jeśli umiało się z niej korzystać - mogła dawać siłę.
Nie mogłam zebrać myśli. Jego twarz coraz bliżej mojej. Jego usta zetknęły się z moimi. Czułam się jak ziemia skropiona deszczem po długiej suszy, jak drzewo, które budzi się z zimowego snu, puszczając pierwsze wiosenne pączki.
Pytałaś o to, skąd się biorą dzieci. Z macicy się biorą – warknęła mama.
Przestałam się szarpać. Właściwie, gdyby się dało, przestałabym oddychać. Ale się nie dało, a oddychanie zaczęło mi nagle sprawiać potworny ból.
Zakochanie się jest jak znalezienie ulubionej książki, a miłość… to czytanie tej książki wciąż od nowa, bo nigdy nie chcesz tak naprawdę, żeby się skończyła.
Zaczynałam rozumieć, że nigdy nie wyleczę do końca rany po stracie rodziny. To zawsze będzie piekło i bolało. Muszę nauczyć się z tym żyć - a nie tylko utrzymywać się przy życiu kolejny dzień, chociaż na razie nie potrafiłam niczego więcej.
Wczorajsze obrażenia nie mogą cię dziś osłabiać! Ból to iluzja, którą tworzy mózg. Panuj nad swoim umysłem!
Z uczuciem ulgi rozejrzałam się po pokoju. Wówczas przeżyłam uczucie, które pewnie przypominało to słynne zakochanie od pierwszego wejrzenia. Tak jak kobieta patrzy w oczy obcego mężczyzny i wie, że to ten jedyny, tak ja spojrzałam na krzykliwie różowego, plastikowego konika obsypanego brokatem i wiedziałam, że to jest kucyk Pony.
Jest wojna. Przyciśnij go trochę. W czasie wojny najszybciej się zakochujemy. Jeśli on potrzebuje jeszcze więcej czasu do namysłu, to nie wiem, czy nie osiwiejesz w oczekiwaniu.
Siedzieliśmy objęci w milczeniu. Po chwili przestałam płakać, ale w środku nadal umierałam. Ból był nie do zniesienia. Gdy umarł tata, czułam się strasznie, ale miałam jeszcze mamę i babcię. Gdy zginęły i one, żyłam dla zemsty, ta dzika żądza płonęła we mnie i dawała siłę do życia. Teraz chciałam żyć dla niego, dla świata, który będziemy razem budować od nowa z gruzów, dla naszego jutra. Ale jutro nas nie będzie. A więc dlaczego miałabym żyć?
Całe moje ciało drżało, a ja nie byłam w stanie tego wytrzymać. Tak właśnie wyglądała ludzka godność w chwili tortur - była naga i bezwartościowa.
Jia złapała mnie za rękę. Poszłyśmy razem, ramię w ramię, przed dom. Na jej twarzy malował się ból tak straszny, jakiego nigdy u nikogo nie widziałam. Czułam przez ubranie, jak spięta była na całym ciele. Z trudem puściłam jej dłoń, pozwalając jej odejść w stronę Chińczyków. Tak bardzo chciałam ulżyć jej w cierpieniu, ale czy można ocalić straceńca, któremu stryczek już zacisnął się na szyi?
Chciałam zaczynać i kończyć z nim każdy dzień. Chciałam być z nim związana czymś więcej niż tylko uczuciem. Przysięga zdawała mi się trwalsza w obliczu wojny, niż nieśmiałe wyznania miłości szeptane ukradkiem do ucha.
Obrzydzała mnie ta myśl. Kiedyś kobiety nie były obiektem sprzedaży czy kupna i nie można było ich wartości przedstawić za pomocą monet i banknotów. Przynajmniej tak było w Europie. A potem, po tylu latach ciężkiej walki, wszystko runęło w przepaść. Kobiety znowu stały się przedmiotami, pionkami, którymi rozgrywane są największe bitwy tego świata -pionkami w dłoniach mężczyzn.
I wtedy potwór znów się obudził. Przypominał mi, że o to w tym wszystkim chodzi- ja mam czuć się zadowolona, usatysfakcjonowana tym, co jest. A ja nie chciałam się czuć zadowolona. Łatwo było porzucić wolność na rzecz konformizmu- tak właśnie robili dorośli w tym kraju, a przynajmniej ich większa część.
Byłam jedną z milionów mrówek więzionych pod tym samym gigantycznym butem. Tak tam ciemno i źle! Najlepiej byłoby się trzymać innych mrówek i robić to, co one. Ale ja nie chciałam... już nie chciałam.
Zrozumiałam jednak tej bezsennej nocy, że na mojej matce ciąży tylko połowa tej tragedii. Podczas gdy ona musiała znosić bycie żoną i szwagierką dwóch przestępców, ja dzieliłam z nimi coś więcej, nie tylko życie. Ich krew płynęła w moich żyłach, ich myśli plątały się po moim umyśle. Byłam nieodzownie, nieuleczalnie chora tak jak oni- na nieposłuszeństwo, niepokorność, na dążenie do lepszego.
Miałam wrażenie, że wszystko w środku mnie boli, Nie chodzi tu o serce czy duszę, tylko o każdą część mnie, każdą myśl, każdy oddech i każdy ruch. Wszystko było walką.
Miała loki w gołębim kolorze z bladoróżowymi refleksami i odważny, oryginalny makijaż, dzięki któremu jej twarz wyglądała tak, jakby motyl usiadł jej na nosie i rozłożył na nim swoje skrzydła.
Tu właśnie była zasadnicza różnica: miłość, o której czytałam w książkach, polegała na tym, że nigdy nie chce się odchodzić od kochanej osoby.
Szczerze? Nie umiałam sobie tego wyobrazić. Jak można nie mieć kogoś po prostu dość po jakimś czasie? Ale może czułam się tak, bo przez większość czasu byłam sama? Nie byłam przyzwyczajona do myśli, że ktoś mógłby być ze mną cały czas. Sam pomysł sprawiał, że się krzywiłam, a jednak… tęskniłam za miłością w tej formie, w jakiej ją sobie wyobrażałam.
Miałam wrażenie, że wsiadam na karuzelę wrażeń i emocji, z której najchętniej już nigdy bym nie schodziła. Wszystko, co dotąd przeżyłam, zdawało się blednąć przy tym, co czułam teraz.
Nagle jego dłoń objęła moją, wypełniając milczenie zupełnie nowym rodzajem ciszy – takim, który napiera na bębenki, takim, które drży od niewypowiedzianych pytań.
Nie byłam już przestraszoną, onieśmieloną nastolatką, która po raz pierwszy w życiu wyszła z domu. Nie. Byłam królową, zbuntowaną księżniczką, morderczynią z błyskiem szaleństwa w oku i desperacją pożerającą serce. Byłam zdradzoną kobietą, przepełnioną żądzą zemsty i nienawiścią.
Kiedy nabierałam powietrze do płuc, robiłam to jako Ro, ale gdy je wydychałam – był to już oddech Medei.