Rozpoczynając nowe życie – przeczytaj fragment książki „The End and Then“

LubimyCzytać LubimyCzytać
05.07.2023

Wyobraź sobie, że życie, które znasz, dobiega końca. Co robisz dalej? Właśnie to próbuje ustalić Eden Ross. Przeczytaj fragment książki „The End and Then” Hannah Bird. 

Rozpoczynając nowe życie – przeczytaj fragment książki „The End and Then“

[Opis - Wydawnictwo Ale!] Wyobraź sobie, że życie, które znasz, dobiega końca. Co robisz dalej? Właśnie to próbuje ustalić Eden Ross. Zaczyna od spakowania resztek swojego dawnego życia i przeprowadzki do malowniczego miasteczka w Kolorado, gdzie wraz z przyjaciółką ma prowadzić bar. Ale praca to za mało, by zapomnieć o demonach przeszłości.

Z dala od swoich najbliższych próbuje skupić się na nowych znajomościach – zgranej grupie zaskakująco życzliwych sąsiadów. Wśród nich jest Chase Taylor, charyzmatyczny miłośnik przyrody i górskich wędrówek, którego mimo usilnych starań nie udaje jej się utrzymać na dystans. Jednak zbytnia bliskość grozi tym, że Chase pozna jej przeszłość, a tego Eden chce uniknąć.

Kiedy otrzymuje nieoczekiwaną wiadomość, musi podjąć decyzję, która odmieni jej życie. Tylko dzięki temu będzie mogła ruszyć dalej.

„Piękna i zaskakująca. Wymagający temat porusza z niespotykaną delikatnością i wyczuciem. To jedna z tych historii, które na długo pozostają w pamięci i otulają serce ciepłem” - FortunateEm.

„Zastanawiam się, nie po raz pierwszy zresztą, co za smutas nadał temu miastu nazwę, która oznacza „bez miłości”, skoro dookoła rozciągają się tak piękne góry jak Colorado Rockies. Dochodzę do wniosku, że podoba mi się to. Smutas i ja pewnie byśmy się zaprzyjaźnili.”

- cytat z książki „The End and Then”

Kim jest autorka książki, Hannah Bird?

Hannah Bird marzy o tym, by pisać powieści dla kobiet oraz książki new adult, które będą wzruszały czytelniczki i czytelników. Jej celem jest także odhaczenie wszystkich pozycji z listy rzeczy do zrobienia, którą sporządziła w wieku siedemnastu lat. Hannah mieszka wśród wzgórz Tennessee wraz ze swoim partnerem i z psem rasy golden retriever. Kiedy nie pisze, niweluje na siłowni skutki swojej miłości do słodyczy. Jeśli chcecie towarzyszyć Hannah w jej pisarskiej podróży, odwiedźcie jej stronę internetową: hannahbirdauthor.com

„Czuję się mała i nieistotna w dobrym znaczeniu tych słów. Jeśli jestem tak mikroskopijna w oczach wszechświata, to ból, który noszę w sobie, jest nieważny. Nie wiem, co czeka nas po śmierci. Nie wydaje mi się, żebym kiedykolwiek to wiedziała. Ale unosząc się w tym górskim jeziorze, myślę, że jeśli każdy z nas mógłby wybrać sobie niebo, chciałabym, żeby moje wyglądało właśnie tak.”

- cytat z książki „The End and Then”

Przeczytaj fragment książki „The End and Then”

Najdziwniejsze w życiu po tragedii bywa to, że czasami człowiek czuje się zupełnie normalnie. W niektóre poranki budzę się i niebo jest tak niebieskie, że aż bolą mnie oczy, a moje serce wydaje się lekkie jak piórko, cierpienie za to na tyle odległe, że prawie o nim nie pamiętam. W takie dni moje życie jest tak proste i łatwe, że nawet nie przychodzi mi do głowy, by podważać jego sens.

Potem jednak ktoś wypowiada zdanie, które porusza czułą strunę i dopada mnie wspomnienie czegoś, czego nie mogę przeżyć ponownie, albo jakaś złośliwa myśl wdziera się w mój skądinąd przeciętny dzień i nagle zmieniam się w otwartą ranę. Jestem niczym obnażony żywy nerw i nawet najdelikatniejsze dotknięcie odczuwam tak, jakby ktoś przejechał mną po tarce. Najprostsze zadania wydają się niemożliwe do realizacji i nieistotne.

Toczę tę wewnętrzną walkę przez cały czas, gdy próbuję wprowadzić do systemu nasze faktury. Żeby uniknąć kolejnego zmoknięcia, niewielką odległość z domu do pracy pokonałam autem. Podczas jazdy słyszałam jakiś dziwny szum. Najpierw pomyślałam: „Coś jest nie tak z samochodem. Muszę zadzwonić do Marka”. W następnej chwili uświadomiłam sobie, że to niemożliwe. I chociaż w końcu odkryłam, że to tylko gałąź zaczepiła się o podwozie i szorowała po jezdni, nie mogłam już odegnać ponurych myśli. Teraz siedzę tutaj i nawet coś tak prostego jak dźwięk klawiszy klikających podczas pisania doprowadza mnie do szału.

– Eden, możesz mi pomóc?! – woła Maddie.

Nie domknęłam drzwi biura. Przechylam głowę, by dostroić się do gwaru po drugiej stronie. Nie słyszę, by było dużo gości, w każdym razie nie tylu, by potrzebny był drugi barman. Jednak już po krótkim czasie pracy z Maddie przekonałam się, że nie jest ona zbyt samodzielna.

– Eee… den… – jęczy.

Nienawidzę, gdy robi z mojego imienia dwa osobne słowa.

Wychodzę z programu księgowego i wstaję od biurka. Zanim dotrę do drzwi, ścieram z twarzy irytację. Maddie stoi przy otwartej lodówce na beczki, pod jednym z nalewaków, i patrzy na mnie z rozpaczą, szeroko otwierając brązowe oczy. To chucherko z patchworkiem tatuaży na ramionach, które przypominają mi dziecięce naklejki. Jej wojskowe buty i czarne podarte dżinsy w połączeniu z ciemnym eyelinerem i kolczykiem w nosie sprawiają, że mam wrażenie, jakby wróciły nastoletnie czasy, gdy byłam fanką zespołu Paramore.

Rozglądam się po sali i widzę, że Zoey jest zajęta rozmową z grupą obładowanych plecakami turystów. Kiedy przenoszę wzrok z powrotem na Maddie, spostrzegam, że wyciągnęła beczkę do połowy i nie może jej ruszyć dalej.

Podchodzę i pochylam się, by pomóc. Gdy tylko chwytam beczkę, Maddie ją puszcza i się odsuwa.

– Och, dzięki Bogu, próbowałam ją wyjąć przez jakieś dziesięć minut – mówi, masując swoje szczupłe ramiona.

Opieram stalową beczkę na udzie. Zerkam na gości czekających przy barze na piwo. Rzucają mi spojrzenia, które zdają się mówić: „No co się tak guzdrzesz?”.

Wzdycham z irytacją, ale zachowuję uprzejmy wyraz twarzy.

– Nie ma sprawy, Maddie.

Czy nie jestem za młoda na myśli w stylu: „Ach, ta dzisiejsza młodzież”?

– Pójdziesz po drugą beczkę? Na zapleczu jest wózek, na którym możesz ją przywieźć.

Kiwa głową, odwraca się na pięcie i rusza do kuchni. Mam nadzieję, że Santi to zobaczy i zaoferuje jej pomoc. Prostuję się, unosząc pustą beczkę. Jest całkiem lekka, nie rozumiem więc, o co to całe halo. Przecież nie przeszła jeszcze nawet do tej trudniejszej części zadania.

Santi wychodzi przez podwójne drzwi z nową beczką na wózku. Maddie idzie za nim, zadowolona, że udało jej się wciągnąć kolejną osobę w wykonywanie pracy za nią. Santi widzi, że na niego patrzę, i przestaje gwizdać, po czym wzrusza ramionami. Razem wstawiamy nową beczkę do lodówki, podczas gdy Maddie rusza na koniec baru, by obsłużyć opaloną brunetkę o kanciastej twarzy, z krótkimi, muskającymi jej brodę lokami i małym, zadartym nosem. Maddie odkapslowuje butelkę

piwa i podsuwa ją kobiecie, zalotnie obracając na palcu kosmyk farbowanych na srebrno włosów.

Dziękuję Santiemu, a on bez słowa odwraca się i wycofuje do swojej świątyni.

– Przepraszam, chłopaki, dajcie mi jeszcze chwilę. Tylko to podłączę i będziecie mieli swoje piwa.

Stękam, przebiegając dłońmi po rurce, która prowadzi do nalewaka. Przechylam beczkę na kolano i podłączam głowicę do kega. Dźwignia jest śliska i wyślizguje mi się z ręki.

To dzieje się tak szybko, że nie mam nawet szansy, by zasłonić twarz. Piwo pod ciśnieniem zalewa każdy otwór z przodu mojego ciała. Wypełnia oczy, uszy, nawet nos. Jedyne, co czuję, to chmiel. Kaszlę i pluję, a mężczyźni naprzeciwko krzyczą i się śmieją. Zoey dobiega do mnie szybciej, zanim Maddie zdąży się choćby odwrócić. Przyjaciółka zdejmuje beczkę z mojej nogi, podłącza ją, upewnia się, że wszystko gra, po czym zamyka lodówkę.

Policzki mi płoną, całe moje ciało oblewa fala gorąca. Popełniłam typowy błąd nowicjusza. Nie do wiary, że przytrafiło mi się to przy gościach. Piwo kapie mi z nosa i opuszek palców. Dotyk mokrego materiału na ramionach i piersiach napawa mnie obrzydzeniem.

Na szczęście udało się oszczędzić większą część dżinsów. Przynajmniej nie wyglądam, jakbym zmoczyła się w spodnie.

Prostuję się i napotykam spojrzenie Zoey. Zaciska mocno usta, podejmując heroiczną próbę zachowania powagi. Tusz do rzęs spływa mi do oczu, które zaczynają mnie szczypać. Podejrzewam, że wyglądam jak pijany klaun. Usta przyjaciółki drżą od z trudem powstrzymywanego śmiechu. Zasłania je dłonią.

– Chyba pojadę dziś trochę wcześniej do domu – mówię.

Staram się trzymać nerwy na wodzy ze względu na facetów przy barze. Jestem zirytowana i zmartwiona, ale nie zamierzam tego okazywać.

– Bez sensu, po prostu biegnij do sklepu obok. Chase bez przerwy dostaje darmowe próbki ubrań. Na pewno znajdzie ci jakąś koszulkę – odpowiada Zoey.

Weszła w tryb „ciocia dobra rada”, by nie zwracać uwagi na to, jak śmiesznie wyglądam. Bierze z pojemnika kilka papierowych ręczników i rzuca je Maddie, która w końcu zarejestrowała, że powinna pomóc.

– Nie zamierzam pokazywać się Chase’owi w takim stanie. – Wskazuję na przylegającą do ciała bluzkę i spływający po twarzy makijaż.

Zoey prycha.

– Mam plany na wieczór, pamiętasz? Obiecałaś, że popilnujesz baru. Ktoś musi się upewnić, że nie będzie tu pożaru, a Santi ma tyle na głowie, że nie może być jeszcze niańką. – Patrzy wymownie na Maddie. – Więc nie ma tu miejsca na twoje marudzenia.

Piorunuję młodą barmankę wzrokiem. Zanim udaje mi się zadać pytanie, Zoey odpowiada:

– Ona jest młoda, a ty jesteś perfekcjonistką. Głowa do góry.

Wiem, że ma rację i że po prostu jestem wredna. Biorę od niej papierowe ręczniki, żeby zetrzeć z twarzy lepką substancję. Smród jest wszechogarniający, naprawdę cuchnę. Zoey kładzie rękę na biodrze i już wiem, że tej potyczki nie wygram. Zamiast zrobić jej przyjemność i się z nią zgodzić, po prostu odwracam się i ruszam do wyjścia.

Po raz pierwszy mam okazję zobaczyć wnętrze „Taylor’s Landing”. Gdy wchodzę, dzwonek oznajmia moje przybycie. Drzwi zamykają się za mną łagodnie. Pachnie tu tak mocno drewnem i tytoniem, że prawie nie czuję już piwa. Albo po prostu przyzwyczaiłam się do tego smrodu. W „Taylor’s Landing” można kupić odzież trekkingową dla kobiet i mężczyzn, grille, buty i w ogóle wszystko, co może być potrzebne do wędrówki po górach. Pod moimi stopami skrzypi podłoga z tego samego drewna dębowego, które pokrywa ściany. Całość sprawia wrażenie wnętrza chaty z bali.

Poza młodą parą przeglądającą dział z produktami firmy CamelBak jedynym klientem jest tu trzymetrowy wypchany niedźwiedź grizzly w kapeluszu i okularach przeciwsłonecznych. W łapie

trzyma tabliczkę z napisem: „Witamy w Taylor’s Landing!”.

Z korytarza za kontuarem wychodzi Chase. Kiedy na mnie patrzy, na moich ramionach pojawia się gęsia skórka. Za każdym razem, gdy go widzę, nie mogę wyjść ze zdziwienia, że jest taki piękny. Mężczyźni nie mogą być tacy piękni.

Wydaje przeciągły gwizd.

– Co ci się stało?

Odnoszę wrażenie, że ma ochotę się roześmiać, ale nie chce mnie urazić. Ma na sobie błękitną koszulkę, dzięki której jego oliwkowa skóra wydaje się jeszcze ciemniejsza niż zwykle. Po raz pierwszy, odkąd go znam, jest ogolony i zauważam niewielką bliznę na jego brodzie. Mam wielką ochotę przycisnąć do niej usta, ale ostatecznie wracam do rzeczywistości i przypominam sobie, co mnie tu sprowadza.

– Mały wypadek podczas wymiany beczek – wyjaśniam, po czym żartuję, zanim on to zrobi: – Powinieneś zobaczyć tego drugiego gościa.

Podchodzi ze śmiechem do kontuaru. Z jakiegoś powodu wcale mi się nie podoba to, że się śmieje. Czuję, jak narasta we mnie wściekłość, chociaż bliskość Chase’a ją rozprasza. Staje zaledwie kilka centymetrów ode mnie, a potem sięga do przodu i sunie palcem po mojej skórze, od obojczyka do szyi, wywołując dreszcz, który przebiega wzdłuż mojego kręgosłupa. Następnie bierze palec do ust i zlizuje z niego piwo. Na rękach i nogach mam gęsią skórkę i brakuje mi tchu w piersiach. Chase opiera rękę na blacie.

Książka „The End and Then” jest już w sprzedaży online.

---
Artykuł sponsorowany, który powstał przy współpracy z wydawnictwem.


komentarze [1]

Sortuj:
więcej
Niezalogowany
Aby napisać wiadomość zaloguj się
LubimyCzytać  - awatar
LubimyCzytać 05.07.2023 12:00
Administrator

Zapraszamy do dyskusji.

Czytelnicy oznaczyli ten post jako spam Zobacz ten post