cytaty z książek autora "Alice Hill"
Uciekałam do skorupy z braku sił, wmawiając sobie, że ucieczka czyni mnie silną. Postawiłam wokół siebie mur. Mur nade mną i przede mną. Tak wysoki, że przestałam nawet zauważać jego istnienie. Skoro był tak potężny, to po co w ogóle zastanawiać się
nad jego obaleniem?
Nie ma na świecie nic smutniejszego i bardziej godnego pożałowania niż człowiek samotny. (...) Nikt nie jest samotny z przypadku. Na świecie żyje kilka miliardów ludzi. Wszyscy boją się samotności. Nie jest łatwo pozostawać samotnym, jeśli się tego nie chce. Zawsze ktoś będzie się przy człowieku kręcił. Zawsze.
Raz. Dwa. Trzy. Serce wyrywało się z piersi. Bębniło rytmicznie, wybijając takt najszybszego i najtrudniejszego kawałka świata – życia.
Bieganie nie było moją miłością, a sposobem na samotność. A ja nigdy w życiu nie czułam się bardziej samotna. Czy ktoś musiał polegać na uczuciu samotności? Chyba tylko samobójcy na krawędzi dachu.
Mylisz pojęcia. Znałeś moje imię, nie mnie. Zresztą dalej mnie nie znasz. Wiesz o mnie kilka rzeczy, i tyle. To nie to samo co kogoś poznać.
Ludzka egzystencja to całe pasmo porażek i potknięć, ale żeby upaść, trzeba najpierw stać. Dla tych chwil w pionie warto ponieść ryzyko nawet najboleśniejszego z upadków.
Milimetry to bardzo małe i przeogromne odległości. Małe, gdy czujesz na sobie ciepło oddechu drugiej osoby, gdy wiesz, jakim płynem do prania pachną jej ubrania, jakich perfum używa. (...)
Przeogromnymi odległościami milimetry są wtedy, gdy masz świadomość, że bardziej zbliżyć się nie możesz, gdy zastygasz w pewnej pozycji i po ciągnącej się w nieskończoność minucie wiesz już, że nikt nie wykona kolejnego kroku. (...)
To są milimetry, które oddzielają od czegoś niezwykłego. Trochę jak z Ziemią, która ociera się o kosmos, ale tak naprawdę nigdy go nie dotyka, bo jest zbyt duży, żeby można określać ich relację.
Udawałam kamień. Chciałam być kamieniem. Niczego bardziej
nie pragnęłam, niż być kamieniem i leżeć pośród innych kamieni,
niczego nie oczekiwać, niczego nie pragnąć, niczego nie czuć.
Kłębiły się we mnie setki, tysiące, miliony słów. Rozchodziły się po całym ciele. Czułam je w palcach i w końcówkach włosów, w stopach i w brzuchu, w oczach i na plecach. Ale nie było ich w gardle, krtani, przeponie, strunach głosowych, ustach. Bawiły się ze mną w berka.
Złe rzeczy po prostu się dzieją. Możemy się po nich podnieść i trwać dalej, próbować zbudować wszystko od nowa. Wiem, że to możliwe.
(...) czasu nie da się cofnąć, a jedyne, co można zrobić, to stworzyć swoje życie na nowo i naprawić własne błędy.
Trzeba akceptować swoje słabe strony. Przyjmować to, że nie jest się doskonałym. Pozwalać sobie na chwilę niedyspozycji.
Fakt, ludzka egzystencja to całe pasmo porażek, potknięć, ale żeby upaść, trzeba najpierw stać. Dla tych chwil w pionie warto podnieść ryzyko...
Życie bywa trudne. Czasami ma się wrażenie, że jest "do dupy". Ale właśnie dlatego, że napotykamy problemy, potrafimy docenić chwile, kiedy tych problemów nie ma.
Czasami wystarczył jeden gest albo zapach i znowu się rozklejałam.
Widać, że jesteś oszczędna w słowach. Może to i dobrze? Milczenie jest złotem przecież, a złoto teraz w cenie.
Ludzka egzystencja to całe pasmo porażek i potknięć, ale żeby upaść, trzeba najpierw stać. Dla tych chwil w pionie warto ponieść ryzyko nawet najboleśniejszego z upadków.
To trudne, kiedy wszyscy czegoś od ciebie oczekują, kiedy wokół panuje tyle zasad, ale tylko osobowości zmieniają świat. Nie kopie z tłumu.
Zgubiłam się tak bardzo, że nie wiedziałam, czy potrafię wrócić na pierwotną drogę. Uciekałam, a podczas ucieczki liczyłam się tylko ja uciekająca. Zapomniałam nawet, od czego tak bardzo próbowałam się oddalić.
Powinnam zrozumieć już wtedy. Albo nawet wcześniej, przy pierwszym niepokoju. Albo wtedy, gdy zauważyłam, że świat krzyczy. Albo kiedy się tego dnia obudziłam, jak każdego innego, w moim łóżku z pościelą we wszystkich kolorach tęczy. Ale nie zrozumiałam. Tyle się mówi o przeczuciach i instynktach, i podświadomości, a ja wciąż byłam zaskoczona.
Wszyscy wymagali, żebym płakała. Przytulali mnie szybko i mocno, klepali po plecach i dusząc, szeptali jakieś bzdury o wyzwalającej mocy łez, zrozumieniu i wyrzucaniu złych emocji. Tylko czy jakieś organiczne wydzieliny faktycznie mogły pomóc w obliczu śmierci bliskiej osoby? Czy można wypłakać ból, strach i okrutne poczucie osamotnienia?
Samotność mnie przerastała, przytłaczała i zaciskała lodowate palce na moim sercu. Miałam wrażenie, że tracę oddech. Ostatecznie, na zawsze. (...) I może chciałam. Chciałam – przez chwilę albo przez wieczność – nie odzyskać oddechu.
(...). na ławce wylądowała niewielkich rozmiarów papierowa kulka. Rozejrzałam się. Nikt nie wyglądał na winnego. Zrobiło mi się przykro. Czyżbym stała się ofiarą żaru już pierwszego dnia? Może prawdziwe liceum jest jednak do dupy? Rozwinęłam przesyłkę i moim oczom ukazał się krótki tekst: "Wyjdź z klasy ostatnia".
Przyznam, że trochę spanikowałam. To zdanie mogło oznaczać wszystko. Od "chcę cię poznać i boję się, że jak wyjdziesz szybciej, to zginiesz w tłumie" do "nie chcę mieć zbyt wielu świadków, kiedy uczynię twoje życie koszmarem".
Bieganie nie było moją miłością, a sposobem na samotność. A ja nigdy w życiu nie czułam się bardziej samotna. Czy ktoś musiał polegać na uczuciu samotności? Chyba tylko samobójcy na krawędzi dachu.