rozwiń zwiń

Opinie użytkownika

Filtruj:
Wybierz
Sortuj:
Wybierz

Na półkach:

Czytam jakby od końca, bo zacząłem od Gniewu, a skończę na Uwikłaniu. Cykl o Teo Szackim to z pewnością najlepszy cykl kryminalny jaki dane mi było czytać, ale przyznam, że nie jestem fanem gatunku.
Jedno co mnie denerwuje - ciągłe, nachalne i nieprawdopodobnie irytujące wtręty okołopolityczne i światopoglądowe. Ja rozumiem, że autor ma prawo do politycznej orientacji a główny bohater to niejako alter-ego autora, ale pseudosarkastyczne i szczeniackie w gruncie rzeczy uwagi dotyczące "pijanych narodowców" są żenujące i nie licują w sumie w całością książki. Ok, może w 2009 kiedy powstawała książka, naigrywanie się patriotyzmu było cool, ale warto czasami wziąć pod uwagę, że czytelnicy mają przeróżne poglądy polityczne, niekonicznie skrajnie lewicowe - a takie zdaje się mieć pan Miłoszewski.

Czytam jakby od końca, bo zacząłem od Gniewu, a skończę na Uwikłaniu. Cykl o Teo Szackim to z pewnością najlepszy cykl kryminalny jaki dane mi było czytać, ale przyznam, że nie jestem fanem gatunku.
Jedno co mnie denerwuje - ciągłe, nachalne i nieprawdopodobnie irytujące wtręty okołopolityczne i światopoglądowe. Ja rozumiem, że autor ma prawo do politycznej orientacji a...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach:

Każdy dobry film można zepsuć marnym zakończeniem. Jeśli ta sama zasada dotyczy książek, to "Bezcenny" jest tego doskonałym przykładem. Miłoszewski, niestety nie po raz pierwszy, pokazuje, że jest anty-mistrzem finiszy fabularnych. To co z początku zapowiadało się jako arcyciekawa powieść szpiegowska, to co później przeradza się w niezłą fabułę przygodową z wątkiem politycznym ostatecznie niestety kończy się wydmuszką. Nie napiszę nic więcej, żeby nie zdradzać pointy ale... szkoda :-/ Warto przeczytać, chociażby dla samej intrygi i kilku ciekawostek ze świata sztuki, ale moim zdaniem Miłoszewski nie stanął na wysokości zadania.

Każdy dobry film można zepsuć marnym zakończeniem. Jeśli ta sama zasada dotyczy książek, to "Bezcenny" jest tego doskonałym przykładem. Miłoszewski, niestety nie po raz pierwszy, pokazuje, że jest anty-mistrzem finiszy fabularnych. To co z początku zapowiadało się jako arcyciekawa powieść szpiegowska, to co później przeradza się w niezłą fabułę przygodową z wątkiem...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach:

Przeczytałem głównie ze wstydu, że jako fan SF nie miałem jej dotychczas w rękach.
Przeczytałem i w zasadzie mam wrażenie, że za rok nie będę o niej za bardzo pamiętał. Jest mi trochę przykro, bo to pewnie jakiś rodzaj profanacji, ale "Diuna" mnie nie zachwyciła.
Oczywiście chylę czoła przed Herbertem za zbudowanie potężnego uniwersum, ze wszelkimi jego atrybutami: dynastiami, historią, językiem, zależnościami politycznymi itp. jednak to wszystko co mnie poruszyło w tej powieści. Reszta to w mojej opinii niestety dość prosta historia wygnanego księcia próbującego powrócić na tron. Taaak, wiem, że to tylko wstęp do historii i że oceniać tak "Diunę" top tak jakby obejrzeć tylko pilot serialu, ale mnie ta książka nie zainteresowała na tyle, żeby sięgnąć po dalsze części. W szczególności drażniący jest potwornie nadęty sposób narracji i dialogów. Wszystko jest tu do bólu patetyczne a przedziwne zwyczaje ludu Fremenów traktowane z irytującą powagą.
Słowem - doceniam Herberta, ale jednak "Diuna" nie dla mnie.

Przeczytałem głównie ze wstydu, że jako fan SF nie miałem jej dotychczas w rękach.
Przeczytałem i w zasadzie mam wrażenie, że za rok nie będę o niej za bardzo pamiętał. Jest mi trochę przykro, bo to pewnie jakiś rodzaj profanacji, ale "Diuna" mnie nie zachwyciła.
Oczywiście chylę czoła przed Herbertem za zbudowanie potężnego uniwersum, ze wszelkimi jego atrybutami:...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach:

Sapkowski niestety kompletnie poza formą.
Na początek wyznam - jestem absolutnym fanem prozy Sapkowskiego. "Wiedźmina" czytałem 3 lub 4 razy, "Narrenturm" dwukrotnie i to na pewno nie koniec, bo do dzieł Sapka uwielbiam wracać. Jestem skłonny zaryzykować stwierdzenie, że (może obok Dukaja) Sapkowski to najlepszy pisarz jakiego polskie plemie wydało w ostatnich 30 latach.
Z tym większą niecierpliwością czekałem aż "Sezon burz" znajdzie się na mojej półce. Byłem bardzo ciekaw, jakie to historie Geralta tym razem opowie nam Sapkowski, a w szczególności w jakich realiach osadzi fabułę.
Skończyłem czytać i niestety poczułem potworny niedosyt, który z reszta towarzyszył mi od pierwszych stron.
Kim jest bohater tej książki? Bo na pewno nie jest to Geralt jakiego znam... Ok, siedmioksiąg opisuje historię na przestrzeni kilkunastu (a może i więcej) lat. Wiedźmin w tym czasie przechodzi niemałą metamorfozę ale jednak zachowuje swój specyficzny rodzaj poczucia humoru, cynizm, obojętność lub wręcz przeciwnie - nadmierną troskę o otoczenie. Słowem - po spędzeniu nad sagą kilkudziesięciu wieczorów znamy Wiedźmina na tyle dobrze, że jesteśmy w stanie przewidzieć jego zachowanie (to jest moim zdaniem wyznacznikiem dobrej powieści). A w "Sezonie Burz"... Geralt mówi po łacinie (sic!). Nie tylko to - jest na zmianę melancholijny, wylewny, serdeczny i rozmowny. Właściwie tylko w kilku miejscach złapałem go na tym, że zachowuje się jak Geralt którego znam (np. akcja na łodzi). W innych przypadkach jest to po prostu jakiś inny bohater... nie wiem kto to.
Osobna sprawa to fabuła. Do bólu wręcz liniowa. To do czego przyzwyczaił nas Sapkowski, czyli wielowątkowość, gmatwanie fabuły i mieszanie właściwie wszystkich możliwych stylów literackich, tutaj zostało całkowicie porzucone. Geralt podróżuje od lokacji do lokacji, odkrywając kolejne fragmenty układanki. Trochę jak... no właśnie, jak w kiepskiej grze komputerowej typu przygodowego, polegającej na "idź tam, zrób to, dowiedz się tego i wykorzystaj tę informację w rozmowie z tym a tym". Tak dosłownie wygląda fabuła "Sezonu...", przeplatana dodatkowo dyskusjami Geralta z postronnymi ludźmi, co ma pewnie przybliżyć nam jego światopogląd, ale, w mojej opinii, jedynie oddala nas od tego co znamy i lubimy.
Jest jeszcze jedno podobieństwo z grą komputerową - tym razem już konkretnie z "Wiedźminem" wydawnictwa CD Project. Masa drobnych szczegółów dosłownie jakby zaczerpnięta z gry komputerowej, w tym: czarodziej kombinujący z mutacjami, wilkołak pomagający Geraltowi, mafiozo trzesący okolicą, starowinka udzielająca dobrych rad Geraltowi, Vodyanoi, Geralt osadzony w lochu i wiele wiele innych niuansów, których nie sposób nie zauważyć jeśli grało się w grę. Wygląda to trochę tak, jakby Sapkowski, który przecież uczestniczył w pisaniu scenariusza do gry, wpadł na kilka dodatkowych pomysłów fabularnych i postanowił je wprowadzić w życie. Pytanie czy taka właśnie powinna być motywacja do pisania powieści...
Inne z kolei elementy fabuły są o tyle zaskakujące, że kompletnie nie odpowiadające uniwersum Wiedźmina. W "Sadze" nigdzie nie ma mowy o Rissbergu ani o Ortolanie (rzekomo słynnym czarodzieju), znaku Somme, mieście Kerack... Jest tez kilka elementów sprzecznych - np. w "Ostatnim życzeniu" była dość wyraźnie mowa, że do Aretuzy najczęściej trafiały utalentowane dziewczęta z biednych domów, które nie mogły liczyć na zamążpójście. W "Sezonie burz" jest odwrotnie. Na przykładzie Lytty dowiadujemy się, że rodzice płacili spore pieniądze za przyjęcie dziewcząt do szkoły pod Gors Vellen. Nie rozumiem, czemu Sapkowski wprowadził do powieści, która powinna być integralną częścią jakiejś całości, tyle nowych elementów.
Wszystko to niestety sprawia, że mam z "Sezonem burz" problem. Niby jest to element "Sagi" i fan nie może tej powieści nie znać. Niemniej jest to historia tak oderwana od uniwersum Wiedźmina, że nie czytając jej kompletnie nic nie tracimy. Brakuje elementów spajających ją z Sagą czy z opowiadaniami.
Podsumowując - spodziewałem się zdecydowanie więcej. Sapkowski niestety nie sprostał poprzeczce którą sam zawiesił niezwykle wysoko. Pozostaje jedno pocieszenie - od czasów "Sagi", nie sprostał jej też nikt inny.

Sapkowski niestety kompletnie poza formą.
Na początek wyznam - jestem absolutnym fanem prozy Sapkowskiego. "Wiedźmina" czytałem 3 lub 4 razy, "Narrenturm" dwukrotnie i to na pewno nie koniec, bo do dzieł Sapka uwielbiam wracać. Jestem skłonny zaryzykować stwierdzenie, że (może obok Dukaja) Sapkowski to najlepszy pisarz jakiego polskie plemie wydało w ostatnich 30 latach.
Z...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Nie czytałem - słuchałem. W wybitnym wykonaniu Krzysztofa Gosztyły. Kilkadziesiąt godzin rewelacyjnej rozrywki - koncertu wręcz, bo w głosie Gosztyły można się rozpłynąć. Polecam każdemu.
Przesłuchałem, skończyłem... i zacząłem od nowa, bo zdałem sobie sprawę, że nie pamiętam jak się ta książka zaczęła. Bohater przechodzi w niej tak niesamowitą metaforę - od niskiego, zahukanego, bojaźliwego i słabego kupca, bo wysokiego, barczystego hegemona, budzącego lęk królów, że zaraz po zakończeniu przygody trzeba przypomnieć sobie go takim jakim poznajemy na początku.
Dukaj pisze po mistrzowsku. W zasadzie historia nie jest tu skomplikowana - mogłaby wydarzyć się w każdej innej scenerii i rzeczywistości, ale to właśnie te realia, wytwór nieograniczonej chyba wyobraźni autora, stanowią smak tej książki.
Pisarz z nieprawdopodobną łatwością operuje trudnym słownictwem, mieszając kilka języków, a nie mówi przecież o rzeczach prostych. Napisanie filozoficznej rozprawy o takiej złożoności, nawet w pospolitej polszczyźnie, byłoby nie lada osiągnięciem.
Dotychczas za najlepszego polskiego pisarza uważałem Sapkowskiego. Od teraz Dukaj wkracza na podium.

Nie czytałem - słuchałem. W wybitnym wykonaniu Krzysztofa Gosztyły. Kilkadziesiąt godzin rewelacyjnej rozrywki - koncertu wręcz, bo w głosie Gosztyły można się rozpłynąć. Polecam każdemu.
Przesłuchałem, skończyłem... i zacząłem od nowa, bo zdałem sobie sprawę, że nie pamiętam jak się ta książka zaczęła. Bohater przechodzi w niej tak niesamowitą metaforę - od niskiego,...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach:

Czytając tę książkę, trzeba pamiętać kiedy została napisana - w 1955 roku. 10 lat po zakończeniu Drugiej Wojny Światowej, 5 lat przed pierwszym lotem kosmicznym, 14 lat przed pierwszym lądowaniem na księżycu. W czasach kiedy nikomu nawet nie mogło się śnić o komputerach wielkości dłoni, o dostępności komunikacji bezprzewodowej - ba, nawet kolorowa telewizja wydawała się nowinką.
W tym to roku Asimov stworzył fabułę, którą nawet dziś ciężko jest pojąć rozumem nieprzyzwyczajonym do fanstastyki naukowej. Z pewnością nie brakuje w niej sprzeczności i niedopowiedzień. Momentami jest sprzeczna sama w sobie, ale wszystko to można wybaczyć autorowi. Asimov - mistrz!

Czytając tę książkę, trzeba pamiętać kiedy została napisana - w 1955 roku. 10 lat po zakończeniu Drugiej Wojny Światowej, 5 lat przed pierwszym lotem kosmicznym, 14 lat przed pierwszym lądowaniem na księżycu. W czasach kiedy nikomu nawet nie mogło się śnić o komputerach wielkości dłoni, o dostępności komunikacji bezprzewodowej - ba, nawet kolorowa telewizja wydawała się...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to