cytaty z książki "And the Hippos Were Boiled in Their Tanks"
katalog cytatów
[+ dodaj cytat]
Dopóki coś tworzysz, to dzieje się dobro. Jedynym grzechem jest marnotrawienie swojego potencjału.
Ogarnęło mnie uczucie, które poznałem podczas pracy w barze, że jestem jedyną osobą zdrową na umyśle w domu wariatów. Wcale nie czujesz się wtedy lepszy, raczej przygnębiony i wystraszony, ponieważ wokół nie ma nikogo, z kim mógłbyś nawiązać kontakt.
- Sądzisz, że to bezpieczne? - zapytał Al.
- O to się nie martwimy - odrzekł Phil.
To było najbardziej samotne piwo, jakie kiedykolwiek wypiłem.
W końcu wyszedłem i stanąłem na Trzeciej Alei, całkiem sam,
w to późne popołudnie. Kolejka nadziemna zadudniła mi nad głową, obok z hukiem przejeżdżały wielkie ciężarówki. Oto stałem, samotny. Wszystko się skończyło.
Ona ujrzała w nim ucieczkę od swoich grzesznych skłonności i przez chwilę dzięki niemu oddychała czystym powietrzem, w którym istnieją tylko fakty - a rozwiewają się wszelkie lęki, zahamowania i neurozy. Subtelna, nieuchwytna siła, która pchała ją ku autodestrukcji i zadawaniu sobie cierpienia, została skierowana na samodoskonalenie.
Przez kilka dni leżała w łóżku, chmurnie spoglądając w sufit, jakby obraziła się na śmierć, której przez wiele lat tak pilnie wyglądała. Jak ludzie, którzy nie mogą doprowadzić się do wymiotów, chociaż czują potworne mdłości, leżała, nie mogąc umrzeć, opierając się śmierci tak samo, jak kiedyś opierała się życiu, zastygła w niechęci do procesu zmian.
Obaj byliśmy zdenerwowani i na wpół obłąkani. Cieszyliśmy się, że znów się widzimy.
Ludzie w barach zawsze twierdzą, że są bokserami, w nadziei, że dzięki temu odstraszą potencjalnego napastnika, tak jak czarny wąż, szybko poruszający ogonem w liściach, żeby udawać grzechotnika.
W całej Ameryce ludzie wyjmowali z kieszeni referencje i podtykali je innym pod nos, żeby udowodnić, że gdzieś byli lub coś zrobili. Pomyślałem, że kiedyś w tym kraju wszyscy nagle podskoczą i krzykną „Mam dość tego gówna!". Klnąc na czym świat stoi, rzucą się z pazurami na człowieka obok.
- Agnes nie chce iść z nami na kolację, bo nie ma forsy. Niektórym zostało jeszcze trochę godności.
- Ludzie mają różne głupie pomysły - stwierdził Philip.
- Owszem - potwierdziłem. - Ale ty jesteś artystą. Nie uznajesz przyzwoitości, uczciwości i wdzięczności.
Jako typowa współczesna purytanka wierzyła w istnienie grzechu, chociaż nie wierzyła w Boga. W zasadzie uważała, że w wierze w Boga jest jakaś grzeszna słabość. Nie chciała ulec tej słabości, odrzucała ją jak nieprzyzwoitą propozycję.
Człowiek jest tylko rybą w stawie, który wysycha. Musisz przekształcić się w płaza, ale ktoś się ciebie uczepił i nakazuje ci pozostać w wodzie, zapewnia, że wszystko będzie dobrze.
A więc wolisz czekać. Ciągle tylko jutro i jutro. Będziesz czekał do śmierci. Chcesz wiedzieć, co myślę? Uważam, że ten twój kompleks na punkcie Philipa jest jak chrześcijańskie niebo, jak iluzja zrodzona z tęsknoty, unosząca się w jakiejś mglistej platońskiej nicości, wiecznie czekająca tuż za rogiem niczym szczęście, ale nigdy t u i t e r a z.