HAP

Profil użytkownika: HAP

Nie podano miasta Nie podano
Status Czytelnik
Aktywność 4 lata temu
2
Przeczytanych
książek
2
Książek
w biblioteczce
2
Opinii
12
Polubień
opinii
Nie podano
miasta
Nie podano
Dodane| Nie dodano
Nieregularnik podcastowy o kulturze, wszechświecie i całej reszcie. Na podcast zapraszają Mits. oraz Gin! ♥

Opinie


Na półkach: , ,

Lektura „Szewców” doprowadziła mnie do dwóch głównych wniosków:

1. Dziesięć lat po szkole nic a nic się nie zmieniło. Dalej czytam lektury na ostatni moment. Co z tego, że ciekawa książka, deadline zawsze odrzuca, przecież można przeczytać pięć innych książek, czyż nie?
2. Panie Witkacy, czuję się przez pana głupia. Jak mógł mi to pan zrobić, eh.

Wybrałam „Szewców” w ramach #WyzwanieLC2019 i był to wybór bardzo prosty: i tak ostatnio już czytam Witkacego („Nikotyna, Alkohol, Kokaina, Peyotl, Morfina, Eter + Appendix + Niemyte dusze” w ramach zmiany perspektywy po przeczytaniu „Drzwi percepcji” Huxleya), a do tego uwielbiam absurd i groteskę. Co mogłoby pójść źle?

W sumie źle nie poszło nic, ale było to przeżycie. Przyznam, że dzięki mojej polonistce w szkole przeczytałam z lektur mało co (nie moja wina, że patrząc na spis lektur pogardziła Orwellem czy Kafką, których akurat przeczytałam, czy właśnie Witkiewiczem), tak więc z „Szewcami” był to mój pierwszy kontakt. I w sumie się cieszę. Gdybym to czytała w liceum to nie dotarłoby do mnie absolutnie nic. Nic a nic. Ani troszeczkę. Ni odrobinkę.

To była dzika przejażdżka pod względem językowym. Doceniam bardzo górę neologizmów, odniesień, regionalizmów i innych, które się tam przewijają. A wyzwiska w „Szewcach” to czysta poezja. Ale czasami zwyczajnie ciężko nadążyć i zrozumieć.

A do zrozumienia jest dużo, nie tylko w warstwie językowej, ale i znaczeniowej. I tu poczułam się bardzo głupia, może przydałoby się, żebym więcej traktatów i tekstów Witkacego poczytała, może bardziej się orientowała w szczegółach sytuacji politycznej tamtego czasu, może w ogóle jakoś bardziej ogarniała życie, ale chwilami było ciężko i dalej zastanawiam się nad interpretacją niektórych rzeczy, które tam się pojawiały. Czytać po polsku i nie rozumieć to ciężka i smutna sprawa.

Witkacy przedstawia w tym dramacie swoją opinię na temat polityki, rewolucji i ustrojów, krytykuje i wyśmiewa, dyskutuje o podziałach społecznych, o metafizyce i uczuciach, o sztuce i o podstawowych żądzach rodzaju ludzkiego.

Poprzez groteskę, erotykę i politykę eksploruje zmieniające się pozycje społeczne i to, jak ludzie sobie radzą z powierzoną im władzą i odpowiedzialnością. Mamy Szewców, najpierw część najniższej grupy społecznej, przepracowanych i zmęczonych życiem, nienawidzących swojego losu, którym następnie praca zostaje odebrana, a z nią chęć do życia i sens istnienia, bo lenistwo okazuje się być katorgą. Kiedy zaś drogą rewolucji zdobywają władzę, nie wiedzą co z nią zrobić, a chwilę potem i tak przychodzi rewolucja kolejna, tym razem technokratyczna i znów wszystko się zmienia. Mamy prokuratora Scurvy’ego kierowanego swoimi niespełnionymi żądzami erotycznymi, masochistę (a jednocześnie sadystę wobec ludu), lubującego się w egzekucjach. Mamy w końcu również Księżną, wyzwoloną femme fatale, symbol pożądania, która dzięki erotyzacji swojej postaci zawsze przetrwa i zawsze znajdzie się przy władzy, mając w garści czy to prokuratora, czy też szewców, czy zapewne potem, jako piękny ptaszek w klatce, również dygnitarzy, niosących nową władzę, mechanizację i automatyzację.

Witkacy ukazuje zmieniającą się politykę i poglądy, a następnie poprzez absurd, wyzwiska, hiperbole i erotykę krytykuje różnorakie perspektywy, stawia tezy polityczne i filozoficzne, pośród nonsensu poszukuje sensu, drogi i wieszczy marną przyszłość. A przy tym wszystkim zestawia człowieka, który dzierżąc władzę, powinien być światły, oddany głębszym uczuciom i wartościom, z podstawowymi żądzami ludzkimi, które niezmiennie, nawet w polityce, zajmują znaczącą pozycję i kierują działaniami jednostki.

Nie była to lektura łatwa, była za to niezwykle interesująca i z pewnością jeszcze nie raz sięgnę po Witkiewicza, bo, mimo że może nie zawsze się z nim zgadzam, to fascynuje mnie jego cięty język, poruszana tematyka i warsztat literacko-dramatyczny. Dużo czytuję rzeczy powiązanych z absurdem, groteską czy nonsensem, ale czegoś podobnego na razie czytać okazji nie miałam. Warto było.

Lektura „Szewców” doprowadziła mnie do dwóch głównych wniosków:

1. Dziesięć lat po szkole nic a nic się nie zmieniło. Dalej czytam lektury na ostatni moment. Co z tego, że ciekawa książka, deadline zawsze odrzuca, przecież można przeczytać pięć innych książek, czyż nie?
2. Panie Witkacy, czuję się przez pana głupia. Jak mógł mi to pan zrobić, eh.

Wybrałam „Szewców” w...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Pamiętam, że przy tej lekturze cierpiałam bardziej niż główny bohater cierpiał tęskniąc za Lotą. Nie mogłam znieść marudzenia Wertera i jego weltschmerzu. Pamiętam, że ledwie doczytałam do końca, wołając „Giń!”, a gdy się okazało, że „nawet tego porządnie nie umiał zrobić”, irytowałam się jeszcze bardziej.

Myślę, że przez pryzmat lat i doświadczeń patrzę na tę lekturę nieco inaczej. I nie zrozumcie mnie źle – nadal Werter mnie wkurza w tych miejscach, gdzie opowiada o swoim niebiańskim aniele. Po prostu jego ślepe zauroczenie, obsesja wręcz nadal wywołuje u mnie nieprzyjemny dreszcz i chęć rzucenia książką w ścianę. Jednakże muszę przyznać, że po latach nabrałam do Wertera nieco więcej cierpliwości. Wydaje mi się nawet osobą ciekawą, z którą bym się porozumiała – o ile oczywiście byłby się na chwilę w stanie oderwać od rozmyślań o Locie. Całkiem się z nim zgadzam w paru kwestiach, dość podobnie jak on odbieram innych ludzi. Rozumiem jego zainteresowanie literaturą i podzielam pasję do tworzenia.

I rozumiem, jak to jest, gdy wszystko szlag trafi, bo przyplącze się jakieś choróbsko – w tym przypadku choróbsko duszy. W szkole nie omawialiśmy Wertera w kontekście depresji – a na taką on wyraźnie cierpiał. Ma mnóstwo objawów, takich właśnie jak utrata zainteresowania rzeczami, które się do tej pory lubiło, napady silnych emocji i płaczu, albo w drugą stronę – zrezygnowania. No i najważniejsze – dręczące go myśli samobójcze.

Samobójstwo w ogóle jest tutaj pokazane specyficznie. Mam poniekąd wrażenie, że Goethe wręcz je nieco gloryfikuje, bo gdy wywiązuje się dyskusja między Werterem a Albertem, autor w argumentowaniu stoi raczej po stronie tego pierwszego. Wszelkie poglądy Alberta, jakoby to było działanie niesłuszne, chore i egoistyczne, Werter odbijał bardzo wiarygodną argumentacją. I chciałoby mu się przyznać rację. I poniekąd miał rację. Nie popieram traktowania samobójstwa jako aktu tchórzostwa, bo to bardziej skomplikowany temat i prawda pewnie leży gdzieś pomiędzy tymi dwoma panami, ale nie jestem przekonana, czy w szkole powinno się wybierać lekturę, która daje do ręki młodemu człowiekowi tak wiarygodnie brzmiące argumenty za pozbawieniem się życia. Bo o tym, że w szkole są oparzone odpowiednim komentarzem i informacją, gdzie można pozyskać pomoc, gdy ma się takie myśli, nie mam nawet co marzyć. Gdyby ta książka wyszła dziś, byłaby wokół niej afera jak wokół serialu 13 powodów, serio.

W sumie książka okazała się dużo lepsza, niż ją zapamiętałam. Choć wciąż z trudem znoszę Wertera rozpływającego się nad zaletami Loty, którą chyba musiało boleć, jak spadła z nieba, to teraz dużo bardziej rozumiem jego decyzje i postępowanie. Współczuję mu też, że nie żył w czasach, gdy można by mu było pomóc.

PS. Muszę jeszcze dodać, że dzięki tej lekturze spojrzałam inaczej na inną bardzo lubianą przeze mnie książkę (i film) – „Atlas Chmur” Davida Mitchella. Do tej pory nie myślałam, że występująca tam postać Roberta Frobishera jest takim werterowskim bohaterem – a jednak! Ich historie nawet w bardzo wielu miejscach się pokrywają. Dodatkowo część książki poświęcona temu bohaterowi również ma formę epistolarną – Robert pisze do swojego przyjaciela i ukochanego Rufusa Sixsmitha. Bardzo mnie cieszy ta obserwacja ♥

#WyzwanieLC2019

Pamiętam, że przy tej lekturze cierpiałam bardziej niż główny bohater cierpiał tęskniąc za Lotą. Nie mogłam znieść marudzenia Wertera i jego weltschmerzu. Pamiętam, że ledwie doczytałam do końca, wołając „Giń!”, a gdy się okazało, że „nawet tego porządnie nie umiał zrobić”, irytowałam się jeszcze bardziej.

Myślę, że przez pryzmat lat i doświadczeń patrzę na tę lekturę...

więcej Pokaż mimo to

Aktywność użytkownika HAP HolistycznaAgencjaPopkulturowa

z ostatnich 3 m-cy

Tu pojawią się powiadomienia związane z aktywnością użytkownika w serwisie


statystyki

W sumie
przeczytano
2
książki
Średnio w roku
przeczytane
0
książek
Opinie były
pomocne
12
razy
W sumie
wystawione
2
oceny ze średnią 6,5

Spędzone
na czytaniu
4
godziny
Dziennie poświęcane
na czytanie
0
minut
W sumie
dodane
0
cytatów
W sumie
dodane
0
książek [+ Dodaj]