-
ArtykułyPisarze patronami nazw ulic. Polscy pisarze i poeci na początekRemigiusz Koziński40
-
ArtykułyOgromny dom pełen książek wystawiony na sprzedaż w Anglii. Trzeba za niego zapłacić fortunęAnna Sierant6
-
ArtykułyPaul Auster nie żyje. Pisarz miał 77 latAnna Sierant6
-
ArtykułyWyzwanie czytelnicze Lubimyczytać. Temat na maj 2024Anna Sierant978
Biblioteczka
Jak już się człowiek w wakacyjne wieczory naczyta bajek dla dorosłych - z wampirami i seksem :)), to warto czasem sięgnąć po te znane i dobrze pamiętane z dzieciństwa - w każdym razie ja tak mam :)). A jeśli dobre bajki, to oczywiście "Kot Filemon". Przygody tego rozkosznego białego kłębuszka i jego kumpla - markotnego kocura imieniem Bonifacy zawsze wprawiały mnie w doskonały nastrój i nie wierzę, by znalazł sie ktoś, kto myśli inaczej. "Przygody kota filemona", to murowana rozrywka, nawet jeśli ma się więcej niż te kilka lat :))
Polecam z całego serca, również dorosłym, zwłaszcza w deszczowe popołudnia i wieczory - dla mnie to książka na 10!
Jak już się człowiek w wakacyjne wieczory naczyta bajek dla dorosłych - z wampirami i seksem :)), to warto czasem sięgnąć po te znane i dobrze pamiętane z dzieciństwa - w każdym razie ja tak mam :)). A jeśli dobre bajki, to oczywiście "Kot Filemon". Przygody tego rozkosznego białego kłębuszka i jego kumpla - markotnego kocura imieniem Bonifacy zawsze wprawiały mnie w...
więcej mniej Pokaż mimo to
Książka napisana jest w dwóch częściach, więc oczywiście przeczytałam obie od deski do deski i… jestem rozczarowana. Szkoda! Bo potencjał był, tylko pomysł na jego rozwinięcie jakby się autorce rozmył. A tak dobrze się zapowiadało!
Na dzień dobry wita nas wiele obiecująca oprawa graficzna, potem jest dobrze wróżący początek… I na tym koniec, bo autorka za bardzo zapatrzyła się w to, co dobrze znane i oklepane. Niestety z każdą kolejną stroną coraz bardziej odnosiłam wrażenie, że już to gdzieś czytałam. Na dodatek główna bohaterka nie budzi sympatii, a poczynania jej kochanków (wampirów) względem niej, często wołają o pomstę do Nieba. Jakby tego było mało, autorka w pewnym momencie uśmierca tego ciekawszego :(. Po co? Trudno pojąć!
Naturalnie są w książce momenty, że błyska iskierka nadziei na lepsze, ale niestety szybko gaśnie. No i te opisy, jakby żywcem ściągnięte z turystycznych przewodników…
O czym dokładnie są "Księżycowe dni" i jak się to wszystko kończy, tradycyjnie nie zdradzę – jeśli ktoś jest ciekaw, to niech sam przeczyta :), dodam tylko, że to paranormal-romance, więc na 100% są wampiry :), a całość napisana jest prostym, przystępnym językiem.
Książka napisana jest w dwóch częściach, więc oczywiście przeczytałam obie od deski do deski i… jestem rozczarowana. Szkoda! Bo potencjał był, tylko pomysł na jego rozwinięcie jakby się autorce rozmył. A tak dobrze się zapowiadało!
Na dzień dobry wita nas wiele obiecująca oprawa graficzna, potem jest dobrze wróżący początek… I na tym koniec, bo autorka za bardzo zapatrzyła...
Z przeczytaniem tej części czekałam do momentu, aż w sprzedaży ukaże się ostatni tom, żeby na jednym oddechu połknąć obie :). I okazało się, że było warto, bo książka jest zachwycająca, a ja bez czekania mogłam od razu wziąć się za kolejną opowieść z Mrocznego Świata :)
„Cienie”, drugi tom trylogii „W mroku miasta”, w niczym nie ustępują pierwszemu tomowi, chociaż w zupełnie innej konwencji utrzymana jest ich narracja – dynamiczna, niejednoznaczna, przesiąknięta kąśliwym dowcipem i nie stroniąca od wulgaryzmów. Ale czemu się dziwić, skoro główni bohaterowie „Cieni” różnią się od bohaterów „Tajemnic” niemal wszystkim – oczywiście urodą i wiekiem, stylem życia i sposobem jego postrzegania, ale też, co ważniejsze, krewkim temperamentem. Gośka i Leon nie snują się ospale przez życie bez nadziei na to, że jeszcze kiedyś może ich czymś zaskoczyć – oni łapią każdą chwilę i twardo trzymają się swoich wyborów. Że los postawi tych dwoje na jednej drodze, było więcej niż oczywiste, a że urodzi się z tego romans niemal przewidywalne. A jednak autorka nie daje nam w „Cieniach” klarownego romansu, który od pierwszych stron zmierza do oczywistego happy endu. W zasadzie do samego końca nie ma pewności czy ze spotkania zjawiskowo pięknej ludzkiej dziewczyny o bystrym umyśle i twardej osobowości, która docenia uroki niezależności oraz błyskotliwego wampirzego bożka seksu, który nie mniej kocha niezależność, będzie para. Zwłaszcza że w życiu Gośki nieźle namiesza bardzo przyzwoity kolega z pracy imieniem Krzysztof, który okaże się doskonałym materiałem na męża. Dla dobiegającej trzydziestki kobiety, której krótkie romanse bez przyszłości zaczynają odbijać się czkawką, nie będzie to bez znaczenia.
Oczywiście w tle romansowych (i nie tylko) perypetii głównej bohaterki wciąż toczy się bezwzględna walka o przetrwanie Rodzaju, w której niepoślednią rolę odegrają: Leon, Karl i Gerard – Szkot, znany z pierwszego tomu, a pomogą im berlińskie wampiry z ich charyzmatycznym wodzem Arnulfem i łowcy, wśród których główną rolę odegra przekorna i konfliktowa Karina Bauer – dziewczyna o niewyparzonym języku.
Nową postacią w powieści jest też śliczna i spostrzegawcza jak mało kto Zuzka, która tajemnicę Rodzaju wyczuje w lot. Oczywiście nie zdradzę jak i kiedy, bo to każdy może doczytać sam :)
W „Cieniach” znów spotykamy Kaśkę i Bogusława, których miłość wydaje się tak zagmatwana, że trudno będzie losowi znaleźć dla nich sensowne wyjście z tej patowej sytuacji.
Reasumując, autorka znów daje nam wciągającą, wielowątkową powieść, w której akcja goni akcję, tym razem wędrując między Poznaniem a Berlinem, i w której romans kwitnie, nie szczędząc czytelnikowi soczystych szczegółów :), i to nie tylko ten pierwszoplanowy. W dodatku powieść, jak „Tajemnice”, napisana jest barwnym stylem nie stroniącym od dowcipu, jednocześnie dynamizmem oddająca temperament głównych bohaterów. Ale najlepszy kąsek autorka zostawia na koniec, ponieważ zakończenie po prostu rozkłada czytelnika na łopatki. W najśmielszych pomysłach na finał tego paranormal-romansu nie sposób było się takiego spodziewać :)!!!
Jedyne, co mnie w książce rozczarowało, to okładka. Po idealnie oddającej klimat i mroczną stronę powieści okładce „Tajemnic” można było oczekiwać, że w drugim tomie oprawa też będzie korelować z treścią – niestety :( – choć pozornie tak się zdaje, to jednak obraz z okładki jest jedynie nieudolną próbą nawiązania do treści.
Książkę szczerze polecam! Jak dla mnie to doskonała lektura na chłodne wakacyjne wieczory :)
Z przeczytaniem tej części czekałam do momentu, aż w sprzedaży ukaże się ostatni tom, żeby na jednym oddechu połknąć obie :). I okazało się, że było warto, bo książka jest zachwycająca, a ja bez czekania mogłam od razu wziąć się za kolejną opowieść z Mrocznego Świata :)
„Cienie”, drugi tom trylogii „W mroku miasta”, w niczym nie ustępują pierwszemu tomowi, chociaż w...
„W mroku miasta. Szepty”, to oczywiście kolejna mieszana para w kolejnej odsłonie intrygującej opowieści.
Będący dotąd wielką zagadką Chwalimir wreszcie ukazał swoje ludzkie oblicze, nie tracąc przy tym na charyzmie i przebiegłości. Pomysł na pozbycie się Olafa oraz wielkie świętowanie wampirów – genialne! Przypowieść o Cieniach Nocy i zabieg z nieodwracalnie okaleczonym wampirzym ciałem też nietuzinkowe.
Podobnie nieschematycznych wątków w książce jest naturalnie więcej. Sam wątek romansowy, jaki rozwija się pomiędzy głównymi bohaterami też trudno zaliczyć do typowych. Słowem – biorąc do ręki książki Pani Rewers, musimy zapomnieć o ogranych pomysłach i sztampowych rozwiązaniach.
Przeurocza Zuzka, którą pamiętamy z II tomu, chociaż wydawałoby się, że to już niemożliwe, w III tomie jeszcze bardziej rozkwitła. Czaruje czytelnika szczególnym urokiem i bawi zdumiewającą pomysłowością oraz bezkrytyczną akceptacją tego, co dotąd było jej nieznane, czy wręcz wydawało się nieprawdopodobne.
Co do reszty bohaterów… Jednych spotkała zasłużona kara, innych długo wyczekiwane szczęście, czyli losy wielu z nich zostały określone, bo to w końcu finał opowieści. A jednak pewne wątki wciąż zdają się niedomknięte, jak gdyby autorka zostawiała sobie furtkę, żeby do Mrocznego Świata powrócić, za co trzymam kciuki :).
Okładka tym razem znowu bezbłędna. Wystarczy rzucić okiem i od razu wiadomo, że książka pochłonie Cię do reszty :)
Mogę jedynie dodać, że szkoda, iż z ostatnią stroną „Szeptów” kończy się ten cykl, bo porywa i wciąga świetnie skreśloną fabułą, dobrym stylem i bogatym językiem. Chciałoby się więcej!
„Szepty”, jak i cała trylogia „W mroku miasta” to zdecydowanie powieść na 10!
Polecam!
„W mroku miasta. Szepty”, to oczywiście kolejna mieszana para w kolejnej odsłonie intrygującej opowieści.
Będący dotąd wielką zagadką Chwalimir wreszcie ukazał swoje ludzkie oblicze, nie tracąc przy tym na charyzmie i przebiegłości. Pomysł na pozbycie się Olafa oraz wielkie świętowanie wampirów – genialne! Przypowieść o Cieniach Nocy i zabieg z nieodwracalnie okaleczonym...
Sięgnęłam po „Idealne matki” na fali popularności książki po nakręceniu filmu i… przeżyłam WIELKIE rozczarowanie!
Mamy tu niebanalny temat, kontrowersyjne relacje łączące głównych bohaterów i scenerię, w której można było wykreować dającą do myślenia, intrygującą powieść, a jednak autorka spłyciła ten cały potencjał, który życie (jak niesie wieść) podało jej na tacy, serwując czytelnikowi bezbarwne sprawozdanie i okrawając historię do minimum.
Jak napisała w komentarzach jedna z czytelniczek:
„Historia może ciekawa, ale przekaz bardzo prosty, zdania krótkie, same suche fakty - "Ian wrócił do domu. Roz poszła na plażę. Lil wyszła na spacer. Tom poszedł do domu Lil". Czasami musiałam się chwilę zastanowić, kto gdzie poszedł, bo wszystko było ujęte w jednej linijce. Wydaje mi się, że gdyby nie nakręcony film, książka byłaby niezauważona.”
Ktoś inny napisał:
„Zachęcająca okładka i nazwisko noblistki to niestety nie zawsze udana książka. Ta jest wręcz rozczarowaniem. Infantylna i płytka jak woda na plaży gdzie rozgrywa się akcja o ile można 'to' nazwać akcją.”
I to właśnie jest sedno!!
Nigdy dotąd nie posiłkowałam się cudzymi komentarzami, ale to są dokładnie moje myśli! Takie same wrażenia miałam, czytając tę książkę, więc pozwoliłam sobie na te cytaty.
Takich komentarzy jest oczywiście bez liku, bo rzecz sprowadza się do jednego - w tej książce nie ma nic, czego można by oczekiwać po twórczości uznanego pisarza. Trudno nawet mówić w niej o stylu, bo „Idealne matki” nie mają stylu. Nie wiem jak komu, ale mnie się „coś takiego” bardzo źle czyta, dlatego podpisuję się pod słowami tych i wielu podobnych komentarzy obiema rękami.
W kontekście tak napisanej książki (a właściwie książeczki, za co chwała Bogu!), jak wiele osób przede mną, czuję się w obowiązku odnieść tu do filmu. Biorąc pod uwagę płytkość literackiej wersji „Idealnych matek”, bez wątpienia ogromny podziw należy się jego twórcom. Jakimś cudem udało im się z tej odartej ze wszelkiej poetyki recenzji zdarzeń pióra Pani Lessing stworzyć zatopione w bajecznej scenerii arcydzieło - poruszający, plastyczny obraz, pełen poetyki i uczuciowości, traktujący o ludzkich dylematach i trudnych wyborach wobec tego, co słuszne czy niesłuszne.
Nie znam innych utworów Pani Lessing, ale przyznam szczerze, że, mimo iż to noblistka, jakoś nie kwapię się, żeby sięgnąć po następne.
Książka na 2 , za to film na 10!
Film polecam z całego serca natomiast książkę… jak kto chce :).
Sięgnęłam po „Idealne matki” na fali popularności książki po nakręceniu filmu i… przeżyłam WIELKIE rozczarowanie!
Mamy tu niebanalny temat, kontrowersyjne relacje łączące głównych bohaterów i scenerię, w której można było wykreować dającą do myślenia, intrygującą powieść, a jednak autorka spłyciła ten cały potencjał, który życie (jak niesie wieść) podało jej na tacy,...
Ludwik Jerzy Kern to klasa sama w sobie!! Dowcip i polot, jakich ze świecą szukać, więc nie będę się tu wielce rozpisywać, bo o mistrzu Kernie można powiedzieć tylko jedno - POLECAM!!! Każdemu i zawsze! Bo czyż rozkoszny Pinio samym imieniem nie chwyta za serce :)? A że to bajka?... Skoro taki geniusz mógł bajkę napisać, to my malutcy możemy ją czytać, bez względu na wiek :)) Zwłaszcza że "Proszę słonia" to książka na murowana dychę, a jak by się dało, to i na sporo, sporo więcej :))
Ludwik Jerzy Kern to klasa sama w sobie!! Dowcip i polot, jakich ze świecą szukać, więc nie będę się tu wielce rozpisywać, bo o mistrzu Kernie można powiedzieć tylko jedno - POLECAM!!! Każdemu i zawsze! Bo czyż rozkoszny Pinio samym imieniem nie chwyta za serce :)? A że to bajka?... Skoro taki geniusz mógł bajkę napisać, to my malutcy możemy ją czytać, bez względu na wiek...
więcej Pokaż mimo to