-
ArtykułyŚladami autorów, czyli książki o miejscach, które odwiedzali i opisywali twórcyAnna Sierant8
-
ArtykułyCzytamy w weekend. 14 czerwca 2024LubimyCzytać438
-
ArtykułyZnamy laureatki Women’s Prize for Fiction i wręczonej po raz pierwszy Women’s Prize for Non-FictionAnna Sierant13
-
ArtykułyZapraszamy na live z Małgorzatą i Michałem Kuźmińskimi! Zadaj autorom pytanie i wygraj książkę!LubimyCzytać6
Biblioteczka
2019-05-24
Całkiem prawdopodobne, że nie ma takiej osoby, która nie kojarzyłaby "Opowieści z Narnii. Narnią jesteśmy przesiąknięci, bo jak mawiał sam autor (parafrazując) - historia dla dzieci, która podoba się tylko im, nie jest dobrą historią. Do Narnii miło powraca się w każdym wieku. A zatem autorowi udało się stworzyć ponadczasową opowieść.
C. S. Lewis, właściwie Clive Staples Lewis (1898-1963), brytyjski pisarz, filolog oraz wykładowca uniwersytecki. Jego ojciec Albert był prawnikiem, a matka Florence córką anglikańskiego pastora. Podczas I Wojny Światowej wstąpił do armii. Wraz z końcem wojny, podjął studia na Uniwersytecie w Oxfordzie. Swój powrót do wiary chrześcijańskiej, co ma ogromny wpływ na jego twórczość, zawdzięcza rozmowom z J. R. R. Tolkienem oraz Hugo Dysonem (w ramach spotkań społeczności literackiej, pod nazwą Inklingowie), a także literaturze George'a MacDonalda. Swoją przemianę opisuje w autobiografii "Zaskoczony radością". W 1951 r. ukazuje się pierwszy tom "Opowieści z Narnii" zatytułowany "Lew, czarownica i stara szafa", który to przyniósł mu ponadczasową sławę. Umarł tydzień przed swoimi 65. urodzinami, w dniu zamachu na Johna F. Kennedy'ego, jak również w dniu, w którym zmarł Aldous Huxley.
Wojna, rok 1940. Czwórka rodzeństwa: Piotr, Zuzanna, Edmund i Łucja zostają ewakuowani z bombardowanego Londynu do wiejskiego domu Profesora Kirke. Na ich powitanie wyjeżdża sroga pani Macready, która za punkt honoru bierze sobie utrzymanie ciszy w ogromnym gmachu, co przy czwórce dzieci okazuje się karkołomne. Niestrudzone rodzeństwo postanawia zwiedzić cały dom. Najmłodsza Łucja natrafia na tajemniczą szafę w małym pokoju. Na szafę, która przenosi do innego świata. Do Narnii.
Bohaterowie C. S. Lewisa są bardzo sympatyczni. I powiedziałbym, że nawet czarne charaktery wzbudzają pewnego rodzaju życzliwość u czytelnika. Biała Czarownica i jej nadworni zrobili kapitalną robotę, zresztą polecam przeczytać tom 6 "Opowieści z Narnii" pt. "Siostrzeniec Czarodzieja", w którym poznajemy historię Jadis. Bo jak się okazuje (dla mnie było to zaskoczeniem), Biała Czarownica jest w połowie olbrzymem, a w połowie dżinem. Jadis to postać do szpiku kości przesiąknięta złem, żądna władzy i bezwzględna w walce o jej utrzymanie. Uważa się za Królową Narnii, i z tego tytułu okupuje zamek Ker-Paravel. W historii pełni rolę głównego antagonisty. Powstrzymać tyranię Białej Czarownicy będą próbować Piotr, Zuzanna, Edmund i Łucja, nasi protagoniści. Czwórka rodzeństwa, chcąc uniknąć jednej wojny (w swoim świecie) wpada na pole bitwy innej wojny. Bitwy o Narnię. Na początku drogi, rodzeństwo jest wewnętrznie pokłócone. Nie ufają sobie nawzajem. Nie potrafią się ze sobą porozumieć, co wykorzystuje Jadis przeciągając Edmunda na swoją stronę. C. S. Lewis kapitalnie pokazuje relacje wśród rodzeństwa. I to, że dobre więzi rodzinne należy wypracować, bo to nie jest nikomu dane samym faktem spokrewnienia ze sobą.Do osobnej z kategorii postaci, należy postać lwa Aslana, władcy Narnii i jej stworzyciela. Jest synem Władcy-Zza-Morza. Aslan to bohater potężny, nieśmiertelny, dobry i groźny. W "Lwie, czarownicy i starej szafie" oddaje swoje życie za grzech zdrady, dokonany przez Edmunda, aby móc zmartwychwstać i odkupić jego winy. Nie da się ukryć, że C. S. Lewis zbudował postać lwa Aslana jako narnisjki odpowiednik naszego Chrystusa. Bohaterowie drugoplanowi jak Faun Tumnus, Państwo Bobrowie czy chociażby Olbrzym Grzmotołup sprawiali, że na twarzy co rusz pojawiał się uśmiech. Byli po prostu bardzo zabawni i nadawali całej historii niekiedy komediowy wymiar.
Uniwersum "Lwa, czarownicy i starej szafy" składa się z dwóch światów. Z pierwszego, Londynu z czasów II Wojny Światowej. I drugiego, Krainy Narnia. Z racji tego, że nasi bohaterowie przedostają się z naszego świata do Narnii, można powiedzieć, że to takie odwrócone urban fantasy. Do przedostania się do Narnii (w tym tomie "Opowieści z Narnii") służy stara szafa, znajdująca się w wiejskim dworze Profesora Kirke. W Narnii panuje wieczna zima, podczas której nigdy nie ma Bożego Narodzenia. Mroźna Kraina rozciąga się od Latarni aż po wielki zamek Ker-Paravel. Na domiar złego, prawa do jej władania przypisuje sobie zła Jadis. Narnia bardzo mocno weszła do popkultury. I chyba każdy chciałby móc, przenieść się do takiego (właśnie) świata. I ta potrzeba (pragnienie) dzisiaj, wydaje mi się, że nie jest wcale mniejsza niż wtedy, kiedy C. S. Lewis spisywał "Opowieści z Narnii". I w tym tkwi siła i ponadczasowość tej historii.
Narrator sprawia wrażenie poczciwego dziadzia, który opowiada wspaniałą historię. Mi ten styl narracji przypomina opowiadania mojej babci, która to snuła mi je przed snem. To były czasy! Narrator jest w trzeciej osobie. Ma pełnie wiedzy i nierzadko lubi zwracać się wprost do swojego czytelnika, czy też odsyłać go do innych swoich książek. Robi to bardzo bezpośrednio np. "Nie będę podawał imion kucharek profesora Kirke, ponieważ one i tak nie pełnią, w tej historii, znaczącej roli". Ten zabieg pasuje do tej książki, bo już nie wyobrażam sobie tak opowiadanego thrillera.
"Opowieści z Narnii" są klasyfikowane jako literatura dziecięca. I sam Lewis jako narrator zwraca się do swojego czytelnika jak do dziecka. Moralizatorski ton Lewisa również wydaje się być skierowany dla najmłodszych. Bo jak inaczej wytłumaczyć przestrogi, aby nie wchodzić do szafy, uprzednio nie upewniając się, że drzwi się nie zatrzasną. I podobnych momentów w "Lwie, czarownicy i starej szafie" jest dużo, dużo więcej. Z drugiej strony, C. S. Lewis mówi: opowieść dla dzieci, która podoba się tylko im, nie jest dobrą opowieścią. A ta opowieść zdecydowanie się podoba. A zatem, czy "Opowieści z Narnii" są dla każdego? Nie powiedziałbym, że dla każdego. Ja doceniam opowiadania, w których świat jest czarno-biały, w których zło nazywamy złem, w których nie ma miejsca na przekleństwa i w których jest duża potrzeba dobra. To taka miła odskocznia od rzeczywistości. Do świata na wskroś innego od tego, który znamy.
Każdy film od Disney'a jest zapowiedzią dobrego kina. W przypadku "Opowieści z Narnii. Lew, Czarownica i Stara Szafa" nie mogło być inaczej. Reżyser Andrew Adamson (odpowiedzialny m.in. za Shreka) dość wiernie oddał klimat, a także fabułę opowieści C. S. Lewisa. Film wydaje się być mniej dziecinny niż książka, przez co bardziej strawny dla większego grona odbiorców. Sam motyw bitwy został pokazany całkiem brutalnie jak na kino familijne i atrakcyjniej niż w przypadku książkowych opisów. Film z 2005 roku zestarzał się przyzwoicie. Sama gra aktorska była rewelacyjna. Tilda Swinton w roli Białej Czarownicy błyszczała na kinowych ekranach. Jej przechodzenie z emocji na emocję, z bycia miłą i słodką na bycie wredną i niepokojącą, w przeciągu jednej sekundy, absolutnie wprawiało widza w osłupienie. Inni aktorzy również spisali się świetnie, w rezultacie czego otrzymaliśmy naprawdę dobre kino familijne!
Kilkukrotnie obejrzałem film, dwa razy przesłuchałem audiobook (dostępne są dwie wersje), raz przeczytałem e-book i trzy razy zapoznałem się z "Opowieściami z Narnii: Lew, czarownica i stara szafa" w formie książki tradycyjnej, w tym raz w oryginalnej wersji językowej. Czy jest to normalne? Możliwe, że nie. To tylko dowód na to, że bardzo polubiłem tę historię! No pewnie, że momentami bywa infantylna i jeszcze kilka wad można byłoby wymienić... ale czy ma to większe znaczenie? Wydaje się również, że nie. Bo albo kocha się albo nie!
Całkiem prawdopodobne, że nie ma takiej osoby, która nie kojarzyłaby "Opowieści z Narnii. Narnią jesteśmy przesiąknięci, bo jak mawiał sam autor (parafrazując) - historia dla dzieci, która podoba się tylko im, nie jest dobrą historią. Do Narnii miło powraca się w każdym wieku. A zatem autorowi udało się stworzyć ponadczasową opowieść.
C. S. Lewis, właściwie Clive Staples...
2019-02-01
Amber Reynolds, po wypadku samochodowym, zapada w śpiączkę. I choć nie może poruszyć się ani cokolwiek powiedzieć, jest świadoma tego, co dzieje się naokoło niej. (To chyba jest jedna z tych sytuacji, w której nie chciałby się znaleźć absolutnie nikt. I głównie ze względu na ten motyw kupiłem tę książkę). Amber słyszy jak rozmawiają pielęgniarki, jak podłączają jej kroplówkę, jak ktoś wchodzi do sali... i nic nie jest w stanie zrobić.
Na domiar złego, Amber nie pamięta jak doszło do wypadku z jej udziałem. Podejrzewa własnego męża o to, że chciał ją zabić. Boi się, gdy ten ją odwiedza w szpitalu. Te opisy były wstrząsające i mocne. I bardzo łatwo przychodziło utożsamienie się z główną bohaterką. Czytelnik po prostu jej współczuł.
Reynolds pamięć odzyskuje fragmentarycznie, którą dodatkowo przeplata ze wspomnieniami z dzieciństwa. Alice Feeney akcję "Czasami kłamię" podzieliła na trzy plany fabularne.
Pierwszy, teraz, czyli wszystko co dzieje się w szpitalu, kiedy Amber leży w śpiączce i próbuję odzyskać pamięć, a przede wszystkim wybudzić się.
Drugi, na tydzień przed wypadkiem. Wtedy poznajemy jej pracę, siostrę i męża. Amber pracuje w rozgłośni radiowej jako zastępca prowadzącej główną audycję. Już wtedy poznajemy jedną z wielu jej twarzy, bo nasza bohaterka wcale takim aniołkiem nie jest, za jakiego chciałaby być postrzegana.
Trzeci, wspomnienia z dzieciństwa. Są przedstawione w formie pamiętnika. Bardzo podobało mi się, jak Feeney potrafiła dostosować słownictwo, styl opowiadania do tego, kto był autorem tego pamiętnika, czyli do kilkunastoletniej Amber. Wydarzenia z tego planu najlepiej mi się czytało. Były stosunkowo krótkie i ciekawe.
Powiedzieć, że główna bohaterka "Czasami kłamię" - Amber, nomen omen, czasami kłamie, to tak jakby nic nie powiedzieć. Tytuł należy traktować z dużym przymrużeniem oka, jeśli planuje się dociec prawdy i rozwikłać kluczową intrygę. A czy jest to łatwe? Czy w ogóle można tego dokonać? Bo co powiedzielibyście, gdyby okazało się, że wszystkiemu winne są ufoludki?
Uspokajam, autorka stroni od tak nielogicznych (jak na opowieść realistyczną) zabiegów. Myślę, że nie jest sztuką skonstruować zagadkę z zaskakującym rozwiązaniem, gdy autor w ogóle nie daje na kartach tej historii żadnych podpowiedzi. Alice Feeney doskonale bawi się z czytelnikiem, co rusz wprowadzając go na nowe tropy, dość często wyprowadzając go w pole, bo jak dowiadujemy się z samego tytułu, Amber czasami kłamie.
I sęk w tym, że Amber jest jedynym narratorem. Ta książka bardzo mocno wyróżnia się na tle jakichkolwiek innych, ponieważ narracja wprowadza w błąd. I trzeba samemu oceniać, gdzie tak właściwie nasz narrator skłamał. I w tym przypadku nie tak głupio brzmi przejęzyczenie jednego z polityków - "nikt nam nie wmówi, że białe jest białe, a czarne jest czarne", bo w historii Alice Feeney nawet białe nie jest białym. Moim zdaniem, taki "narrator kłamca" to strzał w dziesiątkę. No bo przecież, kto nie wierzyłby opowiadającemu?!
Podsumowując, debiut Alice Feeney zaskakuje. I to zaskakuje bardzo pozytywnie. Autorka nie bała się iść swoją własną drogą. Stworzyła oryginalną i pozbawioną oklepanych schematów historię, która na ogół trzyma w napięciu. Historia czasami potrafi znużyć czytelnika, co prawda. Jednak warto przebrnąć przez te momenty, aby dobrnąć do całkiem dobrego finału.
Cała recenzja na bywaleczycia.pl
Amber Reynolds, po wypadku samochodowym, zapada w śpiączkę. I choć nie może poruszyć się ani cokolwiek powiedzieć, jest świadoma tego, co dzieje się naokoło niej. (To chyba jest jedna z tych sytuacji, w której nie chciałby się znaleźć absolutnie nikt. I głównie ze względu na ten motyw kupiłem tę książkę). Amber słyszy jak rozmawiają pielęgniarki, jak podłączają jej...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2019-01-05
Słynny detektyw na tropie seryjnego mordercy "A.B.C."! Kolejne morderstwa, którym nie można zapobiec. Zbrodnie, które wstrząsają Wielką Brytanią. Strach i wątpliwości, które paraliżują. Pytania bez odpowiedzi, gra na śmierć i życie!
Agatha Christie. Urodziła się 15 września 1890 r. w Anglii. W wieku 11 lat, po śmierci ojca, zaczęła jeździć z matką po świecie. Był to początek jej życiowej pasji – podróżowania. W czasie pierwszej wojny światowej pracowała w aptece – stąd jej znakomita znajomość trucizn. Pierwszą powieścią z postacią słynnego detektywa Herkulesa Poirota była Tajemnicza historia w Styles, wydana w 1920 r. Z biegiem czasu sympatia autorki do detektywa malała, kochali go jednak czytelnicy. Był tak popularny, że w 1975 r. po ukazaniu się książki Kurtyna, w której Poirot ginie, "New York Times" opublikował klepsydrę. Agatha Christie napisała 80 kryminałów, a także kilka powieści obyczajowych pod pseudonimem Mary Westmacott. Jej książki, przetłumaczone na około 100 języków, zostały wydane na świecie w liczbie ponad 2 mld egzemplarzy. W księdze Guinnessa figuruje jako najlepiej sprzedająca się autorka wszech czasów. Większość twórczości Christie została sfilmowana. Na podstawie jej utworów powstawały też sztuki teatralne, komiksy, a nawet gry komputerowe. Pisarka zmarła 12 stycznia 1976 r. /NOTKA O AUTORCE POCHODZI ZE SKRZYDEŁKA KSIĄŻKI/
Agatha Christie jest obietnicą dobrego kryminału. I w przypadku "A.B.C." nie jest inaczej. A skoro Agatha Christie to albo Panna Marphle albo Herkules Poirot, w tym przypadku Herkules Poirot. Zatem wyruszamy w kolejną przygodę ze słynnym Belgiem, tym razem jego towarzyszem będzie sceptyczny kapitan Hastings.
Hercules Poirot otrzymuje anonimowy list, w którym jego nadawca zapowiada zbrodnię w mieście Andover (Wielka Brytania). Policja swym zwyczajem bagatelizuje sprawę, co bardzo niepokoi doświadczonego detektywa. A gra na śmierć i życie właśnie się zaczyna…
Gdy dochodzi do pierwszej zbrodni na kobiecie o nazwisku na "A" i w mieście o nazwie na "A" sprawa nabiera szalenie realistycznego wydźwięku, inaczej niż wcześniej myślano. Znów intuicja Poirota nie zawiodła, ale to dopiero początek zawiłej intrygi autora anonimów, który podpisuje się jako "A.B.C.".
Kolejny list szaleńca zapowiada następną zbrodnię, tym razem w mieście położonym nad kanałem La Manche – Bexhill i na osobie o nazwisku na "B". Wyścig z czasem się zaczyna. Seryjny morderca, popełniający zbrodnie w porządku alfabetycznym, nie zamierza skończyć chorej gry, zanim nie dojdzie do "Z".
Czy Hercules Poirot pokrzyżuje szyki "A.B.C."? Ile osób zginie, nim morderca zostanie schwytany? Czy szaleniec dojdzie do końca alfabetu? Wreszcie, czy poznamy tożsamość "A.B.C."?
Mówi się, że czytając dużo Christie można przewidzieć zakończenia jej kryminałów. W przypadku "A.B.C." ta sztuka mi się nie udała. Jest to całkiem inna książka od chociażby "Morderstwa w Orient Expressie" czy "Morderstwa na polu golfowym", a przez to całkiem wyjątkowa jak "Noc i ciemność" czy "I nie zostało już nikogo".
Mówi się również, że książki Christie to 100% kryminału w kryminale. I jakby nic więcej. Sami oceńcie, czy to pochwała czy krytyka. Jej książki objętościowo nie są tomiszczami, a mimo to nie zgodzę się, że Christie interesowała się wyłącznie intrygą kryminalną na kartach swych powieści.
Właśnie m.in. w książce "A.B.C." niekwestionowana "Królowa Kryminałów" skupia się na temacie starości, samotności, przemijania. Nie ukrywajmy, bardzo trudnych motywach. Obrazuje je rewelacyjnie w scenach, w których Hercules Poirot zabarwia swoje wąsy na czarno, aby ukryć siwiznę. A przede wszystkim, aby ukryć przed sobą i całym światem nieuchronny znak czasu. W scenach, w których policja lekceważy słynnego detektywa z racji na jego starczy wiek i jego – jak mówią – przestarzałe metody śledcze. Przez co, Hercules Poirot zdobywa jeszcze większą sympatię czytelników, o ile to możliwe?
Podobało mi się również, jak Agatha Christie zbudowała postać kapitana Hastingsa, przyjaciela Poirota. A zbudowała ją w kontraście do Belga. Hastings jest dziennikarzem, żądnym sensacji. Często porywczym i gwałtownym w swych działaniach. Agatha Christie nie opisuje, że dana postać jest np. impulsywna. Agatha Christie to po prostu pokazuje, pozwalając wykazać się swoim bohaterom w ramach ich osobowości. Gdy detektyw otrzymuje wiadomość, że następna zbrodnia wydarzy się w mieście Churston za niespełna kilka godzin, Hastings w pośpiechu pakuje swoje i Poirota rzeczy. Wtedy Belg zwraca mu uwagę, że pociągu jego pośpiech nie przyśpieszy, a tylko będą mieli niepotrzebnie zmięte ubrania.
Powieść "A.B.C." przeczytałem w ciągu trzech godzin i bawiłem się przednio. Była tak dobra, tak dobrze napisana, tak dobrze skonstruowana, że tęsknię za tą historią i mam ochotę sięgać po kolejne książki Agathy Christie. Co tu dużo mówić, chciałbym zapoznać się z całą twórczością "Królowej Kryminałów".
Słynny detektyw na tropie seryjnego mordercy "A.B.C."! Kolejne morderstwa, którym nie można zapobiec. Zbrodnie, które wstrząsają Wielką Brytanią. Strach i wątpliwości, które paraliżują. Pytania bez odpowiedzi, gra na śmierć i życie!
Agatha Christie. Urodziła się 15 września 1890 r. w Anglii. W wieku 11 lat, po śmierci ojca, zaczęła jeździć z matką po świecie. Był to...
2018
Lale Sokołow jako dwudziestosześciolatek trafia do obozu koncentracyjnego Auschwitz-Birkenau, w 1942 roku, razem z pierwszym transportem więźniów. W niedługim czasie zostaje tatuażystą. Jego zadanie sprowadza się do naznaczania nowo przybyłych więźniów sześciocyfrowym numerem. Pewnego dnia poznaje miłość swojego życia, dziewczynę o imieniu Gita, którą przyrzeka chronić przed śmiercią z rąk bezwzględnych esesmanów.
HEATHER MORRIS pochodzi z Nowej Zelandii, a obecnie mieszka w Australii. Pracując w szpitalu państwowym w Melbourne, przez kilka lat czytała i pisała scenariusze, z których jednym zainteresował się uhonorowany Oscarem amerykański scenarzysta. W 2003 roku Heather spotkała starszego pana, który „miał historię wartą opowiedzenia”. Dzień, w którym poznała Lalego Sokołowa, zmienił życie ich obojga. W miarę, jak rozwijała się ich przyjaźń, Lale otwierał przed nią najgłębsze zakamarki własnej duszy, powierzając jej tajemnice życia w czasach Zagłady. Początkowo historia losów Lalego miała postać scenariusza, który zdobywał wiele wyróżnień w międzynarodowych konkursach. /notka o autorce pochodzi od wydawcy/
BESTSELLEROWA POWIEŚĆ OPARTA NA FAKTACH!
LALE SOKOŁOW urodził się w 1916 roku. W 1942 roku razem z pierwszym transportem więźniów trafił do Auschwitz. Miał wówczas dwadzieścia sześć lat, znał kilka języków. I miał tatuować numery. Kilka miesięcy później poznał Gitę Furman, miłość swojego życia, której pomógł przerwać obóz. Po zakończeniu wojny wyruszył do Bratysławy na poszukiwanie ukochanej. Wzięli ślub w 1945 roku, a trzy lata później z powodów politycznych wyemigrowali do Australii. Lale i Gita mieli jednego syna. O swoich doświadczeniach wojennych Lale zdecydował się opowiedzieć dopiero po śmierci żony w 2003 roku. On sam zmarł trzy lata później. /notka biograficzna Lalego Sokołowa pochodzi od wydawcy, ze skrzydełka książki/
Książkę „Tatuażysta z Auschwitz” dostałem jako prezent urodzinowy. Przyznam się szczerze, że nigdy nie przepadałem za literaturą historyczną, ani literaturą faktu. Zawsze unikałem takich powieści i nigdy sam z siebie nie wybrałbym tej książki z księgarskiej półki. Do lektury podchodziłem z niemałym sceptycyzmem i z początkowym zniechęceniem, ale przede wszystkim z wielkim szacunkiem. Miałem świadomość, że ta historia jest o prawdziwych ludziach, którzy przeżyli rzeczy tak okrutne, że aż niepojęte.
„Tatuażysta z Auschwitz” jest świetną powieścią fabularną, zresztą ta historia miała być scenariuszem, a w efekcie filmem. Obawiałem się, że ta książka będzie za trudna tzn. przesączona danymi historycznymi, szczegółami, które niekoniecznie chce się czytać na raz (coś na zasadzie słownika). Ale nic takiego nie miało miejsca, ponieważ fabuła była doskonale dopracowana i płynęła. Nie chciałbym używać słowa „ciekawa”, bo ze względu na opowiadaną historię, byłoby to niestosowne. Tak jak już napisałem, historię oparte na faktach wymagają - od nas czytelników - zachowania wielkiego szacunku do nich i do ludzi, którzy zdecydowali się je opowiedzieć (co jak domyślam się - łatwe nie jest).
Książka opowiada o Słowaku pochodzenia żydowskiego, który trafia pierwszym transportem do obozu w Auschwitz, który jeszcze nie jest rozbudowany. To zadanie dla tych i przyszłych więźniów. „Arbeit macht frei” (praca czyni wolnym) brzmi dla tych ludzi jak zwykła kpina. Mordercza praca, głodowe jedzenie (mocna kawa i kawałek stęchłego chleba) oraz terror i zabójstwa ludzi z kaprysu przez esesmanów to tamtejsza rzeczywistość. Heather Morris z ogromnym wyczuciem opisuje trzy lata życia Lalego Sokołowa, o których on jej opowiadał. Już od samego początku zżyłem się z głównym bohaterem, co przyszło mi bardzo łatwo, ponieważ Lale był człowiekiem sympatycznym, zaradnym, życzliwym i myślącym poza czubek własnego nosa. Przetrwanie trzech lat w obozie koncentracyjnym Auschwitz-Birkenau zawdzięczał swojej umiejętności do języków (znał kilka, w tym polski, węgierski, a przede wszystkim niemiecki) oraz pomysłowości. Bardzo szybko został tatuażystą, przez co mógł czuć się trochę bezpieczniej niż pozostali więźniowie. Wykorzystywał swoją pozycję, aby pomagać innym. Mógł zdobywać jedzenie i dzielić się z innymi.
Relacje Lalego z innymi więźniami, a także z esesmanami autorka ukazuje w toku całej powieści, i moim zdaniem głównie o tym jest ta historia. I tym książka podbija serca czytelników na całym świecie, bo wszędzie gdzie się ukazała została bestsellerem. Jednak najbardziej zaskakuje relacja Lalego z młodym esesmanem. Baretzki traktuje Lalego inaczej niż pozostałych więźniów obozu. Często zwierza mu się i pyta go o radę. Stefan Baretzki pomaga Lalemu skontaktować się z jego ukochaną. Warto przeczytać tę książkę i samemu ocenić postawę tego esesmana, który nie chciałbym powiedzieć, że wzbudza inne niż te najgorsze emocje, ale no właśnie…
Podsumowując, nie spodziewałem się tak mocnej opowieści, która mną wstrząśnie i zmieni moje postrzeganie o tym typie literatury. Bestialstwo ukazane w powieści Heather Morris szokuje, i choć prawda o Auschwitz jest powszechnie znana, przekaz książki wprawia na nowo w osłupienie i nie pozwala nie myśleć o historii Lalego Sokołowa.
bywaleczycia.pl
Lale Sokołow jako dwudziestosześciolatek trafia do obozu koncentracyjnego Auschwitz-Birkenau, w 1942 roku, razem z pierwszym transportem więźniów. W niedługim czasie zostaje tatuażystą. Jego zadanie sprowadza się do naznaczania nowo przybyłych więźniów sześciocyfrowym numerem. Pewnego dnia poznaje miłość swojego życia, dziewczynę o imieniu Gita, którą przyrzeka chronić...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2015
Rozwiedziony Timothy Blake pracuje w salonie samochodowym. Wychowuje siedemnastoletnią córkę Sydney, i choć jest zblazowany życiem, nie poddaje się i próbuje nie myśleć o przeszłości. Pewnego dnia jego córka znika i zaczyna się największy koszmar. Tim zgłasza sprawę na policję. Jednak widząc ich niemoc, postanawia sam rozwiązać zagadkę zaginięcia Sydney. Pierwszy trop prowadzi do hotelu, w którym nastolatka pracowała dorywczo. Tam dowiaduje się, że nie tylko on jeden szuka Sydney. Robią to też jacyś dziwni ludzie, którzy nie boją się splamić swoich rąk krwią. Timothy Blake musi znaleźć swoją córkę jako pierwszy!
Linwood Barclay urodził się w USA, ale od dziecka mieszka w Kanadzie. Przez wiele lat zajmował się dziennikarstwem, słynąc z ciętych felietonów na łamach dziennika „Toronto Star”. Jego thriller „Bez śladu” uczynił z autora pisarską gwiazdę pierwszej wielkości, a jego książkę „Największy lęk” polecają Tess Gerritsen, jak i Michael Connelly. /notka o autorze pochodzi od wydawcy/
Powieść zakupiłem ze stosu taniej książki w TESCO, prawdopodobnie (bo nie pamiętam dokładnie) za niecałe 15 złotych. Zupełnie przypadkiem, nie znając wcześniej autora i nie zapoznając się z recenzjami w Internecie. Z jednej strony przekonała mnie bardzo niska cena i polecajka Tess Gerritsen. Z drugiej strony skłoniło mnie do tego solidne wydanie tj. twarda oprawa oraz jakościowy papier (co jest rzadkością teraz na rynku). Moim zdaniem okładka nie wywołuje tzw. szału i średnio odnosi się do klimatu, jak i fabuły powieści. O wiele lepszą okładką jest okładka z wydania z roku 2011. Jest dużo bardziej pomysłowa i po prostu przykuwa wzrok, czego nie można powiedzieć o okładce z roku 2014, choć i ona nie jest fatalna, co warto podkreślić (patrząc jednak na wydania zagraniczne, niestety ale od nich odstaje). Czcionka jest bardzo przyjemna, a całe wydanie plasuje się na naprawdę wysokim poziomie, więc wydając 15 złotych dokonałem bardzo dobrego zakupu.
Książkę się chłonie. Jest tak napisana, że bez problemu można przeczytać ją w jedno popołudnie lub w dwie leniwe noce. Została podzielona na 46 krótkich rozdziałów, zapisanych głównie konkretnymi dialogami, często jedna kwestia bohatera to jedno słowo lub zdanie składające się do kilu słów. Przez to dialogi są bardzo naturalne i nie mamy poczucia – „no przecież nikt tak nie mówi! Co ten autor nawymyślał?!”. Cierpią na tym opisy, ale ze względu na szybką akcję i płynność fabularną specjalnie nad tym nie rozpaczałem. Przeciągnięte opisy potrafią naprawdę zmęczyć i znacznie obniżyć napięcie, a skoro „Największy lęk” jest thrillerem, nie mógł w żadnym wypadku na to sobie pozwolić.
Timothy Blake, czyli główny bohater „Największego lęku” jest ciekawie skonstruowany, choć wydać by się mogło, że wpisuje się mocno w standardowy typ bohatera literackiego. Przecież mamy do czynienia z rozwodnikiem i ojcem. Osobą, przeczołganą przez życie i zrezygnowaną. Żyjącą głównie dla swojej córki i przeszłością, w której tworzył pełną i kochającą się rodzinę. Normalność daje mu Sydney i praca w salonie samochodowym. W momencie, w którym znika bez żadnego uprzedzenia jego córka traci ostatki swojego ładu. Chwilowe załamanie przekuwa w wielką motywację i jeszcze większą determinację. Linwood Barclay w sposób interesujący opisał relacje Blake’a z jego byłą żoną i jej nowym mężem. Jak łatwo się domyślić, Timothy nie zapałał sympatią do nowego partnera swojej byłej żony i odwrotnie. Opisy nieraz śmieszne, nieraz boleśnie prawdziwe o ich potyczkach czytamy praktycznie w toku całej powieści. To nadaje jeszcze bardziej człowieczy wymiar głównej postaci Barclay’a. Moim zdaniem nic nie stoi na przeszkodzie, aby polubić Blake’a, a nawet się z nim utożsamić, jeśli w jakiś stopniu coś nas z nim łączy. Sama narracja, która jest pierwszoosobowa, dodatkowa nam to ułatwia. „Największy lęk” jest książką o ojcu, który za wszelką cenę chce odzyskać swoją córkę. Przez całą opowieść odczuwamy lęk, czy Sydney wróci do domu bezpieczna! Czy Blake zdoła ją uratować?
Nie da się ukryć, że pomysł na fabułę sam w sobie nie jest specjalnie odkrywczy ani też oryginalny. Za to jest genialnie i niepowtarzalnie wykonany, z silnymi i charakternymi postaciami. Nawet bohaterzy miałcy są tak napisani, że tacy właśnie są i to jest ich cechą. Zawiodło mnie zakończenie, a raczej brak czegoś w rodzaju epilogu. Akcja rozwiązuje się i poznajemy odpowiedzi na wszystkie zagadki fabularne, ale nie dostajemy od autora opisu relacji bohaterów na taki stan rzeczy. Ja potrzebowałem, aby pokazano mi jak dane postacie poradzili sobie z tym, o czym się dowiedzieli. A dowiedzieli się o naprawdę szokujących wydarzeniach z ich życia. Książka kończy się w momencie, w którym mnie jako czytelnika nie usatysfakcjonowała. Mimo tego powieść ma bardzo specyficzny klimat, który budowany jest wokół tematu związanego z samochodami. Mi to bardzo pasowało, ale wałkowanie motywu aut może zmęczyć niejednego czytelnika. Z kart powieści dowiadujemy się wielu ciekawostek dotyczących np. efektywnych sposobów sprzedaży aut. Od tej strony książka pokazuje się również ciekawie. Intryga kryminalna bardzo mi się podobała i w ostatecznym rozrachunku nie zgadłem jej rozwiązania. Jednak czasami można było wyczuć tzw. szwy, czyli ewidentne momenty, w których autor wyprowadzał czytelnika w pole.
Podsumowując, dla mnie była to bardzo, bardzo udana lektura. Zajmująca i niepowtarzalna. I naprawdę nie rzucam tych słów na wiatr. Z przyjemnością powróciłem do niej po latach i również dobrze jak wtedy, tak i teraz mi się ją czytało.
bywaleczycia.pl
Rozwiedziony Timothy Blake pracuje w salonie samochodowym. Wychowuje siedemnastoletnią córkę Sydney, i choć jest zblazowany życiem, nie poddaje się i próbuje nie myśleć o przeszłości. Pewnego dnia jego córka znika i zaczyna się największy koszmar. Tim zgłasza sprawę na policję. Jednak widząc ich niemoc, postanawia sam rozwiązać zagadkę zaginięcia Sydney. Pierwszy trop...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to
Eustachy Klarencjusz Scrubb, kuzyn rodzeństwa Pevensie, otrzymuje - od samego Aslana - misję powrotu do Narnii. Towarzyszyć będzie mu Julia Pole, koleżanka z Eksperymentalnej Szkoły. Razem wyruszą w podróż, której celem stanie się uratowanie Riliana, syna Kaspiana X.
C. S. Lewis, właściwie Clive Staples Lewis (1898-1963), brytyjski pisarz, filolog oraz wykładowca uniwersytecki.
Jego ojciec Albert był prawnikiem, a matka Florence córką anglikańskiego pastora.
Podczas I Wojny Światowej wstąpił do armii. Wraz z końcem wojny, podjął studia na Uniwersytecie w Oxfordzie.
Swój powrót do wiary chrześcijańskiej, co ma ogromny wpływ na jego twórczość, zawdzięcza rozmowom z J. R. R. Tolkienem oraz Hugo Dysonem (w ramach spotkań społeczności literackiej, pod nazwą Inklingowie), a także literaturze George'a MacDonalda. Swoją przemianę opisuje w autobiografii "Zaskoczony radością".
W 1951 r. ukazuje się pierwszy tom "Opowieści z Narnii" zatytułowany "Lew, czarownica i stara szafa", który to przyniósł mu ponadczasową sławę.
Jeśli czytamy "Opowieści z Narnii" w kolejności tzw. klasycznej - zauważymy, że jest to pierwszy tom, który nie opowiada już w żadnym stopniu historii rodzeństwa Pevensie. Clive Staples Lewis już w poprzedniej części: "Podróży Wędrowca do Świtu" włożył wysiłek, aby nas do tego przyzwyczaić. Nie ma jednak sensu podnosić głosów oburzenia, które często można przeczytać w recenzji tego tomu, ponieważ "Opowieści z Narnii" mają opowiadać właśnie o Narnii i niekoniecznie zawsze z tym samym zestawem bohaterów. Niemniej jednak pozostaje lekki niedosyt - bo jak C. S. Lewis lubi odwoływać się do swoich poprzednich książek i ich bohaterów - tak w "Srebrnym Krześle" nie znajdziemy takich easter eggów. Na szczęście w kolejnych tomach będzie sentymentalniej.
Eustachy oraz Julia uczęszczają do koedukacyjnego gimnazjum, nazywanego przez narratora "Szkołą Eksperymentalną'. Lewis na kartach powieści nie szczędzi gorzkich słów w tym temacie. Gimnazjum koedukacyjne uważa za coś dziwnego, nienaturalnego i w gruncie rzeczy złego i niemającego szans na sprawdzenie się. No cóż, z perspektywy lat widzimy jak bardzo Lewis się pomylił. Jak się wszystko pozmieniało! Dzisiaj, wręcz szkoły niekoedukacyjne są ewenementem i mogą budzić zdziwienie. Autor na każdym kroku wbija szpilę takiemu modelowi nauczania, a w finale historii wysyła dyrektorkę tej szkoły do parlamentu, jako symbol największej zniewagi. Przynajmniej, postrzeganie parlamentarzystów przez obywateli nie uległo zmianie. I to na przestrzeni tylu lat i niezależnie od kraju. Nie sądzę, żebym za dzieciaka zwrócił na to uwagę.
Ten tom swoją konstrukcją fabularną przypomina mi tom pierwszy (według kolejności klasycznej). W "Lwie, czarownicy i starej szafie" rodzeństwo Pevensie uciekało z naszego świat do Narnii przed II Wojną Światową. W "Srebrnym Krześle" Eustachy i Julia uciekają z naszego świata do Narnii przed szkolnymi chuliganami, bo jak nas informuje narrator - winna temu jest "Szkoła Eksperymentalna", ale to już wiemy.
Julia Pole i Eustachy Scrubb są głównymi bohaterami tej historii. To na ich barkach spoczywa odszukanie księcia Riliana, syna Kaspiana X. Tak, to ten sam Kaspian, co z tomu drugiego i trzeciego. Tylko, że trochę starszy. No dobra, sporo starszy! Bo jak wiemy, w Narnii czas płynie inaczej. Tak więc, staruszek Kaspian powoli zbliża się ku tamtemu światowi, a jego jedyny potomek dawno temu zaginął. Aslan przekazuje Julii Pole wskazówki, dzięki którym odnajdą królewicza Riliana. Po naradzie ze sowami (na "Sowim Sądzie") wyruszają w podróż ku Północy Narnii, ale nie sami. Pomagać im będzie osobliwy błotowij - Błotosmętek.
Jak sądzicie, podołają w misji? C. S. Lewis trzyma czytelnika w napięciu aż do samego końca! I mimo lekko nużącego początku, zabawa i dreszcz niepewności gwarantowane!
W "Srebrnym Krześle" najbardziej spodobały mi się dwie postacie, a jednocześnie ta sama dwójka bohaterów najmocniej działała mi na nerwy. Mowa o wspominanym już Błotosmętku oraz Pani w Zielonej Szacie. Błotosmętek (jak sama nazwa wskazuje) należy do wiecznych pesymistów, czarnowidzów i zrzęd. Powiem tak, Smerf Maruda u widzów wzbudza ogrom sympatii, ale na dłuższą metę byłby trudny do życia. I podobne odczucia miałem, co do Błotosmętka. Zwłaszcza, że słuchałem audiobooka. I skądinąd genialny Jerzy Zelnik, tak dobrze odwzorował tą postać, że gdy miała monolog, chciało się autentycznie wyłączyć nagranie. Błotosmętek absolutnie przekraczał jakiekolwiek przyjęte normy zrzędliwości. Natomiast, Pani w Zielonej Szacie była odpowiednikiem Białej Czarownicy z pierwszego tomu "Opowieści z Narnii". Ta zielona, tamta biała! Te analogie między tymi dwoma tomami są bardzo wyraźne. Kolejny dystyngowany czarny charakter, który nie brudzi zbrodnią własnych rąk. Jej pomysł na wysłanie Eustachego i Julii na przenocowanie do Łagodnych Olbrzymów był w czystej postaci perfidny. Perfidny, bo Łagodne Olbrzymy spożywali ludzi, ale ogólnie były fajne z nich istoty, powiedzmy...
Tom czwarty "Opowieści z Narnii" - "Srebrne Krzesło" był pełen przygód, emocji i dobrego humoru. C. S. Lewis utrzymał wysoki poziom, do którego przyzwyczaił czytelnika. Polecam przeczytać, bo zwykle przygodę z Narnią kończymy na tomie drugim: "Księciu Kaspianie" i tym samym rezygnujemy ze zgłębiania tego pięknego świata.
Eustachy Klarencjusz Scrubb, kuzyn rodzeństwa Pevensie, otrzymuje - od samego Aslana - misję powrotu do Narnii. Towarzyszyć będzie mu Julia Pole, koleżanka z Eksperymentalnej Szkoły. Razem wyruszą w podróż, której celem stanie się uratowanie Riliana, syna Kaspiana X.
więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo toC. S. Lewis, właściwie Clive Staples Lewis (1898-1963), brytyjski pisarz, filolog oraz wykładowca...