-
ArtykułyTu streszczenia nie wystarczą. Sprawdź swoją znajomość lektur [QUIZ]Konrad Wrzesiński5
-
ArtykułyCzytamy w weekend. 10 maja 2024LubimyCzytać339
-
Artykuły„Lepiej skupić się na tym, żeby swoją historię dobrze opowiedzieć”: wywiad z Anną KańtochSonia Miniewicz1
-
Artykuły„Piszę to, co sama bym przeczytała”: wywiad z Mags GreenSonia Miniewicz1
Biblioteczka
Bardzo szybko można się domyślić, jak działa tajemnicza posiadłość i co spotka bohaterów. Ta wiedza jednak mi nie przeszkodziła dobrze się bawić. Wręcz przeciwnie: podczas lektury z coraz większym smutkiem przyglądałem się, jak nadchodzi nieuniknione.
Powieść Marasco to dla mnie głównie krytyka konsumpcjonizmu, która mnie, jako minimaliście, bardzo się podobała :)
Bardzo szybko można się domyślić, jak działa tajemnicza posiadłość i co spotka bohaterów. Ta wiedza jednak mi nie przeszkodziła dobrze się bawić. Wręcz przeciwnie: podczas lektury z coraz większym smutkiem przyglądałem się, jak nadchodzi nieuniknione.
Powieść Marasco to dla mnie głównie krytyka konsumpcjonizmu, która mnie, jako minimaliście, bardzo się podobała :)
Mam wrażenie, że ta powieść przekazuje głównie jedną myśl, którą można by zawrzeć w jednym zdaniu: jako ludzkość nie będziemy w stanie porozumieć się z pozaziemską inteligencją, bo będzie się ona od nas za bardzo różnić.
Jeśli mam rację, to rodzi się pytanie, czy warto było napisać historię liczącą 340 stron, by przekazać tylko tyle? Moim zdaniem warto. Gdyby nie te 340 strony, to trudniej odbiorcy byłoby tę prostą myśl dostrzec i rozważyć.
Mam wrażenie, że ta powieść przekazuje głównie jedną myśl, którą można by zawrzeć w jednym zdaniu: jako ludzkość nie będziemy w stanie porozumieć się z pozaziemską inteligencją, bo będzie się ona od nas za bardzo różnić.
Jeśli mam rację, to rodzi się pytanie, czy warto było napisać historię liczącą 340 stron, by przekazać tylko tyle? Moim zdaniem warto. Gdyby nie te 340...
Bardzo przyjemnie było znów stać się studentem i wieść studenckie życie :)
Uwielbiam książki, w których niewiele się dzieje, które z pozoru przekazują dobrze znane prawdy o świecie, a które czyta się z przyjemnością i zaciekawieniem. Ta książka taka właśnie jest, i to chyba świadczy o kunszcie jej autorki.
Podczas lektury działa Tartt można wiele rzeczy sobie przemyśleć. Np. to, że piękno może prowadzić do wielkiego zła; że ludzie zdający się być idealnymi mogą być ludźmi z wieloma wadami itd.
Jedyne, co mi się w nie podobało w "Tajemnej historii", to główny bohater. Na tle innych postaci, bardzo wyrazistych, był irytująco nijaki.
Bardzo przyjemnie było znów stać się studentem i wieść studenckie życie :)
Uwielbiam książki, w których niewiele się dzieje, które z pozoru przekazują dobrze znane prawdy o świecie, a które czyta się z przyjemnością i zaciekawieniem. Ta książka taka właśnie jest, i to chyba świadczy o kunszcie jej autorki.
Podczas lektury działa Tartt można wiele rzeczy sobie przemyśleć....
Będzie krótko: świetnie napisana banalna historia. Jeśli Możdżeń dorzuci do swojego stylu ciekawą historię, najlepiej z drugim dnem, to będzie jednym z najlepszych twórców horrorów na polskim rynku.
Będzie krótko: świetnie napisana banalna historia. Jeśli Możdżeń dorzuci do swojego stylu ciekawą historię, najlepiej z drugim dnem, to będzie jednym z najlepszych twórców horrorów na polskim rynku.
Pokaż mimo toCóż, pochwalę się, że już po około 50 stronach przewidziałem zakończenie. Aż się zastanawiam, czy intencją autora było, by czytelnik tak szybko zorientował się, o co chodzi w tej historii. Bez względu na to, jaka jest odpowiedź, tę powieść czyta się dobrze nawet po odgadnięciu jej finału. Ma ona bowiem przyjemny, mroczny klimat i jest na tyle interesująca, że ma się ochotę poznać szczegóły przewidzianego zakończenia, bo przecież... diabeł tkwi w szczegółach... ;)
Cóż, pochwalę się, że już po około 50 stronach przewidziałem zakończenie. Aż się zastanawiam, czy intencją autora było, by czytelnik tak szybko zorientował się, o co chodzi w tej historii. Bez względu na to, jaka jest odpowiedź, tę powieść czyta się dobrze nawet po odgadnięciu jej finału. Ma ona bowiem przyjemny, mroczny klimat i jest na tyle interesująca, że ma się ochotę...
więcej mniej Pokaż mimo to
Lepsza od pierwszej części, co się rzadko zdarza. Uważam tak, choć chciałem ją odłożyć na zawsze już po kilkunastu pierwszych stronach. Wszystko przez to, że zaczyna się ona od charakterystycznej w ostatnich latach modzie na ukazywanie i tolerowanie tego, co skrajnie lewicowe: zmiany płci, LGBT, ubrań wzbudzających kontrowersje itd. Na szczęście Żulczyk opowiada o tych tematach z wyczuciem, nie narzucając nic czytelnikowi.
Gdy zdałem sobie z tego sprawę, mogłem zatopić się w lekturze, którą szybciutko połknąłem, mimo że do cienkich nie należy. I nie żałuję. Nasyciłem się mrocznym Jackiem i szalonym Darkiem, którego, w porównaniu do pierwszej części, jest tutaj bardzo dużo. Dużo jest też jego genialnych tekstów. Mniam :)
PS Nie zgadzam się, że w książce za dużo się dzieje, co jest mało prawdopodobne. Myślę, że Żulczyk poprowadził tę historię brawurowo, ale z wyczuciem.
PS 2 Chyba tylko nie podoba mi się zakończenie tej powieści. Zbyt zwyczajne i przewidywalne. Mimo to daje 8 gwiazd :)
Lepsza od pierwszej części, co się rzadko zdarza. Uważam tak, choć chciałem ją odłożyć na zawsze już po kilkunastu pierwszych stronach. Wszystko przez to, że zaczyna się ona od charakterystycznej w ostatnich latach modzie na ukazywanie i tolerowanie tego, co skrajnie lewicowe: zmiany płci, LGBT, ubrań wzbudzających kontrowersje itd. Na szczęście Żulczyk opowiada o tych...
więcej mniej Pokaż mimo toPrzeczytałem książkę kilka lat po obejrzeniu serialu i zdałem sobie sprawę, że mam do czynienia ze zjawiskiem rzadko zachodzącym - ekranizacja okazała się lepsza od powieści. Dzieło Żulczyka posiada dużo mniej znaczeń niż jego ekranowa wersja. W powieści dostajemy dosłowną historię handlarza narkotyków, któremu rozpada się świat, w serialu zaś za tym wszystkim, co serwuje nam autor, ukrywa się coś więcej. Co takiego? Obejrzyjcie serial i sprawdzcie, naprawdę warto. A, a książkę też możecie przeczytać :P
Przeczytałem książkę kilka lat po obejrzeniu serialu i zdałem sobie sprawę, że mam do czynienia ze zjawiskiem rzadko zachodzącym - ekranizacja okazała się lepsza od powieści. Dzieło Żulczyka posiada dużo mniej znaczeń niż jego ekranowa wersja. W powieści dostajemy dosłowną historię handlarza narkotyków, któremu rozpada się świat, w serialu zaś za tym wszystkim, co serwuje...
więcej mniej Pokaż mimo to
Jeśli myślicie, że w tej książce są opowiadania z jesienią w tle, która jest pięknie opisana, budzi melancholię i nostalgię, to jesteście w błędzie. W książce Bradburego jest trochę o jesieni, ale na pewno nie tyle, by nazwać ją "Październikową krainą" (wiem, że to kontrowersyjne, co piszę, i że można zarzuć mi, że nie rozumiem związku między tytułem dzieła Raya a jego treścią). Co w takim razie jest w niej przede wszystkim? 19 opowiadań o wydarzeniach charakterystycznych dla literatury grozy. Jeśli jednak teraz pomyśleliście, że będziecie się bać podczas lektury "Październikowej krainy", to muszę Was rozczarować. Większość historii w tej książce to groza puszczająca do nas oczko, uśmiechając się przy tym leciutko, samym kącikiem ust. Czy to źle? Jasne, że nie. Jeśli ktoś lubi opowiadania oparte na błyskotliwych pomysłach, dające do myślenia (ale nie zanadto, bo są dość czytelne i posiadają raczej jedną ścieżkę interpretacyjną) i napisane z dystansem do przedstawionego w nich świata, to będzie zadowolony. Jeśli ktoś jednak chce poczuć niepokój, a nawet strach, to niech przeczyta przede wszystkim "Następną" i "Słój".
Moim zdaniem "Październikowa kraina" to zbiór dobrych i bardzo dobrych opowiadań, po które warto sięgnąć. Szkoda, że nie ma wśród nich żadnej wybitnej historii. No ale to tylko moje zdanie.
Przeczytaj "Październikową krainę" i sprawdź, co Ty o niej myślisz :)
Jeśli myślicie, że w tej książce są opowiadania z jesienią w tle, która jest pięknie opisana, budzi melancholię i nostalgię, to jesteście w błędzie. W książce Bradburego jest trochę o jesieni, ale na pewno nie tyle, by nazwać ją "Październikową krainą" (wiem, że to kontrowersyjne, co piszę, i że można zarzuć mi, że nie rozumiem związku między tytułem dzieła Raya a jego...
więcej mniej Pokaż mimo toJeśli chcesz przeczytać coś dziwnego, to ta książka jest dla Ciebie (wbrew temu, co jest napisane na jej pierwszej stronie :D ). O jej dziwności może świadczyć choćby jej forma - w dziele Danielewskiego zdarzają się strony wypełnione tylko jedną literą... napisaną pod kątem... Zaintrygowany/a? Jeśli tak, to przygotuj się na męczącą lekturę, przez którą nie będzie łatwo przebrnąć. Droga będzie długa i zagmatwana jak dodatkowa przestrzeń odkryta przez Navidsona w jego domu. Warto ją jednak pokonać choćby po to, by potem chwalić się przed znajomym przeczytaniem jednej z najdziwniejszych pozycji literackich, jakie istnieją :)
Jeśli chcesz przeczytać coś dziwnego, to ta książka jest dla Ciebie (wbrew temu, co jest napisane na jej pierwszej stronie :D ). O jej dziwności może świadczyć choćby jej forma - w dziele Danielewskiego zdarzają się strony wypełnione tylko jedną literą... napisaną pod kątem... Zaintrygowany/a? Jeśli tak, to przygotuj się na męczącą lekturę, przez którą nie będzie łatwo...
więcej mniej Pokaż mimo to
Poradnik dla tych, którym nie podoba się "Zły", a bardzo chcieliby znać jego treść:
1. Przeczytajcie pierwsze sto stron powieści.
2. Przeczytajcie to, co ma o sobie do powiedzenia Zły tuż przed epilogiem.
3. Przeczytajcie epilog.
Jeśli zrealizujecie powyższe punkty, zaoszczędzicie mnóstwo czasu na czytaniu kilkuset nudnych stron "Złego", a mimo to będziecie w stanie sporo powiedzieć o książce Tyrmanda ;) Poważnie. Ja tak zrobiłem.
Poradnik dla tych, którym nie podoba się "Zły", a bardzo chcieliby znać jego treść:
1. Przeczytajcie pierwsze sto stron powieści.
2. Przeczytajcie to, co ma o sobie do powiedzenia Zły tuż przed epilogiem.
3. Przeczytajcie epilog.
Jeśli zrealizujecie powyższe punkty, zaoszczędzicie mnóstwo czasu na czytaniu kilkuset nudnych stron "Złego", a mimo to będziecie w stanie...
Oj, gdyby nad tytułem tej książki nie było napisane "Stephen King", to nikt by już dzisiaj o niej nie pamiętał. Byłoby tak, bo "Dance Macabre" na połowie swoich kartek opowiada o filmach i serialach, których niewielu czytelników niebędących Amerykanami zna. Do tego nie chce tych dzieł poznać (tak mi się przynajmniej wydaje), bo to straszne starocia, do tego wątpliwej jakości. To sprawia, że pierwszą połowę książki czyta się fatalnie/z trudem. Osobom zaczynającym "Dance Macabre" proponuję dać sobie z nią spokój.
Druga część działa Kinga jest ciekawsza, bo analizuje klasyczne pozycje należące do literatury grozy, które każdy fan horroru zna, nawet jeśli ich nie czytał. Na niej warto się skupić. Ona jest aktualna. Mimo to polecam "Dance Macabre" tylko fanom Kinga, którym zależy na poznaniu całej jego twórczości.
Oj, gdyby nad tytułem tej książki nie było napisane "Stephen King", to nikt by już dzisiaj o niej nie pamiętał. Byłoby tak, bo "Dance Macabre" na połowie swoich kartek opowiada o filmach i serialach, których niewielu czytelników niebędących Amerykanami zna. Do tego nie chce tych dzieł poznać (tak mi się przynajmniej wydaje), bo to straszne starocia, do tego wątpliwej...
więcej mniej Pokaż mimo to
Jeśli wiesz sporo o lidze angielskiej i chciałbyś przypomnieć sobie związane z nią ważne wydarzenia, a także nieco uzupełnić o niej wiedzę - śmiało sięgaj po dzieło Coxa. Jeśli jednak w temacie futbolu z Wielkiej Brytanii jesteś zielony jak trawa na Old Trafford i liczysz na to, że "Premier League" sprawi, że wreszcie będziesz rozumieć, o czym rozmawiają Twoi znajomi, to niech Cię ręka Edwina van der Sara broni przed czytaniem tej książki, bo ona zanudzi Cię na śmierć i zostawi z mętlikiem w głowie. Wszystko przez to, że szczegółowo przypomina niektóre mecze, akcje, drobne wydarzenia, które wzbudzają nostalgię w tych, którzy wiedzą, o czym mowa, i frustrację w tych, którzy nie mają pojęcia, o czym się mówi, a do tego jej układ treści nie jest chronologiczny.
Ja trochę o angielskiej piłce wiedziałem, więc jako tako odnalazłem się z tą książką w ręku, ale muszę przyznać, że nie było mi łatwo i często musiałem posiłkować się Internetem, by sprawdzić, jak wygląda jakiś piłkarz albo jak przebiegała akcja, którą roztrząsa autor książki.
Jeśli wiesz sporo o lidze angielskiej i chciałbyś przypomnieć sobie związane z nią ważne wydarzenia, a także nieco uzupełnić o niej wiedzę - śmiało sięgaj po dzieło Coxa. Jeśli jednak w temacie futbolu z Wielkiej Brytanii jesteś zielony jak trawa na Old Trafford i liczysz na to, że "Premier League" sprawi, że wreszcie będziesz rozumieć, o czym rozmawiają Twoi znajomi, to...
więcej mniej Pokaż mimo to
Utwór Łańcuckiej to historia składająca się z powiązanych z sobą opowiadań. Na początku mnie one nudziły, bo były nieskomplikowane i przewidywalne, później jednak losy ich głównej i zarazem tytułowej bohaterki walczącej z wszelkiej maści złem mnie trochę rozczuliły. Ani się nie obejrzałem, a poczułem się mieszkańcem Capówki, główego miejsca akcji dzieła Łańcuckiej, będącego małą, zacofaną wsią nawiedzaną przez siły nieczyste.
"Starą Słaboniową..." czyta się bardzo szybko przez nieskomplikowaną akcję i wielką czcionkę wykorzystaną w niniejszym wydaniu. Warto ją przeczytać, by na chwilę spojrzeć na świat jak na miejsce, w którym wszystko może się zdarzyć :)
Utwór Łańcuckiej to historia składająca się z powiązanych z sobą opowiadań. Na początku mnie one nudziły, bo były nieskomplikowane i przewidywalne, później jednak losy ich głównej i zarazem tytułowej bohaterki walczącej z wszelkiej maści złem mnie trochę rozczuliły. Ani się nie obejrzałem, a poczułem się mieszkańcem Capówki, główego miejsca akcji dzieła Łańcuckiej, będącego...
więcej mniej Pokaż mimo to2021-04-03
Wow, w tej powieści spotkałem się z czymś po raz pierwszy w mojej skromnej karierze czytelniczej: z połączeniem horroru ekstremalnego z powieścią młodzieżową. Jak wyszedł panu Edwardowy Lee karkołomny zabieg połączenia dwóch kompletnie niepasujących do siebie gatunków? Żałośnie. Powieść jest prosta jak budowa cepa, zwroty akcji przyjmowane (przynajmniej przeze mnie) z uśmieszkiem politowania, a epatowanie przemocą, która miała wywołać niesmak u odbiorcy, kompletnie nie osiąga zamierzonego efektu. Dzieje się tak dlatego, bo torturom w "Mieście piekielnym" poddawani są niemal tylko bohaterowie, o których nie wiemy nic, albo tacy, którym poświęcono dosłownie jedno albo dwa zdania. Czy może nam być szkoda kogoś, z kim się nie zżyliśmy? Raczej nie. Głównych bohaterów także spotyka cierpienie, ale nie wywołuje ono u nich wstrząsu, raczej jest przez nich traktowane jako drobne uniedogodnienie. W ogóle główni bohaterowie to kilkoro nastolatków, którzy swój pobyt w piekle (o tym głównie jest ta książka) traktują jako dobra zabawę, zupełnie jakby grali w grę komputerową, a nie wędrowali po najstraszniejszym miejscu w kosmosie(?).
Dobra, nie będę wymieniał wszystkich wad tej historii. Uwierzcie mi na słowo, że zrobicie lepiej, czytając po raz dziesiąty "Psa, który jeździł koleją" (bo odnajdziecie w nim więcej emocji i prawdopodobnych zachować niż w dziele Edwarda) niż zagłębiając się w "Miasto piekielne".
Wow, w tej powieści spotkałem się z czymś po raz pierwszy w mojej skromnej karierze czytelniczej: z połączeniem horroru ekstremalnego z powieścią młodzieżową. Jak wyszedł panu Edwardowy Lee karkołomny zabieg połączenia dwóch kompletnie niepasujących do siebie gatunków? Żałośnie. Powieść jest prosta jak budowa cepa, zwroty akcji przyjmowane (przynajmniej przeze mnie) z...
więcej mniej Pokaż mimo to
To historia o dziewczynie starającej się sobie przypomnieć dni, których z bliżej nieokreślonego powodu zapomniała. Niemal całą powieść czytelnik wraz z główną bohaterką powieści stara się rozwikłać zagadkę tego, co robiła, czy naprawdę została porwana i co stało się z jej współlokatorką. Na początku wskrzeszanie przeszłości było pociągające, szybko jednak stało się męczące (przynajmniej dla mnie). Mimo tego, że byłem zmęczony bieganiem po mieście Abbie i jej wypytywaniem ludzi o to, co wiedzą o jej dniach, których nie pamięta, brnąłem przez historię wykreowaną przez Nicci French z nadzieją, że finał jej finał nagrodzi moje trudy. No... nie nagrodził. Być może dla nieco bardziej wrażliwych czytelników był on wstrząsający, ale dla mnie, kogoś, kto przeczytał w swoim życiu sporo krwawych historii, był dość konwencjonalny. Najbardziej żałuję w nim tego, że nie wyjaśnił motywów postępowania głównego antagonisty powieści. Szkoda, bardzo mnie to interesowało.
Nie zrozumcie mnie źle, "Kraina życia" to dobra powieść... jakich wiele. Można ją przeczytać dla rozrywki.
To historia o dziewczynie starającej się sobie przypomnieć dni, których z bliżej nieokreślonego powodu zapomniała. Niemal całą powieść czytelnik wraz z główną bohaterką powieści stara się rozwikłać zagadkę tego, co robiła, czy naprawdę została porwana i co stało się z jej współlokatorką. Na początku wskrzeszanie przeszłości było pociągające, szybko jednak stało się męczące...
więcej mniej Pokaż mimo to
King wykreował w "Później" bohatera, z którym radzi sobie najlepiej, a więc dorastającego chłopca obdarzonego nadprzyrodzonymi mocami, które na pierwszy rzut oka nie są niebezpieczne. Później ;) jednak okazuje się, że w rękach złych ludzi nawet to, co na pierwszy rzut oka niewinne, może stać się narzędziem czyniącym zło.
Mniej więcej o tym jest ta książka. O dorastaniu i o wykorzystywaniu niewiadomego pochodzenia daru. W związku z tym dzieło Kinga to połączenie powieści obyczajowej z horrorem, ale takim baaaardzo subtelnym. Nie oczekujcie więc zbyt wiele grozy.
"Później" czyta się z przyjemnością i szybko. A później ;) szybko się o tej krótkiej (nie dajcie się zwieść wydawcy, który rozwlekł treść na niemal 400 stron) powieści zapomina, bo nie wzbudza ona wielkich emocji i nie przemyca żadnych mądrości, które zmuszałyby do myślenia. To prosta historia, którą da się łyknąć w jeden wieczór. Ja po przeczytaniu jej pomyślałem: "fajna" i sięgnąłem po inną powieść.
Czy warto ją przeczytać? Tak, przeczytajcie, ale nie liczcie na nic wielkiego.
King wykreował w "Później" bohatera, z którym radzi sobie najlepiej, a więc dorastającego chłopca obdarzonego nadprzyrodzonymi mocami, które na pierwszy rzut oka nie są niebezpieczne. Później ;) jednak okazuje się, że w rękach złych ludzi nawet to, co na pierwszy rzut oka niewinne, może stać się narzędziem czyniącym zło.
Mniej więcej o tym jest ta książka. O dorastaniu i o...
No, no, no, po przeczytaniu raczej słabego "Grzesznika" miałem przyjemność zaznajomić się z tą pozycją, która dokonała małego cudu. Otóż była w stanie utrzymać mnie przy świadomości nawet wtedy, gdy bardzo chciało mi się spać. Ba, była mnie nawet w stanie rozbudzić!!! Mnie, wielkiego śpiocha!! Naprawdę czapki ze łbów!
"Gałęziste" to świetnie skrojony horror. Nie jest to wybitne dzieło, mogące namieszać w literaturze, ale też do takich rzeczy nie aspiruje. Podejrzewam, że Urbanowicz chciał stworzyć historię, od której nie będziemy mogli się oderwać, i zrobił to. Jego powieść czyta się wyśmienicie jako dobrą rozrywkę. I chwała mu za to :)
No, no, no, po przeczytaniu raczej słabego "Grzesznika" miałem przyjemność zaznajomić się z tą pozycją, która dokonała małego cudu. Otóż była w stanie utrzymać mnie przy świadomości nawet wtedy, gdy bardzo chciało mi się spać. Ba, była mnie nawet w stanie rozbudzić!!! Mnie, wielkiego śpiocha!! Naprawdę czapki ze łbów!
"Gałęziste" to świetnie skrojony horror. Nie jest to...
Dałem radę przeczytać tylko pierwszą historię, a to wcale nie mało, bo krótka to ona nie jest (to mała powieść). Nazywa się "Słoneczne wino" i jest... słoneczna... aż za bardzo, bo nie ma w niej niemal w ogóle ciemnia. Przebywanie na słońcu jest przyjemne, ale nie można przecież spędzać na nim całego dnia, potrzebny jest też cień, a także noc. W "Słonecznym winie" jest trochę cienia, nocy zaś chyba w ogóle. Chcę przez to powiedzieć, że historia Bradburego jest zbyt sielankowa. Wiele w niej magii, którą można dostrzec w codzienności, poetyckich opisów, zachwytów nad światem. Jest też odrobina grozy, ale to groza anemiczna, ledwo trzymająca się na nogach, która nie może przestraszyć, bo narrator nie lubi się na niej skupiać, a jeśli już nawet to robi, to tylko po to, by pokazać, jak nad złem triumfuje dobro.
Z kontaktu ze "Słonecznym winem" wyszedłem pijany pięknem. Przez chwilę było mi z tym dobrze, potem jednak zwymiotowałem...
Dałem radę przeczytać tylko pierwszą historię, a to wcale nie mało, bo krótka to ona nie jest (to mała powieść). Nazywa się "Słoneczne wino" i jest... słoneczna... aż za bardzo, bo nie ma w niej niemal w ogóle ciemnia. Przebywanie na słońcu jest przyjemne, ale nie można przecież spędzać na nim całego dnia, potrzebny jest też cień, a także noc. W "Słonecznym winie" jest...
więcej mniej Pokaż mimo to
Nie jest mi zbytnio po drodze z fantasy, ale sięgnąłem po "Diunę", bo tego typu dzieła warto znać, by móc lepiej rozumieć otaczającą nas kulturę.
Cóż, nie zachwyciła mnie, ale też nie odrzuciła. To dobrze napisana historia przygodowa z wieloma elementami mistycyzmu, które sprawiają, że staje się ona wyrazista i rozpoznawalna w szerokich kręgach czytelniczych. Czytając ją, ma się wrażenie, że jest bardziej złożona, niż może się wydawać po standardowej lekturze. Czy tak rzeczywiście jest? Trudno mi powiedzieć, bo tego typu powieść to nie moja bajka.
Nie jest mi zbytnio po drodze z fantasy, ale sięgnąłem po "Diunę", bo tego typu dzieła warto znać, by móc lepiej rozumieć otaczającą nas kulturę.
więcej Pokaż mimo toCóż, nie zachwyciła mnie, ale też nie odrzuciła. To dobrze napisana historia przygodowa z wieloma elementami mistycyzmu, które sprawiają, że staje się ona wyrazista i rozpoznawalna w szerokich kręgach czytelniczych. Czytając ją,...