rozwiń zwiń

Opinie użytkownika

Filtruj:
Wybierz
Sortuj:
Wybierz

Na półkach: , ,

Ciekawy opis, wysoka ocena, wieczna kolejka w bibliotece. Gwarancja satysfakcjonującej lektury? Niekoniecznie. Nie. Zdecydowanie nie. Bo to była bardzo zła książka, w której wszystko, absolutnie wszystko poszło źle. Może po kolei.
Bohaterowie. Lepiej poznajemy dwójkę: Gabriela, w którego postać zupełnie nie uwierzyłam. Był jakiś niedopracowany, więc kiedy opowiadał o swojej życiowej tragedii, zupełnie mnie to nie zainteresowało. Drugą bohaterką była Alicja. Właściwie to nie wiem czy można ją uznać za wiarygodnie wykreowaną, ale na pewno była denerwująca. Poczekałam dłuższy czas z napisaniem tej recenzji żeby nieco opadły negatywne odczucia, ale nieodmiennie zastanawia mnie, jak to się stało, że miałam nieustanną ochotę udusić postać, której powinnam kibicować. Paskudny charakter, nieracjonalne, egoistyczne decyzje i rozumowanie. Słowem: dramat.
Fabuła. Pościgi, ucieczki, tajemnicza postać sterująca poczynaniami naszych bohaterów (być może seryjny morderca?), odkrywanie mrocznej przeszłości. A ja się nudziłam. Doprawdy, porywające to było.
Zakończenie. Moja wisienka na torcie. Może z powyższego opisu trudno uwierzyć, ale ja naprawdę liczyłam, że będzie porządne. Jakoś połączy te wszystkie okropne elementy w całość. Uratuje ten tonący okręt. Ale nie. Zakończenie było najgorsze. Nie wiedziałam czy śmiać się czy płakać. Za to wiem na pewno, że byłam mocno zażenowana.
Mimo, że książka zbiera tak wysokie oceny i pozytywne recenzje, odradzam ją gorąco (czy może ozięble, bo ciepłych słów z siebie nie wykrzesałam). Nie wiem czy spotkałam się kiedyś z czymś tak rozczarowującym i po prostu bardzo, bardzo złym.

Ciekawy opis, wysoka ocena, wieczna kolejka w bibliotece. Gwarancja satysfakcjonującej lektury? Niekoniecznie. Nie. Zdecydowanie nie. Bo to była bardzo zła książka, w której wszystko, absolutnie wszystko poszło źle. Może po kolei.
Bohaterowie. Lepiej poznajemy dwójkę: Gabriela, w którego postać zupełnie nie uwierzyłam. Był jakiś niedopracowany, więc kiedy opowiadał o...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

„Liczę palce u nóg.(…) To bajeczne towarzystwo, bo zawsze wychodzi na to, że jest ich tyle samo.”

Ostatnio miałam z panem Kingiem problem. Sięgałam po kolejne książki, które wydały mi się mocno przeciętne i nie zachęcały do zapoznawania się z innymi propozycjami tego autora. Postanowiłam spróbować z jakąś starszą powieścią i wybór padł na „Wielki marsz”, napisany pod pseudonimem Richard Bachman. I to był wreszcie dobry strzał. Zastanawiałam się czy można w tej powieści znaleźć jakieś znaczące minusy, ale nic nie przyszło mi na myśl. Pozornie historia jest bardzo prosta. Stu amerykańskich chłopców zgłosiło się do wielkiego marszu. Stawką jest spełnienie jednego, dowolnego życzenia. Wygra tylko jeden, pozostali muszą zginąć.
I o tym jest właśnie ta książka. O idących chłopcach. Niby nic, a trzymało w napięciu od początku do końca. Całe zawody obserwujemy z perspektywy Raya Garratego. Uczestnik pochodzący ze stanu Maine rozmawia z innymi biorącymi udział w marszu chłopcami. Poznajemy historie kilku z nich. Dowiadujemy się, dlaczego zdecydowali się na udział w tej śmiertelnie niebezpiecznej zabawie i wraz z głównym bohaterem przywiązujemy się do nich, ponieważ autor pokazał tu swoją nieprawdopodobną zdolność do kreowania rzeczywistych postaci. Patrzymy jak zmienia się ich zachowanie i przekonania pod wpływem ciągłego zagrożenia i liczymy, że mimo zasad gry, według, których 99 musi zginąć, jakoś uda im się przetrwać.
Lektura tej powieści wywołała u mnie dużo emocji i bez wahania polecę ją zarówno czytelnikom znającym już prozę Kinga, jak i tym, którzy dopiero rozpoczynają swoją przygodę z tym autorem.

„Liczę palce u nóg.(…) To bajeczne towarzystwo, bo zawsze wychodzi na to, że jest ich tyle samo.”

Ostatnio miałam z panem Kingiem problem. Sięgałam po kolejne książki, które wydały mi się mocno przeciętne i nie zachęcały do zapoznawania się z innymi propozycjami tego autora. Postanowiłam spróbować z jakąś starszą powieścią i wybór padł na „Wielki marsz”, napisany pod...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Po zakończeniu powieści odetchnęłam z ulgą, ale nie oznacza to, że wstrzymywałam oddech bez reszty zaangażowana w losy bohaterów. Cieszyłam się, że wreszcie dobrnęłam do końca. Pomysł na fabułę może mało oryginalny, ale dobry. Niestety, potencjał nie został wykorzystany, a ja strasznie się wynudziłam w trakcie lektury. Przez pierwsze trzysta stron historia niemiłosiernie powoli toczyła się do przodu, dopiero ostatnia setka nabrała nieco dynamiki. Dostaliśmy więc nieprzyzwoicie długi wstęp prowadzący do właściwych wydarzeń.
Denerwująca była również główna bohaterka, a zarazem nasza narratorka. Młoda, dobra, zdolna i oczywiście piękna Stella Whittaker, równocześnie postać pozbawiona wyrazu, nie podbiła mojego serca. Zarówno jej przemyślenia, jak i chęć zostania kobietą "światową", były naiwne i irytujące. Zdawało się również, że straconą wydawała się konwersacja, w której pianistka nie posłużyła się elokwentnym "och". Z kolei jej ukochany, Harri Reznik, był według mnie niedopracowany, jakby pominięty (chociaż Stella wciąż o nim wspomina). Być może dlatego nie bardzo przemawiała do mnie wielka miłość wspomnianej dwójki.
Na plus można autorce zapisać w części otwarte zakończenie, postać doktora Zaslavskiego, oraz wątek z Frankiem Reece. Te drobne, ale dobre elementy nie zmienią jednak faktu, że nie będę dobrze wspominać tej powieści i nikomu jej nie polecę.

Po zakończeniu powieści odetchnęłam z ulgą, ale nie oznacza to, że wstrzymywałam oddech bez reszty zaangażowana w losy bohaterów. Cieszyłam się, że wreszcie dobrnęłam do końca. Pomysł na fabułę może mało oryginalny, ale dobry. Niestety, potencjał nie został wykorzystany, a ja strasznie się wynudziłam w trakcie lektury. Przez pierwsze trzysta stron historia niemiłosiernie...

więcej Pokaż mimo to