Nina Reichter odpowiedziała na Wasze pytania!

LubimyCzytać LubimyCzytać
14.11.2013

Jaki jest przepis na sukces według Niny Reichter? Co nie pozwala jej porzucić pisania, gdy przychodzą chwile zwątpienia? Czy postąpiłaby tak samo, jak bohaterka jej powieści? Odpowiedzi autorki znajdziecie w wywiadzie, którego Wam udzieliła!

Nina Reichter odpowiedziała na Wasze pytania!

Czy wierzy Pani w nieuchronność losu? W to, że ktoś, gdzieś, kiedyś zaplanował nasze życie, że drogi określonych ludzi po prostu musiały się skrzyżować, że stanie się tak, a nie inaczej? Czy wręcz przeciwnie – czuje się Pani kreatorem własnego losu? Wierzy Pani w przypadek czy przeznaczenie?
Magdalena

Czy wierzę w przeznaczenie? Z jednej strony nie, a z drugiej (tu analiza zbiegów okoliczności w życiu niżej podpisanej) – nie wiem. Gdyby podejść do przeznaczenia jako do braku konieczności dokonywania wyborów, to się od tego odżegnuję. Uważam, że najważniejsze jest to, aby wyrobić w sobie poczucie kontroli nad własnym życiem – chociażby to miało okazać się złudnym przeświadczeniem. Jeżeli je w sobie wyrobimy, przestaniemy marzyć, natomiast zaczniemy działać. Z marzeń pozostawionych samym sobie powstają niespełnione ambicje, z działań – osiągnięte cele. Skłaniam się więc ku kreowaniu losu nakładem pracy. Jednak w kwestii przypadkowych spotkań, zbiegów okoliczności mających znamienne konsekwencje, i innych, czasem niewytłumaczalnych spraw, które wpływają na nasze życie – tak, wierzę, że może stać za tym jakiś rodzaj planu. Niestety ten plan możemy dostrzec dopiero patrząc wstecz.

Miała Pani momenty, gdy chciała się Pani przenieść do własnej książki i przywołać do porządku którąś z postaci?
Majka00

Nie, bo moim zadaniem nie jest przywoływanie ich do porządku, a jedynie obserwowanie i relacjonowanie tego, co się dzieje. Gdybym chciała ingerować w to, jak zachowują się postacie, bawić się w cenzora ludzkich postępowań, przypominałoby to Matrix, w którym autor to policjant wiecznie ścigający bohatera, chcący go na siłę wyprostować. To tak nie działa. Natomiast czy miałam ochotę czasem szepnąć: „Wstawaj, jeszcze trochę, nie poddawaj się!” – jasne. Ale przecież w życiu mamy momenty, kiedy aż się prosi, żeby ktoś szepnął nam coś do ucha i naprowadził na właściwe tory. Ale tak się nie dzieje. Opatrzność nie podpowiada, pozwala nam popełniać błędy. Dlaczego więc miałabym strofować bohatera? Nie widzę powodu.

Czy w swojej twórczości stara się Pani przekazać swoje poglądy, rady, jak żyć?
Jemenos

Nie. Myślę, że próba szerzenia życiowych nauk i prawd poprzez powieść o rockmanie to byłby egotyzm, ponadto dość nieznośny. Z drugiej strony ktoś mądry powiedział kiedyś: jeśli chcesz się przekonać, w co tak naprawdę wierzysz, zacznij pisać. Więc chyba nie da się od tego uciec. Wydaje mi się, że można się bardzo zdziwić, czytając po pewnym czasie własne teksty i odkrywając w nich przekonania schowane wcześniej tak głęboko, że nawet nie miało się o nich pojęcia. Więc w pewnym sensie poprzez książki pouczam, jak żyć, ale nie czytelników – przede wszystkim siebie.

Jaki jest Pani przepis na sukces?
Ann

Myślę, że jest taki sam od wieków, w dodatku w kółko powtarzany, ale ludzie nie chcą go przyjąć, bo to niewygodne. Trafnie określił to Tomek Tomczyk: „Patrząc w lustro, widzę kombajn”. Jednak odpowiedź, że za wszystkim stoi mnóstwo pracy, demotywuje. Dlatego ludzie wciąż pytają. Liczą, że za setnym razem usłyszą co innego. Kilka lat temu pojawiła się na rynku taka książka, bardzo popularna, „Sekret” Rhondy Byrne. Przeczytałam ją z ciekawością, choć unikam poradników. Mówiła o tym, by wizualizować spełnienie marzeń, przyciągać dobrą energię, myśleć dużo o szczęściu. Idea mi się podobała, bo zawierała pozytywny przekaz, ale obawiałam się, że sedno sprawy zostanie źle zrozumiane. Niedawno natrafiłam w sieci na wywiad z jedną z osób, która wypowiadała się w tej książce w charakterze mentora. To był mężczyzna, z zawodu psycholog. Powiedział, że jakiś czas po ukazaniu się książki, zaczęli się do niego zgłaszać ludzie, którzy – zamiast działać i wspierać swoje działanie pozytywnym nastawieniem – zastosowali się do jej rad poprzez założenie rąk, czekanie na mannę z nieba i wysyłanie w kosmos pozytywnej energii. Uwierzyli, że przeznaczenie samo zaprowadzi ich do celu. I jedyne, co przyciągnęli, to długi. Dlatego wolę brać odpowiedzialność za własne porażki, bo wtedy mogę brać także odpowiedzialność za sukcesy. I staram się nie mieć roszczeniowej postawy. Wciąż się tego uczę.

Czy jest jakaś część Pani twórczości, Pani książki, którą mogłaby Pani uznać za porażkę?
Alina

Wszystko, co uznaję za porażkę, wyrzucam, zanim tekst trafi do druku. Choćby miało to dotyczyć jednego zdania, które gdzieś tam mnie mierzi. Więc nie, w książce nie ma takich fragmentów.

Z doświadczenia wiem, że najtrudniejsze to wytrwać w tworzeniu, na nowo odnajdować motywację i cel pisania, gdy dotykają nas małe i większe kryzysy. Jak sobie Pani radziła, gdy przychodziły trudniejsze dni? Co stanowiło dla Pani motywację? Co nie pozwalało Pani porzucić pisania, gdy przychodziły chwile zwątpienia?
Meme

Zawsze wychodziłam z założenia, że jeżeli znajdzie się w sobie wystarczająco mocne „dlaczego”, znalezienie „jak” pozostanie tylko kwestią czasu. Kryzysy – owszem – przychodzą, ale tylko wtedy, gdy się czuje, że można sobie na nie pozwolić. Podczas pisania „Ostatniej spowiedzi” nie dopadł mnie żaden, bo tekst wychodził w odcinkach, więc wiedziałam, że zbyt dużo ludzi czeka na jakikolwiek mój ruch, żebym mogła siedzieć, zbijać bąki i bredzić jakieś bzdury o wenie. Tekst miał być w niedzielę – i był. Oczywiście nie twierdzę, że nie zarywałam przy tym nocy, ale też nie rozkładałam rąk. Myślę, że dobrym sposobem na kryzysy i inne weltschmerze – ostatnio dość zapomnianym – jest kopnąć się w tyłek. Poza tym do robienia rzeczy, które naprawdę chce się robić, żadna motywacja nie jest potrzebna. Natomiast jeśli chodzi o wewnętrznego krytyka, który siedzi na karku i podpowiada, że wszystko jest do chrzanu, myślę, że warto go wyłączyć na czas pisania pierwszej wersji tekstu. Pierwsza wersja to szkic – i nie mówię tego jako osoba z wielkim doświadczeniem, powtarzam za Kingiem. Kiedy pisałam pierwszą wersję „Ostatniej spowiedzi”, mało wiedziałam o wewnętrznym krytyku – gdybym wiedziała więcej, najpewniej by mnie zabił. Natomiast teraz bardzo lubię wracać do tamtej pierwotnej wersji. Człowiek ma to do siebie, że zapomina jak było, ile poprawił, wyrzucił. I w końcu wydaje mu się, że wszystko, co napisał, wyglądało dokładnie tak, jak teraz: ugładzone i wypolerowane, takie jak w książce. To nieprawda. Za każdym razem, gdy zasiadam do nowych projektów, a wewnętrzy krytyk drze się: „Byłaś taka dobra, gdzie to się podziało?”, otwieram stary plik i czytam ten kulawy tekst. Potem porównuję z tym dzisiejszym. Gdybym pozwoliła krytykowi zablokować mnie już na tamtym etapie, żadna seria na pewno by nie powstała. Powstałoby natomiast mnóstwo urywków, zasiedlających ciemny kąt na dysku i karmiących wyrzuty sumienia. Dlatego staram się uciszyć krytyka, gdy pracuję nad czymś nowym (choć to trudne – każdy, kto napisał w życiu więcej, niż tylko broszurkę informacyjną, dobrze wie, o czym mówię).  Jednak nie pozbywam się krytyka całkowicie. Solennie mu przyrzekam, że pozwolę mu się wykrzyczeć przy pierwszej redakcji, potem drugiej i kolejnych. Wtedy jego rady są nieocenione, więc dotrzymuję danego mu słowa.

W jaki sposób pokazałaby Pani treść książki osobie, która jest niema, głucha i niewidoma? Jak oddać przesłanie, czuły dotyk, słowa tworzące historię?
Paulina

To chyba najciekawsze pytanie. Zawsze byłam dość wrażliwa muzycznie. Uważam, że poprzez muzykę można oddać emocje jeszcze lepiej niż słowami. Najmocniej działa na mnie muzyka klasyczna i filmowa. Dlatego osoba, której miałabym opowiedzieć tę historię, musiałaby jednak słyszeć. Myślę, że opowiedziałabym ją poprzez delikatny dotyk dłoni. Subtelne muśnięcia, jakby jedna dłoń badała drugą. To chwila spotkania Ally i Bradina, ich noc na lotnisku. W tym dotyku można wyczuć dziecięcą nieśmiałość, lecz też całkiem dorosłą niepewność i strach. Słyszę przy tym Divenire Ludovica Enaudi. Przy Epicon Immediate Music to już inna historia. Świat show-biznesu wkradł się w życie Ally i Bradina, jesteśmy trochę dalej. Widzę kobietę i mężczyznę biegnących w nocy przez las. Ścigani przez gończych potykają się i wstają pospiesznie, słychać ich szybkie oddechy i szczekanie psów. Jest coraz ciemniej, coraz chłodniej, a oni wciąż ścigają się z czasem i z własnym przeznaczeniem. W końcu docierają do przepaści, ale krawędź gruntu jest we mgle. Nie wiedzą, że jeżeli zrobią jeszcze jeden krok, spadną.

No cóż, wychodzi na to, że „Ostatnią spowiedź” można opowiedzieć, biorąc kogoś na jogging. Ale tak na poważnie – chcę, abyście zamknęli oczy i sami się przekonali, co widzicie w myślach, słysząc tę muzykę. Niech ona stworzy dla Was opowieść.

Drugi z wymienionych utworów był jedną z inspiracji podczas pisania „Ostatniej spowiedzi”, więc w moim odczuciu jest z nią mocno związany.

Pisze Pani książki z myślą o kobietach i młodzieży. Jak Pani myśli, jakie uczucia wywoła „Ostatnia spowiedź” w nastoletnich czytelnikach, a jakie w dorosłych kobietach?
mamnamyszy

Myślę, że zupełnie różne. Oczywiście będzie wspólny mianownik. Jednak nastolatki podejdą do postawy głównej bohaterki z dużą dozą buntu. Dorosłe kobiety z uśmiechem Mony Lisy przypomną sobie własne podobne wybory i będą rozumiały, dlaczego Ally dokonuje właśnie takich. Inne płaszczyzny, na jakich powieść jest odbierana, wynikają z doświadczenia życiowego czytelnika. Nastolatki wierzą w to (i oby wierzyły jak najdłużej), że wchodzą w dorosłe życie po to, aby zmienić świat i nadać mu kształt pasujący do ich wyobrażeń. Dorośli już się przekonali, że świat ma wiele twardych reguł, a walcząc z nimi zbyt gorliwie, można sobie co najwyżej obić tyłek. „Ostatnia spowiedź” jest historią o miłości, ale przede wszystkim o ewolucji charakteru, a także o utracie naiwności… i w końcu o godzeniu się z losem. A prawdziwie pogodzić się z losem – niezależnie od wieku – potrafi tylko człowiek dojrzały.

Jak chciałaby Pani być charakteryzowana jako pisarka? Jak chciałaby Pani, aby charakteryzowano czy klasyfikowano to, co Pani tworzy? Czytelnicy rozpływają się nad Pani niezwykłą zdolnością oddawania emocji w tekście – podkreślają, że to unikalny talent. King to mistrz horroru, Coben – przygodowego kryminału. Jak chciałaby Pani, aby klasyfikowano Pani teksty?
Anna

Myślę, że na jakąkolwiek klasyfikację za wcześnie. Przede wszystkim chciałabym, aby czytelnik rozumiał, że mnie nie należy oceniać tylko jeden raz. Pisanie to praca twórcza, i jako taka, podlega nie tylko zmianom nastroju autora, ale też zmianom tematu, w jakim autor uważa, że ma coś do powiedzenia. Oczywiście nie oznacza to, że nie wierzę w specjalizację – prawdopodobnie nigdy nie wezmę się za SF, bo nie mam o nim pojęcia. Jednak uważam, że odbiorcę warto przyzwyczaić – i najlepiej dość szybko – do tego, że piszę rzeczy różnorodne. Daje to na pewno większy komfort pracy.

Z doświadczenia wiem, że najtrudniejsze to wytrwać w tworzeniu, na nowo odnajdować motywację i cel pisania, gdy dotykają nas małe i większe kryzysy. Jak sobie Pani radziła, gdy przychodziły trudniejsze dni? Co stanowiło dla Pani motywację? Co nie pozwalało Pani porzucić pisania, gdy przychodziły chwile zwątpienia?
meme

Zawsze wychodziłam z założenia, że jeżeli znajdzie się w sobie wystarczająco mocne „dlaczego”, znalezienie „jak” pozostanie tylko kwestią czasu. Kryzysy – owszem – przychodzą, ale tylko wtedy, gdy się czuje, że można sobie na nie pozwolić. Podczas pisania „Ostatniej spowiedzi” nie dopadł mnie żaden, bo tekst wychodził w odcinkach, więc wiedziałam, że zbyt dużo ludzi czeka na jakikolwiek mój ruch, żebym mogła siedzieć, zbijać bąki i bredzić jakieś bzdury o wenie. Tekst miał być w niedzielę – i był. Oczywiście nie twierdzę, że nie zarywałam przy tym nocy, ale też nie rozkładałam rąk. Myślę, że dobrym sposobem na kryzysy i inne weltschmerze – ostatnio dość zapomnianym – jest kopnąć się w tyłek. Poza tym do robienia rzeczy, które naprawdę chce się robić, żadna motywacja nie jest potrzebna. Natomiast jeśli chodzi o wewnętrznego krytyka, który siedzi na karku i podpowiada, że wszystko jest do chrzanu, myślę, że warto go wyłączyć na czas pisania pierwszej wersji tekstu. Pierwsza wersja to szkic – i nie mówię tego jako osoba z wielkim doświadczeniem, powtarzam za Kingiem. Kiedy pisałam pierwszą wersję „Ostatniej spowiedzi”, mało wiedziałam o wewnętrznym krytyku – gdybym wiedziała więcej, najpewniej by mnie zabił. Natomiast teraz bardzo lubię wracać do tamtej pierwotnej wersji. Człowiek ma to do siebie, że zapomina jak było, ile poprawił, wyrzucił. I w końcu wydaje mu się, że wszystko, co napisał, wyglądało dokładnie tak, jak teraz: ugładzone i wypolerowane, takie jak w książce. To nieprawda. Za każdym razem, gdy zasiadam do nowych projektów, a wewnętrzy krytyk drze się: „Byłaś taka dobra, gdzie to się podziało?”, otwieram stary plik i czytam ten kulawy tekst. Potem porównuję z tym dzisiejszym. Gdybym pozwoliła krytykowi zablokować mnie już na tamtym etapie, żadna seria na pewno by nie powstała. Powstałoby natomiast mnóstwo urywków, zasiedlających ciemny kąt na dysku i karmiących wyrzuty sumienia. Dlatego staram się uciszyć krytyka, gdy pracuję nad czymś nowym (choć to trudne – każdy, kto napisał w życiu więcej, niż tylko broszurkę informacyjną, dobrze wie, o czym mówię).  Jednak nie pozbywam się krytyka całkowicie. Solennie mu przyrzekam, że pozwolę mu się wykrzyczeć przy pierwszej redakcji, potem drugiej i kolejnych. Wtedy jego rady są nieocenione, więc dotrzymuję danego mu słowa.

Cały wywiad z Niną Reichter możecie przeczytać tutaj.


komentarze [3]

Sortuj:
więcej
Niezalogowany
Aby napisać wiadomość zaloguj się
Valakiria  - awatar
Valakiria 14.11.2013 21:07
Autorka

Bardzo podoba mi się odpowiedź na pytanie o motywację i cel pisania podczas kryzysów. Cóż, może to prostackie co powiem, ale podczas czytania kilkukrotnie powtórzyłam "Dobrze gada, polać jej!" :)

Czytelnicy oznaczyli ten post jako spam Zobacz ten post
Martyna  - awatar
Martyna 14.11.2013 16:43
Czytelnik

Mądra babka. Coraz bardziej ciekawi mnie ta autorka.

Czytelnicy oznaczyli ten post jako spam Zobacz ten post
LubimyCzytać  - awatar
LubimyCzytać 14.11.2013 16:28
Administrator

Zapraszamy do dyskusji.

Czytelnicy oznaczyli ten post jako spam Zobacz ten post