cytaty z książki "The Yellow Birds"
katalog cytatów
[+ dodaj cytat]
Nic nie czyniło nas wyjątkowymi. Ani życie. Ani śmierci. Ani nawet przeciętność.
Stojąc w tamtym kościele zdałem sobie sprawę, że istnieje wyraźna różnica pomiędzy tym, co się pamięta, tym, co się mówi, i tym, co jest prawdą. I nie sądzę, żebym kiedykolwiek zdołał ustalić, co jest czym.
Tak naprawdę musiałem się dopiero nauczyć, że wolność to nie to samo co brak odpowiedzialności
Pamiętam jednak, jak powiedziano mi kiedyś, że prawda nie wymaga wiary
Pewien reporter pytał nas wtedy, jakie to uczucie, znaleźć się w boju.(...)"Powiedzcie mi, w czym tkwi całe sedno, chłopaki, bo chciałbym zrozumieć, skąd bierzecie tego kopa przed walką", większość z nas go zignorowała, a kilku poradziło mu, żeby się odpierdolił; tylko jeden Murph spróbował mu to wyjaśnić. Powiedział: "To coś jak wypadek samochodowy. Rozumiesz? Ta chwila między uświadomieniem sobie, że to się wydarzy, a momentem, w którym już faktycznie pakujesz się w ten drugi samochód. Czujesz się naprawdę całkiem bezradny; jedziesz sobie jak zwykle, po czym nagle masz to tuż przed oczami i gówno możesz zrobić. I zdajesz sobie z tego sprawę. Śmierć lub coś innego: albo nastąpi, albo nie. To coś w tym rodzaju - ciągnął dalej - coś jak tamten ułamek sekundy w rozbitym samochodzie, tyle tylko, że tutaj może to trwać całymi cholernymi dniami".
Nic nie izoluje człowieka bardziej niż jego przeszłość. Tak wtedy myślałem. teraz już wiem: każdy ból jest taki sam. Różni się od innych jedynie szczegółami.
Jego profesjonalizm cechował się pewnym ewolucyjnym pięknem.
Patrzyliśmy, jak sanitariusze wezwani przez jednego z żołnierzy zbliżają się do leżącej. Przyjaciele obejmowali ją, ściskali i całowali. Dziewczyna kołysała się bezwładnie w ich czułych ramionach, a oni krzyczeli z żalu pod zachodzącym słońcem. Trzymałem dłonie przyciśnięte do potylicy. Gdy stamtąd odchodziłem, rozległo się wezwanie muezina. Zachodzące na horyzoncie słońce przypominało krwawy skrzep. Niewielki pożar, trawiący zrujnowaną kaplicę, rozprzestrzenił się i objął kępę drzew tamaryszku. A wszystkie żarzące się szczątki paliły się jak lampy, oświetlając mi drogę.
Pogięte i porozbijane cyferblaty odmierzały czas spoza wszelkich stref. Chaotycznie rozsiane zwoje i sprężynki, metalowe części połyskujące sztucznym srebrem i złotem sprawiały, że dopiero co poorana bliznami ziemia błyszczała jak należy w promieniach.
Nic nie izoluje człowieka bardziej niż jego własna przeszłość.
To, co się mówi, nigdy nie jest całkowicie zgodne z tym, co się myśli, tak samo jak to, co się słyszy, nigdy nie jest dokładnie tym samym, co zostało powiedziane.